Nie było mnie

Nie było mnie, gdy słońce wstawało,

gdy ktoś powiedział: „chodź, to nic.”

Nie było mnie, gdy dom się śmiał,

a stół pamiętał moje imię.

 

Nie było mnie w opowieściach dzieci,

nie w snach nikogo — nawet psa.

Nie w zdjęciach, nie w cieniach, nie w śmiechu,

nie w listach pisanych do nikąd.

 

Zgubiłem się gdzieś między „jutro” a „kiedyś”,

na przystanku, co nie miał już linii.

Mój głos schowany w cudzej rozmowie,

mój cień – rozmyty w obcym lustrze.

 

Zgasłem. Bez krzyku. Bez godności.

Bez świadków, bez śladu, bez czasu.

Jak świeca zdmuchnięta w kościele,

gdzie nikt już nie modli się za nikogo.

 

A kiedy umrę – niech nikt nie przychodzi.

Nie chcę kwiatów, ani imienia na kamieniu.

Bo najstraszniejsze, co się może zdarzyć,

już się stało:

żyłem i nikt nie zauważył.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania