Nemezis
Cały drżę, moje ramiona i nogi pokrywa gęsią skórka, usta przybierają barwę nocnego nieba. A ona zamyka oczy, żeby nie widzieć jak marznę.
Chcę być lepszy, to moja jedyna ambicja. Dlatego przygryzam wargę, żeby nie krzyczeć, zaciskam dłonie na ramionach, żeby nie machać nimi w rozpaczy. Bo gniew jest zły, bo okazanie złości, jest oznaką słabości.
Gryzę się w język, rozdrapuję skórę na nadgarstkach, wbijam paznokcie w uda. A ona się odwraca, żeby nie widzieć, jak z moich ran wypływa krew
Boję się ufać - tyle razy naiwny, tyle razy pokąsany, przez "najbliższych". Ile jeszcze przyjdzie mi krzyczeć do nieba, aż ktoś dostrzeże, że cierpię? Ile jeszcze przyjdzie mi błagać o koniec tej parodii, którą bóg uparcie nazywa życiem?
Zgubiłem moment, w którym Bóg zmienił się w boga, a matka w Nemezis.
Komentarze (4)
"Boję się ufać - tyle razy naiwny, tyle razy pokąsany, przez "najbliższych". Ile jeszcze przyjdzie mi krzyczeć do nieba, aż ktoś dostrzeże, że cierpię? Ile jeszcze przyjdzie mi błagać o koniec tej parodii, którą bóg uparcie nazywa życiem?" ~ Ten fragment jest boski, prawdziwy ^^
"bo okazanie złości, jest oznaką słabości." - zbędny przecinek
"wypływa krew" - kropka
Ciekawe zakończenie, bardzo fajnie pomyślane. Brakuje mi tutaj jednak takiego typowego dla Ciebie stylu, takiej magii. Zbyt dużo tutaj jak na mój gust takich suchych faktów ledwie nasączonych emocjami. Tutaj zostawiam 4 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania