Nathaniel cz. 3
W jej głowie znów pojawił się elektroniczny dźwięk zegarkowego alarmu. Poderwała się natychmiast i rozejrzała dokoła. Siedziała na swojej kanapie w swojej kawalerce. Czemu nie w łóżku? – pytała samą siebie – Dodatku w ubraniu i pod kocem? Przeciągnęła się zdając siebie jednocześnie sprawę, że jest strasznie niewyspana, jakby spała najwyżej cztery godziny. Próbowała sobie przypomnieć jakie wydarzenia i decyzje doprowadziły ją do „tu” i „teraz”. Pamiętała tylko drogę do domu i deszczowy wieczór. Potem jej umysł przywołał dziwne obrazy, wypadek samochodowy, wybuch, potem drewniany pokój człowieka, który ją uratował, miał on jakoś dziwnie na imię, opatrzył jej głowę. Odruchowo sięgnęła ręką do czoła ale pod palcami poczuła skórę i włosy. A czego innego się spodziewałam? – zapytała samą siebie – To pewnie tylko sen. Brzytwa Ockhama. To było najprostsze wyjaśnienie i najbardziej logiczne. To, że wracając z pracy była tak zmęczona, że nie pamięta połowy drogi a po wejściu do domu zdążyła tylko zdjąć mokry płaszcz i buty, wziąć koc i położyć się spać na kanapie. To wyjaśnienie musiało wystarczyć ponieważ zegarek wskazywał już 7.42, a o 9.15 powinna się zjawić na zajęciach z anatomii. Wiedząc, że dojście do autobusu i podróż nim na uczelnię zajmie jej około godziny szybko wyrachowała, że ma niewiele czasu na doprowadzenie siebie do porządku, jednak opanowała tę sztukę niemal do perfekcji dzięki czemu o 8.05 z ostatnią śniadaniową kanapką w ustach zamykała za sobą drzwi.
- Panienko, ja to już swoje lata mam ale jak następnym razem będziecie tak hałasować w środku nocy to osobiście was pogonie.
- Dzień dobry. – odpowiedziała nieco zdziwiona Aleksandra na widok pani Dalii, kobiety po osiemdziesiątce, która mieszkała w jednym z pozostałych dwóch mieszkań na tym końcu korytarza – Przepraszam bardzo ale chyba nie wiem o co chodzi.
- Panienko, cisza nocna rzecz święta. Do północy oko można jeszcze przymknąć ale kto to widział by o trzeciej nad ranem tak hałasować wracając do domu? Ciszej następnym razem na boga.
- Musiała się pani pomylić. Może to Patryk z kolegami wracał z imprezy. – odpowiedziała mając na myśli, o rok młodszego, znajomego studenta fizyki, który w raz z dwoma współlokatorami wynajmował mieszkanie naprzeciw Oli – Ja nigdzie w nocy nie wychodziłam.
- Im też mówiłam i tłumaczyli się tak samo. Ja tylko mówię, następnym razem wyjdę tu do was i inaczej porozmawiamy.
Nie ma to jak dobrzy sąsiedzi – pomyślała z uśmiechem Ola wychodząc z klatki. W głowie jednak zaczynała jej świtać intrygująca myśl. A może pani Dalia rzeczywiście mówiła o niej? Może ten sen nie był tak naprawdę snem i to wszystko wydarzyło się naprawdę. Chwile potem znów odezwał się głos rozsądku, który zasugerował, że istnienie kogoś kto ratuje ją, potem zabiera do siebie (zamiast odwieźć ją do szpitala lub do jej własnego domu), po czym usypia by w końcu odstawić ją na jej własną kanapę nie mając najmniejszego pojęcia pod jaki adres się udać i to wszystko nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. Ta wersja wydarzeń wyglądała wyjątkowo niedorzecznie. Brzytwa Ockhama, najprostsze wyjaśnienie jest zwykle najlepsze. Może mam za wiele rzeczy na głowie? – myślała – Za dużo pracy a za mało czasu wolnego? – spojrzała na zegarek w telefonie – 8.13 za dwie minuty mam autobus, idealnie. Dziś w planach anatomia, wykład z chemii i histologii…
Jednak gdy chwile potem dziewczyna stanęła przed zmiażdżoną, nadpaloną i powyginaną konstrukcją przystanku autobusowego a pod swoimi stopami zobaczyła drobne resztki szkła, blach i tworzyw sztucznych, została brutalnie zmuszona do ponownego przemyślenia swojego wczorajszego powrotu. Rzeczywistość, popisując się niemal ludzką złośliwością, grzecznie poczekała aż jej ofiara poukłada sobie wszystko jako tako w głowie by za chwile wyciągnąć kolejnego asa z rękawa, dawkując kawałek po kawałku niedorzeczną prawdę.
Całą drogę na uczelnie i połowę zajęć zajęło Oli układanie tych kawałków w jedną, dającą się zaakceptować, całość a następnie dopasowanie jej do prawdopodobnej rzeczywistości. Jednak żadna z wersji nie pasowała jej na tyle idealnie by mogła z czystym sumieniem dać siebie spokój. Dała za wygraną pod koniec zajęć, gdy umysł, potrzebujący więcej mocy obliczeniowej na bieżące wydarzenia, schował tamte przemyślenia do szufladki z napisem ‘na potem’ dając pewne ukojenie od uporczywie nawracającej myśli. Starała się trzymać ją zamkniętą tak długo jak się dało. Wracając do domu szła okrężną drogą by ominąć zniszczony przystanek. Jutrzejszy piątek, a co za tym idzie wolne od pracy popołudnie, sprawił, że Ola postanowiła zrobić to na co miała ochotę już od wielu tygodni. Wyjście na spacer. Fakt, że jej mieszkanie znajdowało się dwieście metrów od otaczającego miasto, od północy, lasu doskonale współgrał z jej zamiłowaniem do przechadzania się bez celu na świeżym powietrzu co było jedną z jej ulubionych metod na relaks i zresetowanie się przed kolejnymi wyzwaniami życia. Już podczas pierwszych leśnych przechadzek znalazła swoje ulubione miejsce. Polanę wielkości mniej więcej połowy boiska piłkarskiego, otoczoną z każdej strony wysokimi drzewami, z wielki, płaskim kamieniem na środku, który nadawał całości niemal mistycznego wyglądu. Dziewczyna traktowała to raczej jako swój punkt docelowy gdyż droga tam i z powrotem zajmowała jej dokładnie dwie godziny, w sam raz na relaksujący spacer dla rozruszania nóg i odpoczynku dla umysłu. Z tą przyjemną wizją dnia następnego Ola rozsiadła się wieczorem na kanapie w swoim mieszkaniu. Wzięła do ręki dwa listy, które znalazła w skrzynce wracając z pracy. Dwa. To już dużo. - stwierdziła – W dobie Internetu i emaili pocztą przychodziły jedynie rachunki, czasem pisma urzędowe no i oczywiście reklamy.
Tak jak przypuszczała pierwszy nich okazał się rachunkiem, mimo to przejrzała go dokładnie, a nuż może wyczyta tam, że od dziś prąd ma za darmo? Drugi list ją bardziej zaciekawił. Zaadresowany ręcznie zamaszystym nie do końca starannym pismem. Jak widać ktoś jeszcze ceni sobie tradycje. – pomyślała obstawiając w ciemno jego treść.
Na pierwszym miejscu plasował się ktoś z rodziny tak dalekiej, że pewnie widziała go maksymalnie dwa razy, potem może jakiś stary znajomy, może z czasów liceum, lub dawniej, ewentualnie ktoś z wcześniej wymienionych zaprasza ją na ślub czy inną uroczystość. Od poznania prawdy dzielił ją tylko czas potrzebny na wyciągnięcie kartki z koperty. Zrobiła to. Przeczytała. Potem kolejny raz. A potem po raz trzeci jakby w nadziei, że na kartce pojawi się coś więcej niż tylko dwa zdania. Atmosfera przyjemnego spokojnego wieczoru natychmiast prysła gdy umysł dziewczyny zaczął wypluwać z siebie kolejne pytania, na które nie mógł znaleźć odpowiedzi.
Treść listu była następująca: „Spotkajmy się w piątek koło 18 na Twojej ulubionej leśnej polanie. Jeśli oczywiście chcesz. Nathaniel”
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania