"...Nie Było Sensu Się Uczyć Języka Angielskiego Wystarczyło Znać Rosyjski..."

Powiedział to mój dziadek w głębokim PRL-u, gdy czas płynął jak smętna aria, wijąc się wśród szarych smug betonu, a wiatr niósł echo Majakowskiego: „Время – вперед!”, jakby chciał pchnąć nas ku wieczności socjalizmu. Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich lśnił wtedy jak niegasnąca gwiazda, wieczny niczym „Памятник” Puszkina, co miał trwać ponad historię, a komunizm rozbrzmiewał jak hymn Fadejewa – „Молодой гвардии” – pełen wiary w jutro, gdzie „кровь за кровь” cementowała braterstwo mas. Braterstwo Polsko-Radzieckie jak również Radziecko-Polskie. My, jak bohaterowie Gorkiego w „Мать”, tkwiliśmy w półśnie, uwięzieni między trudem a marzeniem, gdzie każdy oddech niósł nutę konieczności i cichą pieśń o „светлое будущее”.

W szkolnych salach, gdzie ściany szeptały „Тишина!” jak strażnicy ładu, język rosyjski spływał na nas jak deszcz – twardy, lecz płynny, niczym wersy „Руслан и Людмила” Puszkina czy „Как закалялась сталь” Ostrowskiego, co wychwalał stal ducha proletariatu. „Здравствуйте, товарищи!” – powtarzaliśmy, a słowa te brzmiały jak zaklęcie, otwierające wrota do świata, gdzie „Кавказ” Puszkina splatał się z „Труд” Majakowskiego, hymnami pracy i walki. Francuski jawił się jak etiuda – lekki, odległy, pachnący lawendą, lecz zamknięty w burżuazyjnych snach. Niemiecki niósł szorstką pieśń sąsiedztwa, a angielski? Ten był zakazaną kantatą, szmerem imperializmu, co sączył się przez szpary taśm, gdzie wolność lśniła jak fałszywa gwiazda.

Paszport był relikwią, złotym kluczem do raju, o który walczyło się jak o „Свобода” Puszkina czy „Счастье” Jesienina – nieuchwytne, niemal mityczne. Droga po niego brzmiała jak „Печаль моя светла” – elegia pełna mroku, a gdy otwierał Zachód, nie wiódł ku katedrom, lecz do „saksów” – cichej ody do trudu, gdzie dłonie splatały się z ziemią w rytmie deszczu, a plecy nuciły „Работа есть жизнь” w duchu Szołochowa. Wracali z nutami obcej waluty i oczami, w których gasły gwiazdy, jak w „Я помню чудное мгновенье” Puszkina – piękne, lecz ulotne w szarości dni.

Gdy wspominam tamten czas, serce drga jak struna, oplata je mgła liryzmu – tęsknota za światem, co był klatką z betonu, a zarazem pieśnią o „Родина”, bliską jak „Здесь моя жизнь” Puszkina. „Вперед, к победе!” – wołał Majakowski, a strofy Gorkiego o „буревестнике” mieszały się z propagandą w walcu melancholii. Francuskie „je t’aime” płynęło jak odległy refren, angielskie słowa czekały w cieniu, by rozkwitnąć po zimie. Czyli dopiero po 1989 roku... PRL brzmi mi dziś jak „Песня о встречном” – pełna zgrzytów, a jednak tak przejmująca, że jej melodia trwa w duszy, niby echo „Грядущее” Fadejewa, co nie milknie, choć lata płyną w dal. W niepamięć. A tak właśnie było jak napisałem.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania