"Nie dałeś mi wyboru" (20)

Kate jednak była najlepszą przyjaciółką pod słońcem. Gdy wyszłam z centrum handlowego i zadzwoniłam po nią, przyjechała w dwadzieścia minut. Gdy wślizgnęłam się do samochodu, bez słowa podała mi kostki lodu owinięte w ściereczkę.

- Dzięki – odpowiedziałam z wdzięcznością, przykładając sobie ściereczkę do ręki. Aż jęknęłam z ulgą. – Skąd to wzięłaś?

- Od barmana – wrzuciła wsteczny i skupiła się na kierowaniu. – No to teraz opowiadaj, co się stało.

- Właśnie – z tylnego siedzenia wychynęła głowa Iana. – Kogo walnęłaś, ty niewinna istoto?

Parsknęłam śmiechem. Lubiłam Iana. Był porządnym gościem.

- Twojego kumpla – odpowiedziałam i mina mu zrzedła.

- Że co? – Kate prawie zatrzymała się na środku drogi. – Dałaś Jaredowi w twarz?

- Owszem. Było fajnie. Polecam.

- Ale dlaczego?

- Zdradził mnie – powiedziałam po prostu.

Ian jęknął, a Kate zacisnęła palce na kierownicy, aż jej zbielały. Opowiadając im całe zajście zastanowiłam się, dlaczego, u licha, wciąż miałam takiego pecha.

- Kate, miałaś wybierać mi porządnych facetów – powiedziałam do niej żartobliwie. – No i gdzie oni są?

- Przepraszam cię, Carly – wydusił z siebie Ian, zanim Kate zdążyła się odezwać. – Nie miałem pojęcia, że on jest taki…

- Nie przepraszaj mnie za niego – obruszyłam się, przyciskając sobie zimny lód do ręki. – To nie twoja wina.

- Ale i tak mi głupio…

Żeby się zamknął, przyłożyłam mu ze śmiechem zimny lód do twarzy.

- Zimne! – natychmiast odskoczył i opadł na siedzenie.

- Wyluzuj. Jest ok.

Ale nie było ok. Leżąc potem w łóżku uświadomiłam sobie, że ta sytuacja wywołała we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony mi ulżyło- odkryłam, jaki Jared był naprawdę i zakończyłam tę męczącą rzecz, która w niczym nie przypominała związku. I tak naprawdę ta sytuacja była całkiem śmieszna. Przypomniałam sobie jego zdumioną minę, kiedy go walnęłam i zachichotałam cicho. A ochroniarze okazali się być w porządku i nawet nie ochrzanili mnie, że z mojej winy kawałek podłogi w sklepie zmienił kolor na czerwony.

Ale z drugiej strony… przynajmniej kogoś miałam. Kogoś, po kogo mogłam zadzwonić, gdy chciałam wyjść poza cztery ściany. Nie kochałam go, ale było mi przykro, że uznał mnie za łatwy cel do zdrady. Było całkiem jasne, dlaczego to zrobił- widocznie miał dość ograniczeń typu imprezy i pewnie też doskwierał mu brak obcowania cielesnego, którego nie mogłam mu dać. Zresztą przykre było takie odkrywanie prawdziwej twarzy człowieka, z którym spędzało się dużo czasu, a który nagle pokazywał kompletny brak szacunku.

Lucas nigdy by mi tego nie zrobił.

Zatęskniłam za nim. Znowu. Adrenalina krążąca w moich żyłach już ustąpiła i zastąpiło ją zwykłe znużenie. Potrzebowałam kogoś. Kogokolwiek, by wypełnić tą pustkę. Sięgnęłam po telefon i napisałam do Joe’go:

JA: Wpadniesz do mnie na trochę? Potrzebuję przyjaciela…

Odpisał po chwili.

JOE: Będę u Ciebie po południu.

Uśmiechnęłam się do telefonu, odłożyłam go i poszłam spać.

***

Co, do cholery?!

Obudziłam się gwałtownie i mało co nie spadłam z łóżka. Dudniąca muzyka rozbrzmiewała wokół niczym najgorszy dźwięk na świecie. Nawet Kate się poderwała.

- Co jest? – wysyczała.

- Dorian – warknęłam.

Westchnęła.

- Ty czy ja?

Byłam tak nabuzowana, że odrzuciłam kołdrę, wstałam i oświadczyłam:

- Ja pójdę.

Tym razem już nawet nie pukałam. Od razu tam wparowałam, ignorując kpiące spojrzenia i szybko zlokalizowałam Doriana, leżącego bez ruchu na kanapie z półprzymkniętymi oczami.

- Wstawaj! – dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową, a on otworzył oczy i uśmiechnął się złośliwie na mój widok.

- O, witaj, mała. Przyszłaś dołączyć? – podźwignął się do pozycji siedzącej.

- Nie, ty dupku, przyszłam ci powiedzieć, żebyś zamknął tą imprezę – warknęłam. – Wiesz, że jest niedziela?

- Wiem – wzruszył ramionami.

- A wiesz, co jest po niedzieli?

- Chyba przeceniasz moje możliwości – uśmiechnął się.

- Poniedziałek, czubku. A w poniedziałki normalni ludzie idą do pracy lub szkoły. I zazwyczaj chcą się wyspać!

- Ależ śpij. W czym ja ci przeszkadzam? Przecież jest noc z soboty na niedzielę. I to nic, że za dwadzieścia cztery godziny będzie kolejny balet.

To był stanowczo za krótki odstęp czasu między jednym walnięciem faceta a drugim, dlatego powstrzymałam się od przywalenia mu w tą zarozumiałą gębę.

- Ty chyba nigdy nie przestaniesz, prawda? – spytałam.

Dorian przeczesał włosy i spojrzał na mnie z uśmiechem.

- Mała, a dlaczego miałbym? Wyluzuj.

Miałam już po cebulki włosów tego jego „wyluzuj”. Odwróciłam się i wróciłam do naszego pokoju, cała się trzęsąc.

- Dosyć tego! – wrzasnęłam, nie przejmując się nawet tym, że kogoś obudzę. Przecież i tak wszyscy byli na Najlepszej Imprezie Świata. – Przeprowadzamy się!

Kate zamrugała ze zdziwienia oczami, ale potem uśmiechnęła się i powiedziała:

- Dobra!

A potem odgrzebałyśmy zatyczki, żeby móc spokojnie zasnąć.

Joe przyjechał tak jak mówił, po południu, kiedy Kate szukała w Internecie wolnego mieszkania. Obie ustaliłyśmy, że mamy już po dziurki w nosie akademika i chcemy wynająć normalne mieszkanie w jakimś bloku.

Ona szukała, a ja zaczynałam pakować rzeczy, więc Joe wszedł w sam środek wielkiego bałaganu.

- Ojej. Chyba przyjeżdżam nie w porę – zatrzymał się przy drzwiach, bo dalej już nie było miejsca, żeby przejść.

- Nie, nie. Właź – zlustrowałam nasz pokój i zmieniłam zdanie. – Albo nie. Pójdziemy gdzieś na miasto – złapałam kurtkę.

- Ciebie również miło poznać, Joe! – zawołała Kate, jakże subtelnie wypominając mi brak wzajemnego przedstawienia ich sobie, ale już zdążyłam zatrzasnąć drzwi.

Na dworze było zimno- w końcu był już prawie grudzień- więc zasunęłam się pod samą szyję i dopiero wtedy wyściskałam Joe’go.

- Gdzie idziemy? – spytał z uśmiechem. – Tutaj tylko ty masz rozeznanie.

- Do pijalni czekolady – zdecydowałam, nie bez bólu, ale w jakiś magiczny sposób wydarzenia wczorajszego dnia uświadomiły mi, że czas zapomnieć o Lucasie i postawić krok do przodu.

Ciepła i rozpływająca się w ustach czekolada była błogosławieństwem po mroźnym spacerze. Opowiedziałam Joe’mu cały wczorajszy dzień, a on pogłaskał mnie z troską po ręce.

- Przykro mi. Naprawdę. Co za dupek. Ale jestem z ciebie dumny, że dałaś mu w twarz.

- Ja z siebie też jestem dumna – oświadczyłam, podnosząc do góry prawą rękę. – Widzisz te siniaki? Teraz strach do mnie podejść, nie?

Roześmiał się, a ja wytarłam mu czekoladowe wąsy z twarzy.

- A co z… no wiesz… Lucasem? – spojrzał na mnie niepewnie.

- Nic – odpowiedziałam pogodnie. – Nie ma go. Godzę się z tym. Jak tylko znajdziemy z Kate mieszkanie, przeprowadzamy się. Zawsze to jakiś krok na przód. Zapomnę o nim.

I rzeczywiście nabierałam co do tego pewności.

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Billie 22.03.2016
    Zmiany się szykują i chyba Carly wyjdzie to na dobre :) Nie mogę tylko przestać się zastanawiać, czy wątek Lucasa powróci, no cóż, zobaczymy :) Czytało się bardzo lekko, jak zawsze więc 5 :)
    Jeden mały błąd, " Ciebie też również miło poznać, Joe!" - też i również? :)
  • candy 22.03.2016
    rzeczywiście, dobrze, że wyłapałaś :D dziękuję :)
  • Joe wrócił! :D A Jared już nie wróci! :D zobaczymy co to się podzieje z Carly i jej (nie)szczęściem do facetów ;)
  • candy 23.03.2016
    Spokojnie , Jareda już nie będzie :D
  • KarolaKorman 23.03.2016
    ,, Opowiadając im cale '' - całe
    Lubię Joe, nie wiem czemu, ale kiedy o nim piszesz zawsze się uśmiecham, 5 :)
  • candy 23.03.2016
    A to się głupia literówka wkradła! Dziękuję :)
  • ArgentumMortem 23.03.2016
    Przeczytałam wszystkie opowiadania z serii "Nie dałeś mi wyboru", ale zostawiam komentarz tylko tu - dobrze piszesz i jestem ciekawa, co stanie się dalej, wciągnęło mnie to! Czekam na dalsze części i zapraszam również do mnie. :)
  • candy 23.03.2016
    Wow, dziękuję bardzo i podziwiam, że chciało Ci się czytać :D już lecę czytać Twoje :3
  • Neli 30.04.2016
    I już prawie koniec serii pierwszej. 5
  • candy 30.04.2016
    Lecisz jak burza :D dziękuję :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania