Nie splamiła mnie żadna plama

Czyż moja to wina żem rozum postradał?

Żem zmysły swe za prochy posprzedawał.

Te do ćpania.

Bo te po was zmarłych po mej waszej leksterminacji totalnej. Którą żem zapowiadał, a wyście mówili żem klaun żem baran, żem bredzę, bełkocze zapijaczony.

Wasze prochy dziś rozsypuje po splamionej krwią waszą jałowej pustyni. Szcze na nie i sram, by okazać wam pogardę waszego dawnego istnienia.

Jam słabeusz ale to ja sam wojnę tą wygrał. Jednym zdaniem krótkim krótkim ruchem krtani. Me struny w mym gardle są jak akordeon jak harfa sprawnie z doskonałą dykcją z lekkością puchu, piórka, każde zaklęcie wypowiadam.

Ja się nie spowiadam.

Ja nie mam bogów nad sobą.

Mnie nikt nie osądzi.

Mnie nikt nie zdradza.

Bo ja sam bo ja matwy.

Bo czeluść nie ma liczby mnogiej.

Się powtarzam i będe powtarzał.

Mówię przed lustrem stojąc, me lustro zwierciadłem, ma dusza nieskalana, grzechem nie splamiła mnie żadna plama. Nie mówię swą krtanią bom zastygł przed tą sprawiedliwości szybą, przez grzech wasz nie mój,

ale to mnie ktoś ukarał. Bo pan bóg się zepsuł i zło wynagradza, im więcej krzywd im więcej winy, tym wyżej w hierarchi niebios. Ci dobzi już nie żyją, taka ich kara spotkała. Do zastygniętych ich ciał ich własne odbicie przemawia w gniewie na nich, choć pochodzi z ich samych, to znaczy faktycznie rozzczepiony umysł.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania