Nic zabawnego
Witaliśmy Nowy Rok w towarzystwie dwóch zaprzyjaźnionych małżeństw z sąsiedniego bloku. Tak koło 22 godziny poszliśmy z żoną do kuchni przygotować gorącą kolację.
Reszta towarzystwa wyszła na balkon, jedni zapalić, inni popatrzeć na wystrzeliwane już fajerwerki.
Po chwili usłyszeliśmy jak nasi goście, co chwila zaśmiewają się z czegoś. Dołączyliśmy, żeby zobaczyć, co ich tak bawi. Na dole [ a byliśmy na trzecim piętrze] przy chodniku był rozległy dół. Robotnicy naprawiali jakąś podziemną instalację, przed Świętami zwinęli żagle. Wbili paliki, otoczyli wszystko taśmą ostrzegawczą ; właśnie w to wgłębienie wpadł niewysoki, dość tęgi mężczyzna.
Widać było, że jest dobrze wstawiony i na prostej drodze pewnie miał ciężko, a co dopiero w mokrym, błotnistym dole! Co chwila podejmował nowe próby – gestykulował przy tym i sam z sobą rozmawiał, ale fatyga, by się wydostać, była daremna. Już, już był na górze, chwycił się palika, ale kołek został mu w ręku, kawał ziemi się osunęło a on razem z nią.
Moją żonę sytuacja nie śmieszyła.
-Nie wiadomo, jak głęboki jest wykop, być może tylko prowizorycznie zasypany. Lada chwila może się wszystko zapadnąć i będziemy go mieli na sumieniu. Zapadła cisza.
-Faktycznie, byłby to kiepski początek Nowego Roku – rzekł sąsiad – idę pomogę mu.
Jednakże, zanim zdążył się ubrać, nieszczęśnik walcząc dzielnie na czworakach, wylazł z dziury! Ponieważ równowagę miał mocno zachwianą, trzymał się latarni, tupał, żeby uwolnić buty od błota , otrzepał się i jak mógł najszybciej, gdzieś pomaszerował.
Myśmy wrócili do biesiadowania; przytaczając sobie kolejne etapy zmagania się tego miłośnika mocnych trunków z rzeczywistością – zaśmiewaliśmy się do łez. Jeszcze dziś, na wspomnienie niemiłej przygody tego pana – ogarnia mnie niepohamowana wesołość, choć żona znacząco puka się w czoło.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania