Naznaczona szkarłatną literą

Zwyczajna dziewczyna, jedynaczka, córka jednego z trzech taksówkarzy, w małym miasteczku na południu Polski. Kościół, Szkoła Podstawowa – Tysiąclatka i Liceum Ogólnokształcące, komisariat, poczta, apteka, lodziarnia i restauracja „Turystyczna” zwana przez mieszkańców mordownią, Ośrodek Zdrowia, a przy nim Izba Porodowa.

Uroczy ryneczek wybrukowany kostką. Wokół niewielkie, kolorowe kamieniczki i postój taksówek składający się z aut; dwie Wołgi i Moskwicz. Niedaleko przystanek autobusowy i Bożnica zamieniona na Dom Towarowy.

Rodzina Katarzyny należała do rodzin o wysokim statusie społecznym i materialnym. W kościele miała zacne miejsce w pierwszym rzędzie niczym Borynowie. Ona grzeczna i dobrze ułożona nastolatka, niesprawiająca żadnych kłopotów. Uczyła się dobrze i była wzorem dla innych. Ojciec postanowił dać córce jak najlepsze wykształcenie i zadecydował o studiach farmaceutycznych, a w dalszych planach rysowało się kupno lokalu w rynku pod własną aptekę.

— Nie chcę być aptekarką — mówiła Kasia. Jej marzenia od lat zaprzątała psychologia.

— Będziesz, bo ja tak zdecydowałem! — krzyczał ojciec. — Dopóki łożę na twoje wychowanie, będzie tak jak ja chcę!

Po maturze zdała na Wydział Farmacji i zaczęła studiować w Lublinie, odległym o kilkadziesiąt kilometrów od rodzinnej miejscowości.

Była na trzecim roku, gdy została trafiona strzałą Amora i zakochała się. Myślała, że to miłość na całe życie. Jednak, gdy dowiedzieli się o ciąży, chłopiec nie chciał słyszeć o dziecku, miał inne plany, wpadką obwiniał Katarzynę i po kilku dniach zniknął. Jak się później okazało, wyjechał do nie wiadomo gdzie.

Wszystko runęło jak domek z kart.

Rodzice wraz z proboszczem podjęli za nią decyzję. Urodzi i odda dziecko do adopcji. O ciąży nikt nie może się dowiedzieć. Spakowano Katarzynę i wywieziono na drugi koniec Polski, do sióstr zakonnych.

A wszystkim mówiono, że pojechała na praktykę do Francji.

Tam odizolowana od ludzi spędziła ponad połowę okresu ciąży. Kiedy w dwudziestym ósmym tygodniu dowiedziała się o tym, że dziecko, które nosi, jest upośledzone i nie będzie zdolne do samodzielnego egzystowania lub skazane na śmierć. Poczuła żal. Drugi raz życie z niej zakpiło w okrutny sposób. Sama, wśród zimnych murów klasztoru, braku ciepła i osoby, która by ją przytuliła, nie chciała żyć. Przeorysza Amelia natychmiast powiadomiła jej rodziców i postanowiono przyspieszyć poród. Oczywiście Katarzyna była pominięta w tych decyzjach. Za parę dni miała urodzić martwe dziecko. Podawano jej bardzo gorzki napar do picia. Dziewczyna w chwili przebłysku myśli przypomniała sobie przyjaciółkę nieżyjącej już, swojej kochanej babci i pod osłoną nocy uciekła do niej.

Starsza pani Stefania emerytowana nauczycielka historii mieszkała nad morzem, gdzie mała Kasia z babcią często spędzała wakacje.

Przyjęła ją pod swój dach i po wysłuchaniu wszystkiego, postanowiła jej pomóc. Poprosiła zwracać się do niej babciu i otoczyła miłością taką, jakiej dotąd nigdy nie zaznała, bezinteresowną i szczerą. Po raz pierwszy mogła mieć swoje zdanie i zdecydować o dalszym losie.

Katarzyna właśnie tutaj w Dziwnowie spędziła najlepsze chwile w swoim młodym jeszcze życiu. Dowiedziała się, że ojciec ją poszukiwał. Jednak babcia nie ujawniła pobytu. Dziewięć dni przed narodzinami synka, Stefania zmarła we śnie. Na szafce pozostawiła testament.

Dziewczyna bardzo to przeżyła, ponownie los ją okrutnie zranił, a tyle miały planów.

 

Leżała w sali pełnej szczęśliwych matek tulących swoje maleństwa.

— Moje dziecko… dlaczego? Co dalej? Jak będę żyć? – Powtarzała bezustannie.

Poród był bardzo ciężki i powikłany. Nie było przy niej psychologa, psychiatry ani księdza i innych osób deklarujących pomoc.

Została sama ze swoim cierpieniem, bólem i myślami, a za ścianą jej malutki, bezbronny i wybrakowany synek umierał w bólach.

Jeszcze jeden Jaś, ochrzczony z wody, szedł do nieba drogą krzyżową.

 

Po wyjściu ze szpitala, pochowaniu swojego dziecka i załatwieniu spraw spadkowych, postanowiła sama decydować o swoim życiu.

— Nie pozwolę już nikomu się skrzywdzić!

Zadzwoniła do rodziców i powiadomiła gdzie mieszka. Mama tylko podjęła rozmowę, ojciec zadecydował, że nie ma już córki.

Nie powróciła na poprzedni kierunek, lecz podjęła zaoczne studia na ekonomii. Dom babci przekształciła w pensjonat wypoczynkowy o wdzięcznej nazwie „Stefania”

Spacery brzegiem morza stanowiły jedyną mekkę, gdzie rozmyślała o życiu. Tamtego wieczora, po ciężkim dniu, postanowiła przejść się brzegiem morza. Mimo brzydkiej pogody, choć twierdziła, że morze jest zawsze gotowe na rozmowy.

Koniec listopada, okres Andrzejkowy i zaczynający adwent, później Mikołajki i przygotowania do świąt. Powróciły obrazy z rodzinnego domu, gdzie zawsze wystawne i bogate. Ojciec przykładał wielkie znaczenie do wystroju domu, postaw się, a zastaw się. Niech ludzie widzą i zazdroszczą Kalinowskim powiadał.

Dla niej święta, zwłaszcza Bożego Narodzenia, przebiegały w pensjonacie wspólnie z gośćmi przyjeżdżającymi odpocząć. Nie narzekała na samotność; gwar i śmiech dominował nad ciszą i często wprowadzał pozytywny nastrój w jej życie.

Szła brzegiem morza, które o tej porze nadzwyczaj spokojne szumiało, wdychała powietrze niczym inhalacje. Myślała o przeszłości, którą już dawno zamknęła, ale nigdy całkiem nie wyrzuciła z pamięci. Wspomnień nie wyrzuca się, ot tak na śmietnik.

Nagle usłyszała szczekanie psa. Ujrzała malutkie, ledwo tlące się światełko w oddali. Przystanęła i po oswojeniu wzroku z ciemnością, zobaczyła siedzącą postać na wyrzuconym przez wodę konarze, palącą papierosa. Pies przybiegł do niej szczekając, przestraszyła się.

— Proszę, niech się pani nie obawia, nic pani nie zrobi! — zakrzyknął dźwięcznym głosem z lekką chrypką. Humor, wracaj do pana! — jeszcze raz krzyknął. Po czym wstał, przywitał się i zapytał: — Nie boi się pani, tak sama w ciemności spacerować?

— Jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiałam — odpowiedziałam. — A pan? Też… — nie skończyłam.

— Mam obrońcę w razie, czego — przerwał.

Spacer w towarzystwie nieznajomego okazał się nadzwyczaj interesujący i całkiem przyjemny. Dowiedziałam się, że przyjechał na zgrupowanie siatkarzy w charakterze sportowego lekarza. Odprowadził mnie pod sam dom, pożegnał się ciepło i odszedł ze swoim Humorem.

Tamtego wieczoru nie mogłam długo zasnąć, przewracałam się z boku na bok, a kiedy usunęłam, w śnie pojawił się on, Jerzy.

Ranek zafundował sztorm i senność po nieprzespanej nocy.

Dzień minął jak zwykle na obowiązkach. Późnym wieczorem, gdy usiadłam w fotelu, zadzwonił telefon. Agnieszka z recepcji oznajmiła:

— Zejdź na dół, masz gościa.

Biegłam po schodach jak nastolatka, a serce mało nie wyskoczyło mi z klatki. Humor na mój widok zaczął wydawać dziwne odgłosy zadowolenia. A on, stał jak drzewo na wietrze, wszystko w nim krzyczało na mój widok. Został wtedy i już go nie wypuściłam z rąk; po dwóch latach urodził się Leoś, nasz synek.

A za niedługo na poczcie odczytałam wiadomość.

„Chcielibyśmy u państwa wynająć pokój dwuosobowy na dwa tygodnie, z poważaniem Zofia i Henryk Kalinowscy.”

Nachyliłam się nad łóżeczkiem i uśmiechnęłam.

— Wiesz, synku, kto do nas przyjedzie? Twoja babcia i dziadek.

Maluch też uśmiechnął się słodko.

 

___________________

*Zbieżność imion i nazwisk zupełnie przypadkowa

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • kigja 25.10.2020
    Historia z happy endem, niczym z Hollywood.
    I dobrze.
    Niech się ludziom wiedzie. Niech będą szczęśliwi i swoim szczęściem zarażają innych.
    Było mi tu miło.
    Pozdrawiam
  • Pasja 25.10.2020
    Dziękują za wdepniecie i za ślad. Pozdrawiam
  • Bożena Joanna 25.10.2020
    Jaka długa jest droga od cierpienia do szczęścia. Bezwzględni rodzice w końcu dostrzegają swoje błędy.
    Pozdrowienia!
  • Pasja 25.10.2020
    Czasem potrzeba czasu, aby zrozumieć, że też ma coś do powiedzenia. A rodzice mają obowiązek łożyć na utrzymanie bezinteresownie. Dorośli też popełniają błędy.
    Pozdrawiam
  • Shogun 25.10.2020
    Wyjątkowa historia, gdyż tym razem gorzko-słodka. Bardzo dobra narracja, czyta się świetnie i przyjemnie.
    Cieszę się ze szczęśliwego zakończenia. Są potrzebne, gdyż pokazują, że pomimo wielkiej tragedii można nadal żyć, a nawet odnaleźć szczęście.
    Pozdrawiam :)
  • Pasja 25.10.2020
    Dziękuję pięknie za mile słowa. Sporo się dzieje wszędzie i takie historie rozładowują ten szlam żalów. Czasy nieciekawe i nie wiadomo co z tego wyniknie.
    Pozdrawiam
  • Lotos 26.10.2020
    Podoba się, dobrze się czyta i ciekawa historia.
  • Pasja 26.10.2020
    Dziękuję za podobanie. Pozdrawiam
  • Utwór ciekawy, dobrze napisany, poruszający ważne tematy. W prawdzie nie z wszystkimi elementami jego przesłania się zgadzam, ale potrafię twoją formę wyrażania poglądów docenić. 4
  • Pasja 26.10.2020
    Dziękuję za odbiór. Oczywiste, że każdy jest inny.
    Pozdrawiam serdecznie
  • MarBe 28.10.2020
    Ciekawy, życiowy tekst i bardzo wiele osób w nim znalazłoby cząstkę siebie.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania