Nauczanie cz.1

To naprawdę żenujące, że osiemnastolatka boi się przejść obok grupki chłopców w wieku, na oko, 7-8 lat. Nawet mnie nie znają. Nawet na mnie nie patrzą. Po prostu bawią się na placu zabaw, dzieci tak robią. Bawią się. Nie zamierzają zaciągać mnie do piwnicy i z satysfakcją obserwować moją śmierć, a tym bardziej się do niej przyczyniać. Przecież takie dzieci pewnie boją się same iść do piwinicy. To niedorzeczne, idź.

To tylko spacer z psem. Chodzisz z nim tędy każdego dnia.

- Halo, proszę pani! – mimo założonych słuchawek dociera do mnie wołanie jednego z tych chłopców. Ignoruję go, pojawia się stres.

- Niech się pani zatrzyma! – teraz zbiegło się ich już więcej. Nie wiem czy wszyscy, nie odwracam się. Wiedziałam, że coś z nimi nie tak. Kiedy w ogóle dzieci zaczęły mówić do mnie „pani”? Na co dzień wyglądam na lat 15, dodatkowo wyszłam bez makijażu, a pod cienką kurtką założoną miałam górę od piżamy. W połączeniu z niechlujną fryzurą naprawdę nie wyglądałam ani trochę atrakcyjnie.

Nie zareagowałam też na to wołanie, dostałam więc kasztanem w plecy. Tego już za dużo. Zrobiło mi się gorąco. Szybka analiza sytuacji: Na zaczepki rodem z podstawówki najlepiej nie odpowiadać- dzieciom się znudzi, nic mądrzejszego nie wymyślą. Nie opłaca się wdawanie z nimi w dyskusję, bo tego właśnie oczekują. Chcą zdobyć twoje zainteresowanie.

Schowałam dumę urażoną przez kasztan, który uderzył o moje plecy, do kieszeni i poszłam przed siebie w kierunku domu. Oddzielona przez jeden z osiedlowych bloków poczułam się bezpieczniej, ponieważ kiedy skręcałam, chłopcy nie pobiegli za mną. Jednak nie spodziewałam się tego, że cały czas mnie obserwują. Gdy tylko zobaczyli mnie po drugiej stronie placu zabaw, ruszyli w moją stronę. Wyglądało to z jednej strony komicznie, z drugiej było jednak cholernie dziwne. Szłam nieprzerwanie przed siebie, byłam już na ostatniej prostej. Odwróciłam się, a dzieciaki nagle się rozproszyły. Wyglądały przy tym jak jacyś agenci z filmów komediowych. Jeden ukrył się za drzewem, drugi za słupem, a jeszcze inny za żywopłotem. Zaśmiałam się nerwowo i poszłam dalej. Chłopcy opuścili swoje jakże wyszukane kryjówki i podążyli za mną. Na moje szczęście byłam już u drzwi, otworzyłam je szybko kodem, weszłam i zatrzasnęłam za sobą. Źle się czułam z myślą, że oni wiedzą dokładnie gdzie mieszkam, zwłaszcza, że zaczęli dosłownie walić w drzwi pięściami.

- Wiemy już gdzie mieszka! – krzyknął jeden z nich do reszty.

- Niech pani nam otworzy!

- Otwórz!

„O co tutaj chodzi? Tak nie zachowują się normalne dzieci” – pomyślałam i poszłam na górę. Bałam się ich. Bałam się tej sytuacji. A jeśli czegoś się boisz - przeanalizuj. Kiedy znalazłam się już w swoim pokój tak właśnie zrobiłam i znalazłam korzystne dla siebie wyjście.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania