Nie do wiary! <rozdział III>
"Now my hearts breaking and I don't know what to do.."
- James..nie wiem co powiedzieć.
Mówię prawdę, nie okłamuję go. Naprawdę, nie mam pojęcia.
- Wiesz, bardzo Cię lubię. - nadal siedzę tuż obok niego i wbijam wzrok w jego twarz. Jego spojrzenie błądzi, robi wszystko by uniknąć mojego. Widzę, że jest skrępowany.- Jeszcze raz powtórzę, bo wiem, że mi nie wierzysz. Nie chcę tak po prostu wyjechać. Bardzo szybko odkryłem w Tobie bratnią duszę, osobę, której najchętniej opowiedziałbym całe życie, nie omijając żadnych aspektów, nawet tych upokarzających.- w końcu patrzy mi głęboko w oczy.- Nie zostawię Cię i mam nadzieję, że nie masz zamiaru tak..tak normalnie, bez zawahania stąd wyjść. I zapomnieć o mnie.
- Hej!- przytulam go. Musiałam to zrobić, przecież go nie zostawię, tak po prostu. Ale co dalej, co powiedzieć?
Po kilku sekundach wszystkie wiadomości do mnie docierają.
Zdaję sobie sprawę, że nie będzie tak łatwo. Co z nami? Przecież to niemożliwe, żeby on, żebym ja..Kurde no! Jestem wściekła, smutna i zdezorientowana. Nie potrafię trzeźwo myśleć, nawet nie próbuję rozważyć dlaczego. Chcę tego, by James był..żeby był obecny w moim życiu. Chyba mu to powiem, tak to dobry pomysł. Gwałtownie się od niego odrywam, dotykam dłońmi jego policzków i zaczynam:
- Po pierwsze nie zostawię Cię tak po prostu, okay? Nie mam zamiaru. Nie jesteś kimś obojętnym dla mnie. Jesteś ważny. Boję się tylko...- i tu milknę, zabieram dłonie, kładę je na swoich kolanach i po chwili ciągnę dalej.- Cholera! Jesteśmy różni. To wystarczy. Mieszkamy w zupełnie innych miejscach, nie zdołamy pogodzić życia zawodowego z naszą przyjaźnią. Ja tu studiuję, mam dużo zajęć, a ty koncertujesz po całym świecie. Jest mi przykro, ale - powoli wstaję- chyba nie ma innego rozwiązania. Łudziłam się, że jest jakieś rozwiązanie, ale z każdą minutą zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma. Muszę odejść. Chyba najlepiej będzie jeśli..- do moich oczu napływają łzy, ale nie pozwalam, by spłynęły po policzku. Nie chcę pokazać swojej słabości- jeśli odejdę.
James wstaje, bierze mnie gwałtownie za rękę i całuje ją. W końcu się odzywa, trochę z wyrzutem:
- Myślisz, że pozwolę Ci wyjść? Grubo się mylisz. Wierzysz w to, że o Tobie zapomnę i wszystko będzie w porządku? Nie. Gdybym Cię nie poznał, wszystko po koncercie wróciłoby do normy, ale nie wróci. W zaledwie kilka godzin wywróciłaś mój świat do góry nogami i nic już nie będzie takie samo. Będę miał bliską osobę, do której będę wracał w każdej wolnej chwili. Przylecę do Polski kiedy tylko będę mógł.A poza tym istnieją komórki, wymienimy się numerami. Możemy rozmawiać przez różne komunikatory internetowe, przeprowadzać wideo-rozmowy. Tak? Zrozumiałaś? Nie wymkniesz mi się bez słowa. Za późno.
Nie jestem w stanie wykrztusić ani jednego słowa. Rzucam mu się w ramiona, on się cichutko się śmieje i podnosi mnie tak samo jak wtedy, za bramkami. Po jakimś czasie powolutku odstawia mnie na ziemię, oczywiście nie puszcza i ociera moje łzy swoim kciukiem. W tym momencie przestaję oddychać, a on powoli dotyka mój policzek całą dłonią. Zamykam oczy, czuję się bezpieczna.
Przybliża się do mnie, jedną dłoń pozostawia na biodrze, drugą przenosi na głowę i delikatnie gładzi moje włosy. W końcu jestem w stanie coś z siebie wykrztusić:
- Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że wywróciłeś mój świat do góry nogami.- obejmuje mnie jeszcze mocniej niż wtedy. I tak stoimy nieruchomo, nie zamierzając się kiedykolwiek ruszyć.
Zostaniemy najbliższymi sobie osobami już na zawsze. W nieskończoność. "Infinity".
***
Postąpiliśmy tak jak obiecywał James. Wymieniliśmy się numerami, odnaleźliśmy się na portalach społecznościowych, wymieniliśmy się wieloma informacjami.
Pożegnałam się z resztą chłopców, powiedziałam, że muszę wracać do domu. James zaproponował, ze mnie odprowadzi. Wyznałam, że wolę wrócić sama, żeby przemyśleć kilka spraw i wystarczy, że pójdzie ze mną tylko kawałek.
- No dobra, ale mam nadzieję, że te przemyślenia nie sprawią, że zerwiesz ze mną kontakt.
- Nie żartuj.- pocałował mnie w policzek.
Biorę torebkę i wychodzimy. Przemierzamy kilka metrów, dużo przy tym rozmawiając i śmiejąc się.
***
- Alu, słuchaj mnie uważnie, okay? Wyjeżdżam jutro wieczorem. W zasadzie to dzisiaj wieczorem. Spotkamy się jeszcze. Zajęcia rozpoczynasz jutro, więc dzisiejsze popołudnie masz jeszcze wolne, prawda? Nie musisz odpowiadać, ja to wiem. Widzimy się dzisiaj, tak za 8 godzin. Tutaj. Mamy trochę czasu, samolot mam o 20. Do zobaczenia?
- Uwielbiam Cię, wiesz?- śmieję się i patrzę mu głęboko w oczy.- Do zobaczenia za kilka godzin, tutaj.
Odwracam się i idę w swoją stronę. Uśmiecham się szeroko i zamykam na chwilkę oczy. Było wspaniale. Przypominam sobie wszystkie piękne chwile, które miały miejsce przez te kilka godzin.
Nagle ktoś chwyta mnie za rękę i przyciąga do siebie. Zanim spoglądam na twarz, czuję ciepło dłoni i rozpoznaję buty, w które wpatrywałam się przez większość koncertu.
James.
- Co ty masz w sobie, że nie chcę tak po prostu się z Tobą rozstawać? Mam wrażenie, że jeśli teraz pozwolę Ci odejść, już Cię nie zobaczę.
- Nie bój się, nie zniknę. Ja tu mieszkam. Nie wsiądę ot tak sobie do samolotu i nie zostawię tu wszystkiego. Zaufaj mi, zobaczymy się.
Patrzę mu głęboko w oczy, kładę dłoń na policzek i tym razem naprawdę zamierzam iść.
James dodaje:
- Ufam Ci.
Rozstajemy się.
Zobaczymy się jeszcze za kilka godzin, a później? Kto to wie? Może uda nam się utrzymać kontakt. Mam taką nadzieję, ale sama nie wiem.. James będzie miał dużo zajęć..
Będę widywała go w telewizji.
Mam nadzieję, że nie tylko tam.
***
W mieszkaniu cisza. Spodziewałam się tego. Ale spokojnie..
Jutro Marta będzie zawracała mi głowę cały dzień.
Kładę się na łóżku i jeszcze raz odtwarzam w głowie wszystko, co dziś się wydarzyło. To naprawdę zaskakujące. Jak to się stało, że akurat ja miałam takie szczęście?
Krótko przed zaśnięciem powtarzam sobie słowa piosenki:
"I live for you,
I long for you.."
Może to naprawdę ma sens?
***
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania