Nie do Wiary

— Co do diabła...?

Skup się, bo to będzie krótkie opowiadanie pełne zakrętów. Może skończyć się w każdym momencie. Ostrzegam, żebyś na końcu nie był zaskoczony. Bo Joanna była.

— No weźcie sobie jaj nie róbcie.

Jak mogłaby nie być zaskoczona, wszak spodziewała się tylko tego, że ktoś wyłączy prąd i przestanie być. A już na pewno nie spodziewała się ogrodu japońskiego, buczenia przelatujących nad głową kolibrów oraz siedzącego za ciężkim mahoniowym biurkiem przystojnego mężczyzny w jedwabnym garniturze.

— Nie, to nie żart, droga Joanno. — Facet błysnął zębami w nienagannym uśmiechu. Jego kruczoczarne włosy ułożone w gładką falę w jakiś niewyjaśniony sposób harmonizowały z pięknem otaczającej go natury. Coś w jego fryzurze przypominało błyskający w promieniach słońca strumień, szumiący zaledwie kilka metrów na prawo od miejsca, w którym się znalazła. Nie, to nie tylko włosy. Biały krawat zdawał się płynąć po błękitnym materiale koszuli jak obłoki na niebie ponad nimi, a soczyście zielone oczy wyglądały jak korony pyszniących się w słońcu drzew. Na ramieniu mężczyzny usiadł niebieski, połyskliwy motyl.

— Kim ty...? — Wydukała z siebie Joanna, rozglądając się wokół oniemiała, co raz jednak wracając wzrokiem do człowieka za biurkiem.

— A jak myślisz? — Mężczyzna zaśmiał się serdecznie. — Umarłaś na raka płuc, przecież pamiętasz, prawda? No więc po śmierci stoisz w najpiękniejszym ogrodzie, jaki widziałaś za życia, witana przez tajemniczą postać. Kim mogę być? — Uśmiechnął się ponownie i puścił do niej oko.

— Jesteś Bogiem? — Wykrztusiła z siebie w końcu z trudem, pytanie bowiem brzmiało głupio na tak wielu poziomach, że niemal nie przeszło jej przez gardło.

Za odpowiedź wystarczyło jej spojrzenie.

Joanna poczuła, jak cała krew odpływa jej z twarzy. Przełknęła z trudem ślinę i cicho powiedziała:

— Ale mam przejebane.

.

.

KONIEC

opowiadania mógłby być właśnie tu, ale wstydziłbym się to wówczas nazwać opowiadaniem. Ale w życiu (nawet po życiu) można wypaść z drogi na pierwszym zakręcie.

.

.

.

.

— No tak... — Jej świeżo objawiony Bóg obrzucił ją czujnym spojrzeniem, w którym ciągle tlił się uśmiech. — Na twoim miejscu też bym tak pomyślał.

Wstał zza biurka i splótł ręce za plecami. Postąpił kilka kroków w jedną stronę, później w drugą, depcząc swymi błyszczącymi lakierkami soczyście zieloną trawę. Utrzymywał z nią kontakt wzrokowy, zdawał się jednak zbierać myśli.

„Czy Bóg musi zastanawiać się nad tym, co chce powiedzieć?” — pomyślała Joanna, odrobinę wbrew sobie.— „Czy po prostu chce sprawiać wrażenie, że jest człowiekiem?” — Powinna być przybita wizją wiecznego cierpienia, kary za swój niewierny żywot, a nie rozważać psychologię Wszechmogącego.

— No więc nie, Joanno. — Zatrzymał się w końcu, w połowie drogi pomiędzy nią a biurkiem. — Nie masz przejebane — Zatoczył ramieniem szerokie koło. — Zapraszam. Od tej chwili wszystko to należy do ciebie.

— Miłosierny. — Joanna mruknęła pod nosem, biorąc w końcu głęboki oddech. Kamień spadł jej z piersi z łoskotem i odtoczył się na bok.

— Przepraszam? — Bóg udał, że niedosłyszy. Dobre sobie.

— Dziękuję. — Powiedziała głośniej. — Jestem wdzięczna, że okazałeś się miłosierny. W końcu przez dziewięćdziesiąt procent mojego życia świadomie uznawałam, że nie istniejesz. — Przerwała na chwilę, wpatrując się w jego twarz, z której nie schodził pełen miłości uśmiech.

.

.

KONIEC

Prawda, że lepiej? Jest zwrot akcji, i słów ze dwa razy więcej. I chociaż droga ciągle była krótka, można by było zostawić Joannę na tym zakręcie bez wyrzutów sumienia.

.

.

.

.

Nie odpowiadał, jakby czekając, aż wyrzuci z siebie pytanie, które tak bardzo chciała zadać.

— Czy możesz powiedzieć mi... Gdzie popełniłam błąd? Kto miał rację?

— A jak sądzisz?

— Może chrześcijanie? — Joanna zmrużyła oczy, starając się wyczytać cokolwiek z twarzy swego gospodarza. — Wybaczasz grzesznikom i tak dalej... Nie? To może muzułmanie albo żydzi? Zaratustranie? Religie wschodu? Któraś z wymarłych? Niemożliwe... czy jednak...

Joanna wyrzucała z siebie wszystko, co wiedziała na temat współczesnych i dawnych wierzeń, usiłując wychwycić jakikolwiek znak, że trafiła. Mężczyzna jednak wciąż uśmiechał się takim samym tajemniczym i spokojnym uśmiechem, na jego twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień. Czy naprawdę oczekiwała, że uda się jej rozgryźć Wszechmogącego?

— Ty miałaś rację. — Powiedział, kiedy skończyły się jej pomysły i potok słów ustał na jakiś czas.

— Ja? Ja nie wierzę... yyy... nie wierzyłam w Boga.

Przytaknął i zapytał:

— Dlaczego?

— Dlatego, że religii jest tak wiele. Jak miałabym wybrać tę właściwą? Gdyby Bóg istniał, dlaczego miałby mieszać ludziom w głowach... — z jej gardła wydobywały się słowa, ona jednak otwierała oczy coraz szerzej. Tak szeroko, jak szeroki stawał się uśmiech stojącego naprzeciw niej Boga.

— Właśnie. Teraz rozumiesz. Podjęłaś jedyną właściwą decyzję. Wierzenia ludzi są tak pogmatwane i sprzeczne zarówno ze sobą nawzajem, jak i wewnętrznie, że nie sposób złożyć ich w logiczną całość. Dlaczego prorocy nie zgadzają się ze sobą? Czemu nieskończenie dobry i mądry Bóg pozwala na cierpienie? Dlaczego Allah, a nie Wisznu? Czemu nie Zeus, duchy przodków, albo Gaja? Jak wieża Babel, prawda? Domyślasz się już, że to nie przypadek. Jedyny sposób, aby osiągnąć Nirwanę, to odwrócić się i iść w swoją stronę, nie zważając na gigantyczną budowlę, która wyrasta z ziemi tuż obok ciebie.

Mężczyzna klasnął w dłonie, dając wyraz swojej ekscytacji. Mówił szybko, podniesionym głosem.

— Zdałaś egzamin! Nie obejrzałaś się na to, co jawnie godziło w logikę. Odrzuciłaś bezsens, trwając przy jedynym, co mogło być prawdą. To dla ciebie — tu wycelował w nią palcem — stworzyłem wszystko.

Rozłożył ramiona w zapraszającym geście, jakby chciał ją przytulić, a Joanna czuła się jakby ktoś zdzielił ją w głowę. Nagłe wrażenie olśnienia było niemal obezwładniające. Dopiero teraz wszystko nabrało sensu. Ogród piękniał wraz z rosnącym w niej poczuciem radości. Serce jej drgnęło, gdy drzewa obsypały się kwieciem; po policzku potoczyła się łza, gdy w potoku opodal zaroiło się od różnokolorowych ryb.

— Och... — Westchnęła, a jej głos i ciało wyrażało wdzięczność.

.

.

KONIEC

jest blisko. Ale nie zawsze możesz przewrócić stronę albo przewinąć ekran, by zobaczyć gdzie dokładnie.

.

.

.

.

Tuż potem przyszło kolejne olśnienie.

— Och... — Szepnęła, tym razem bardziej do siebie. Wzrok, skupiony na mężczyźnie stracił ostrość, jakby zaczęła patrzeć do wewnątrz. Podniecenie wyparowało z niej w ułamku sekundy, zostawiając po sobie spokój. Spokój i zrozumienie. I pogodzenie się ze wszystkim.

— No tak... — Wyszeptała. — Umieram.

Przez twarz Boga przebiegł cień, ledwie dostrzegalny grymas smutku, który zaraz jednak ustąpił temu samemu zapraszającemu uśmiechowi.

— Nie Joanno, budzisz się do życia! — Powiedział z naciskiem i potrząsnął rozłożonymi ramionami. Na ten gest zza jego pleców wystrzeliły w powietrze roje rozćwierkanych ptaków. — Nie zaczynaj mi tu...

— Umieram. Mój niedotleniony mózg wywija mi ostatniego psikusa. — Joanna pokiwała głową. W tym geście był zarówno smutek, jak i ulga. Spojrzała na swojego rozmówcę, na twarz którego wstępowała właśnie rozpacz. — Dziękuję. Rozumiem.

Odwróciła się i odeszła. Opuściła rozświetloną polanę, a jej sylwetka na wieczność rozmyła się w cieniach fantazyjnie poprzycinanych drzew.

.

.

KONIEC

Już prawie całkiem. Niewiele zostało do dodania. Prawda? W końcu, co może zmienić akapit, w którym nie mamy już nawet głównej bohaterki?

.

.

.

.

Bóg schował twarz w dłoniach i wziął głęboki oddech, starając się uspokoić. W końcu nerwowym krokiem wrócił za biurko i ciężko usiadł na krześle. Utkwił wzrok w leżącej przed nim kartce papieru, na szczycie której pysznił się pięknie wykreślony napis „Lista obecnych”. Poza nim, na kartce nie było zupełnie nic. Podniósł leżące obok pióro, cierpliwie czekające na swój czas, który nie chciał nadejść.

— Kurde... — Szepnął do siebie, przygryzając wargę. — Ten pomysł na początku wydawał się sensowny. Następnym razem muszę to lepiej przemyśleć.

.

.

KONIEC

tego opowiadania.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Zapraszamy do wzięcia udziału w zabawie. Do 31 lipca można napisać opowiadanie prozą, prozą poetycka i wrzucić na główną. ( w razie czego przedlużymy termin)
    Odpowiednio zatytułować i dodać link na Forum do wątku:
    https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-linki-do-w934/
    I wygrać.
    Tematy to:
    Temat pierwszy - „Ptak w przestworzach”
    Temat drugi - „Anioły”
    Można. na jeden, można na drugi, można połączyć.
    Czekamy i liczymy na ciebie
  • Bajkopisarz 30.07.2020
    Świetne.
    Można sobie układać wielopoziomowo, jak tylko komu przyjdzie do głowy. Mózg Joanny spłatał jej figla na początku i wszystko co zobaczyła było majakiem, czy na końcu, kiedy wydawało jej się, że oto odkryła własne majaczenie, podczas gdy wcale tak nie było, a ona sama znajdowała się o krok od Absolutu. A może to Joanna we własnej osobie była wytworem wyobraźni Boga, który w głowie układał scenariusz nowej powieści o Świecie i nadał mu tytuł „Lista obecnych” zaś Joanna miała odgrywać jedną z ról. Na koniec zmienił jednak koncepcję…
    Tylko możliwości ?
  • LBnDrabble 31.07.2020
    Zapraszamy do wzięcia udziału w zabawie. Do 02 sierpnia można napisać 100 słówek, wrzucić na główną.
    W tytule umieścić Drabble i dodać link na Forum do wątku: https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-drabble-linki-do-w1242/
    I wygrać.
    Tematy to:
    1↔Czarodziej figlarz.
    2↔Miarka się przebrała.
    Można. na jeden, można na drugi, można połączyć.
    Czekamy na ciebie
  • Clariosis 21.08.2020
    Bardzo ciekawa koncepcja opowiadania, z wieloma niewiadomymi i chwilą zastanowienia po przeczytaniu. Osobiście interpretuję tekst tak, że Joanna była bliska odkrycia "prawdy", ale ostatecznie wyjaśniła to tak, jak zawsze - racjonalnie i logicznie, z punktu widzenia człowieka. Bóg dlatego więc się zawiódł, ponieważ sądził iż jest bliski spotkania kogoś, kto wreszcie pojmie jego istotę, ale ponownie się rozczarował. Wnioskując po tym, że nadal siedzi nad pustą listą obecności i tym, o czym wspomniał wcześniej wysuwam wniosek, że nikt tak naprawdę ostatecznie nie zrozumiał jego planu. Tak jak sam wspominał - po co miałby mieszać ludziom w głowach tyloma religiami? Pragnął, by po prostu poznano jego istotę i plan, ale ludzie sami sobie ten plan wykreślili, nie bacząc na prawdziwą intencję. Stąd właśnie pusta kartka. Do tej pory nadal nikt nie zrozumiał, a nawet jeżeli był tego blisko, zmieniał zdanie, tak jak Joanna. Genialne.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania