Nawet po śmierci Cię nie opuszczę śliczna. - część 1 - A co jeśli nie powiem?
- Hej śliczna! - usłyszałam głos za sobą - Gdzie tak pędzisz? - teraz już obok mnie.
- Hej boski. - ależ on przystojny! - Do centrum, po jakieś fajne ciuszki. - uśmiechnęłam się.
- Potowarzyszyć Ci? - zapytał
Uśmiechnęłam się w środku. " Hej śliczna" ? Ja śliczna?
- Nawet nie znam twojego imienia.
- Marcin. A piękna panna obok mnie?
- Maja. Po czym wnosisz, że jestem śliczna?
- Brunetka, ciemne piękne oczy i ta okrąglutka buźka. Do tego ta figura. - jego szermowski uśmiech mnie powalał.
Szliśmy kawałek w ciszy, zamyśleniu. Nie mam chłopaka a taka okazja jest jak jedna na milion. Przystojny to mało powiedziane... Brunet, niebieskie oczy, delikatny zarost i umięśnienie w sam raz. Tylko o głowę wyższy. Wygląd pierwsza klasa, ale ciekawe jaki ma charakter. Miły, komplemenciarz i? Zresztą ile ma lat? Ma dziewczynę?
- Ile masz lat? - zapytałam troszkę zmieszna.
- Osiemnaście, a ty? Wyglądasz na siedemnastolatkę. Zgadłem?
O jeju! To chyba najlepszy dzień w moim życiu.
- Oczywiście. - zarumieniłam się.
- Przepraszam, że spytam. - jego mina zrobiła się poważna - Jesteś wolna czy jakiemuś szczęśliwcowi udało się Cie wyrwać?
Zaczęłam się śmiać.
- A co jeśli nie powiem?
- Sam zgadnę?
Wreszcie weszliśmy do centrum handlowego. Poszliśmy najpierw do H&M. Przed wejściem zapytałam
- Nie będziesz się ze mną nudzić?
- Z tobą? Nigdy. - uśmiechną się
W oko mi wpadła ładna, lekko różowa sukienka. Poszłam ją zmierzyć. Nałożyłam ją i zaczęłam się przeglądać w dużym lusterku.
- I jak ? - zapytał Marcin
Pokazałam mu się. Zrobiłam minę małej dziewczynki i czekałam na werdykt.
- Wyglądasz gorzej niż zdechła dżdżownica. - Zaśmiał się
- Ha ha ha. - mój głos był chyba bardziej suchy niż powinien. - Naprawdę?
- Nie. - uśmiechną się - wyglądasz olśniewająco, a na jaką to okazję?
- Ślub mojej starszej siostry. Jeszcze tylko jakieś butki i jestem gotowa. - uśmiech dziś nie schodził mi z twarzy
Zapłaciłam i poszliśmy po buty. Myślałam nad szpilkami, ale wzięłam balerinki takiego samego koloru. Kiedy już mieliśmy wychodzić, Marcin zaproponował pizze.
- Jaką lubisz? - zapytał
- Każdą a ty?
- Też.
W końcu wybraliśmy dużą margerittę. Miło nam się rozmawiało, nawet bardzo miło. Około szesnastej Marcin odprowadził mnie do domu. Zaproponowałam żeby wszedł jednak miał coś ważnego do załatwienia. Polubiłam go i to bardzo. Jest bardzo miły i przystojny.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania