Natalii część 4
Przed domem, na chodniku, natknęliśmy się na tłum przechodniów wracających w odświętnych ubraniach po mszy z kościoła. Widok Natalii przyciągnął spojrzenia i gdyby nie ten jej nietypowy dla kobiet wzrost hamujący zachowania innych, to pewnie musiałbym ją chronić od nadmiaru amantów.
Rodzice z pewnością spodziewali się, że przyjadę na śniadanie z jakimś swoim aktualnym partnerem. Kiedy po wyprowadzce z domu zabronili mi pojawiać się na uroczystościach rodzinnych w męskim towarzystwie, to nie odwiedzałem ich przez trzy lata. Nasze wzajemne relacje już od dawna są poprawne i teraz chcąc mnie zobaczyć, tolerują moją odmienność.
Podjechaliśmy moim samochodem pod mój dom rodzinny, odziedziczony przez rodziców po dziadkach, którzy otrzymali go, jako jedyni ocalali z całej rodziny po drugiej wojnie światowej. Willa nasza zawsze była dumą aktualnych właścicieli i teraz moi rodzice dbali o posesję najlepiej jak umieli, ograniczała ich tylko zasobność portfela. Podjazd był pusty, więc miałem możliwość dojechania w pobliże drzwi wejściowych. Zatrzymałem samochód, wysiadłem pierwszy, obszedłem auto i otworzyłem drzwi pasażera. Natalii nawet wysiadając z ciasnego wnętrza sportowego samochodu robiła to z gracją, a moja wyciągnięta ręka służyła jej, jako element sceniczny. Wprowadziłem ją do przedpokoju, odebrałem od niej lekki kremowy płaszczyk i biały jedwabny szal. Rzeczy Natalii powiesiłem z najwyższą starannością, a swoją kurtkę zawiesiłem na haczyk przymocowany bezpośrednio do ściany. Wtedy przyszli z pozostałych części domu moi rodzice.
- Mamo, tato – przedstawiam wam Natalii, którą zaprosiłem do was na święta.
Ojciec szybko, wzrokowo, ocenił moją towarzyszkę i z rzadką dla siebie gracją przywitał się, jak na kulturalnego mężczyznę w średnim wieku przystało. Natomiast mama, ograniczyła się do uściśnięcia ręki i powiedziała.
- Synku pomożesz mi w kuchni - i nie czekając na moją odpowiedź, odwróciła się i poszła.
Odprowadziłem gościa do salonu, w którym prawie był przyszykowany stół do świątecznego śniadania. Tato kontynuował, przerwane naszym przybyciem, ustawianie sztućców, a ja przeprosiłem i poszedłem do kuchni. Zaledwie przekroczyłem próg, kiedy mama nie przerywając czynności, odwrócona do mnie plecami, z pretensją do mnie powiedziała.
- Franuś, ja i ojciec tolerujemy twoją przypadłość, lecz to nie ładnie, że przyprowadziłeś przebranego w sukienkę chłopa.
- Mamo, Natalii jest prawdziwą kobietą, a nieprzebranym facetem.
- O rany! Prawie ucięłam sobie palec – powiedziała, wypuszczając nóż z fińskiej stali z prawej ręki.
Gdybym widział, że kroi takim ostrym narzędziem, nigdy nie powiedziałbym niczego, co mogłoby wpłynąć na jej emocje. Jedynie w takiej sytuacji, mogłem owinąć mamy dłoń w czystą ściereczką i biegiem przynieść apteczkę. Prawie przebiegłem przez salon do gabinetu ojca po apteczkę, szybko wyciągnąłem ją z szafki i jak najszybciej wracałem.
- Stało się coś? – zapytała, Natalii.
- Mama porządnie skaleczyła się nożem, rana wygląda paskudnie, jak to zobaczyłem to słabo mi się zrobiło.
Zanim powróciłem ręcznik, jakim zrobiłem prowizoryczny opatrunek, zdążył już porządnie zabarwic się na czerwono. Przystąpiłem do opatrunku, próbując nieudolnie, jak to osoba nieprzeszkolona, opatrzyć ranę. Ręce mi się trzęsły, byłem bardziej przestraszony od mamy, a jak zobaczyłem ranę po przemyciu to mało nie zemdlałem.
- Może ja to zrobię, tobie jak widzę opatrunek nie wychodzi – usłyszałem głos stojącej obok Natalii.
- Pobrudzisz się krwią – powiedziałem.
- Nic nie szkodzi, a teraz się odsuń – odpowiedziała.
Jak najszybciej przeszedłem do miejsca gdzie nie przeszkadzałem i mogłem wszystko widzieć. Natalii z wielką wprawą przystąpiła do tamowania krwotoku, jak zawodowa pielęgniarka. Nigdy niegdzie nie widziałem tak precyzyjnych ruchów i sprawnego nakładania opatrunku. Wszędzie pełno krwi, a wspaniała kreacja kobiety nawet nienaruszona. Zaczynałem zastanawiać się gdzie można takich umiejętność się nauczyć, lecz byłem pewny, że w naszym kraju kiedyś być może tak, a w tej chwili z pewnością nie.
- Zrobiłam, co mogłam, a teraz potrzebna jest wizyta w szpitalu na oddziale ratunkowym. Ranę trzeba zszyć i to możliwie szybko.
- Natychmiast zawiozę mamę, tylko taty samochodem, jest wygodniejszy –powiedziałem i powstrzymując mamę przed upadkiem zaprowadziłem ją do auta stojącego w garażu.
Zanim wróciliśmy ze szpitala minęła godzina trzynasta, byłem głodny jak wilk, bo od wczoraj nic nie jadłem. Wypicia kilku kaw nie zaliczałem do posiłku, jednak martwiłem się, co z Natalii, nawet nie poprosiłem ją żeby zaczekała. Może mogłem wcześniej zatelefonować i poprosić ją o zaczekanie, lub przeprosić za zaistniałą sytuację. Z takimi i podobnymi myślami borykałem się podczas powrotu ze szpitala. Mamie ranę zszyli, obandażowali i nafaszerowali ją środkami przeciwbólowymi, to teraz siedziała cichutko na siedzeniu pasażera.
Zaraz po wejściu do domu usłyszeliśmy głosy taty i Natalii, ojciec dorwał słuchacza i znowu marudził o czasach napoleońskich. Pewnie zanudził kobietę na śmierć tymi swoimi mądrościami, tak pomyślałem. Jednak mama zdrową ręką złapała mnie i przyłożyła palec do ust oraz gestem nakazała poczekać w przedpokoju. Słuchaliśmy prowadzonej rozmowy zaledwie przez chwilę, lecz przez ten czas dowiedzieliśmy się, że ojciec tym razem trafił jak kosa na kamień. Moja znajoma doskonale orientowała się w tamtej epoce i znała szczegóły znane nielicznym. Zagnała ojca w kozi róg i uświadomiła mu w sposób taktowny, o jego brakach w wiedzy o tajemnicach z tamtej epoki. Mamie podsłuchiwanie poprawiło humor. Kiedy weszliśmy do salonu, oprócz ojca i Natalii, zastaliśmy tam jeszcze jedzącą Julitę.
Opóźnione śniadanie wielkanocne przebiegło w odmiennej atmosferze, jak każdego minionego roku od dziesięciu lat, kiedy wyprowadziłem się z domu. Wcześniej mama tylko udawała, że się cieszy z moich gości. Teraz autentycznie cieszyła się pomimo bólu, jaki odczuwała z odniesionej rany, delikatnie tylko przytłumionego środkami przeciwbólowymi. Rozpromieniona siedziała przy stole i próbowała z apetytem wszystkich potraw, jakie przyrządziła Natalii podczas naszej nieobecności.
Julita, podobnie jak Natalii, przypadła jej do gustu, ponieważ bardzo przypominała ją samą z przed kilku lat. Natomiast ja przywitałem się z Julitą jak z dawną znajomą i ani słowem nie wspomniałem o jej wcześniejszej niedyspozycji. Jedynie podziękowałem jej, że zechciała spędzić z nami święta. Nawet dla mnie te święta stały się wyjątkowe i wspaniałe, miałem tylko nadzieję na powtórzenie ich atmosfery przyszłym roku i latach następnych.
Czas spędzony przy świątecznym stole w miłym towarzystwie minął nam do wieczora bardzo szybko. Przez zamieszanie ze szpitalem zabrakło nam czasu na popołudniowy świąteczny spacer. Przed pożegnaniem, Julita powiedziała.
- Na jutrzejszy obiad o trzynastej zapraszam do mnie, chłodziarka i zamrażarka są pełne jedzenia. Stale robię zakupy i zawsze wracam bardzo późno z pracy. Wszystkie przeterminowane produkty wyrzucam, a tak nie zmarnuję jedzenia i będę miała przynajmniej gości w drugi dzień świąt. Tylko przyjdźcie, lub przyjedźcie taksówką, gdyż mam doskonałe wina wyprodukowane w klasztornych winnicach.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania