Nie tylko dla dzieci bajeczka o Niedźwiadku

Mały niedźwiadek jak tylko się urodził, chciał dokonać niezwykłych czynów. Gdy był już dorosły rozpętała się wojna i myślał, że wezmą go do wojska jak innych poborowych. Wyszkolą, dadzą mu broń i wyślą na front. Tam będzie mógł się wykazać, jakim on to jest wielkim bohaterem. Jak tylko stał się w pełni samodzielny, głosił się do najbliższego punktu rekrutacyjnego armii radzieckiej. Urzędujący tam komisarz polityczny nie wyraził zgody, na wcielenie do armii czerwonej ochotnika. Niedźwiadek dążąc za marzeniami, zadeklarował nawet chęć, wstąpienia do partii komunistycznej. A ta swołocz politruk uparła się i mówiła stale.

- Nie.

Zestresowany niedźwiadek dużo jadł z tego powodu i bardzo szybko urósł. Błąkał się bez celu samotnie po bezdrożach, aż pewnego dnia w 1942 roku na górskiej drodze w górach Hamadan. Spotkał jadących do Palestyny polskich żołnierzy. Byli oni w doskonałych humorach, ponieważ kapral Piotr Prendysz obchodził właśnie urodziny. Solenizant zaprosił go do stołu biesiadnego, będącego na samochodzie, słowami.

- Wojtek wskakuj, jest miejsce dla ciebie.

Ten nie zastanawiał się ani chwili, wskoczył na pakę. Przysiadł się do stołu i zaczął ucztować jak prawdziwy Słowianin. Lał w siebie gorzałę, pił piwo, pochłaniał owoce i tak nielubiane przez wszystkich marmolady. Przy tym skłonny był dać w mordę i jak prawdziwy przyjaciel potrafił się przytulić.

Ostatecznie Wojtek dostał przydział do 22 Kompani Zaopatrzenia Artylerii, w innych kompaniach, brygadach, pułkach, dywizjach tez go chcieli. Niedźwiedź był tylko jeden i nie podlegał podziałowi. Pozostali musieli obyć się smakiem, tak działa wojsko. Niczego nie daje po równo. W ramach rekompensaty Wojtek witał wszystkich radośnie jak wracali z codziennych ćwiczeń. Pomagał w przygotowaniach do wojny, uprawiał zapasy z żołnierzami i wygrywał je zawsze. Tym wszystkim zasmuconym z poniesionej porażki, pokazywał cyrkowe sztuczki. Wchodził na dźwig, zjeżdżał po nim okrakiem, lub zwisał na haku na jednej łapie. Wszędzie go było pełno i podoficerowi odpowiedzialni za niego, pragnęli mieć go stale na oku. Na wszystkich postojach wbijali pal i przywiązywali łańcuchem do niego misja. Wojtek nie sprzeciwiał się na takie zachowanie kaprali, choć było to jawne pogwałcenie regulaminu wojskowego. Odczekiwał stosowny moment i jak podoficer dyżurny spuścił go na chwilę z oczu. Wyciągał pal i przeparkowywał się gdzieś indziej. Często jak go znajdywali, po kilku godzinach szukania. On zawsze siedział z miną niewiniątka przy palu. Udając głupiego i niewiedzącego, czego od niego właściwie chcą.

Pewnego razu podczas marszu we Włoszech wyskoczył z szeregu. Pobiegł prosto na plażę, włoskie dziewczęta początkowo patrzyły z zainteresowaniem na niedźwiedzia. Tylko on potrafił je wystraszyć. Powoli biegł, wydawał dźwięki podobne do leczących pszczół i odganiał się od wyimaginowanych owadów. Kluczył tak wśród ubranych w stroje plażowe panienek, powoli psychoza łatających owadów udzieliła się i dziewczyną. Zaczęły odganiać się od pszczół, jednocześnie ze strachu rozbierając się z kostiumów. Pobiegły gołe za misiem do morza i tam wspólnie kąpiąc się czekały na odlot owadów. Wojtek zadowolony z siebie i atrakcji, jaką zafundował gapiącym się oślinionym żołnierzom. Spokojnie jak gdyby nic wrócił na swoje miejsce do kolumny maszerującego wojska.

Wojtek nie był tylko maskotką kompanii, zasłynął, jako doskonały zwiadowca. Dostarczył sam jeden najwięcej informacji wywiadowczych. Przyniósł często pod pachą żołnierzy wroga, posiadających istotne informacje o sile i koncentracji przeciwnika. Pod zmasowanym ogniem nieprzyjaciela udzielał pomocy rannym. Znosił ich z pola walki na własnych plecach, w ten sposób ratował im życie. Był tak częstym gościem w szpitalach polowych, że jak był za linią wroga to personel martwił się o niego. Nosił amunicję nie tylko kolegom, przyjaciołom, lecz i wojskom sprzymierzonych. Dostarczył znaczne ilości pocisków artyleryjskich w czasie walk o Monte Casino. W sumie było tego kilka składów pociągów, a jeden z polskich żołnierzy narysował jego wyczyn na papierze. Szkic został w niedługim czasie wzorem do emblematu 22 kompanii. Teraz wszyscy malowali takie symbole na pojazdach, nosili wyhaftowane na rękawach mundurów. Nawet sprzedawali je, jako pamiątki z wojny.

Żołnierz niedźwiedź był zawsze na pierwszej linii. Dzięki jego odwadze i poświęceniu zdobyto ważny port Ankona. Był w czołówce wojska przełamującej silne fortyfikacje w górach Apeninu. Jako pierwszy wyzwoliciel wkraczał do Bolonii.

Gdy wojna dobiegła końca 22 kompania została przeniesiona do Glasgow w Szkocji. Stacjonowali w Winfeld Park, tam pamiętano o jego bojowych czynach. W ramach emerytury umieścili go w ogrodzie zoologicznym w Edynburgu. Teraz byli towarzysze broni odwiedzali go za kratami, trwało to od 15 listopada 1947 roku do grudnia 1963 roku. Wojtek wielokrotnie pisał prośbę o pozwolenie powrotu do kraju. Niestety nie doczekał się zgody na wyjazd i zniesienia żelaznej kurtyny.

Postawiono w Edynburgu tablicę pamiątkową ku czci Wojtka. Statuetka misia znajduje się w Imperial War Museum w Londynie. Podobna została umieszczona w Canadian War Museum w Ottawie.

Największe jednak zaszczyty spotkały Wojtka w stolicy państwa agresora. Dla pokazania całemu światu, jak generalnie polityka niemiecka po drugiej wojnie uległa zmianie. Stolica państwa Berlin przyjęła za swój herb niedźwiedzia. Teraz wszystkim laureatom konkursu filmowego organizowanym w Berlinie, przyznaje się statuetki niedźwiedzia.

Wojtek nie obrazi się, że są bezimienne, ponieważ w czasie wcielania do armii, nikt nie zapytał się jego o imię i nazwisko. Winny tego stanu rzeczy jest czas wojenny. Błędu urzędnika jak zwykle w tej i tysiącach innych spraw nie stwierdzono.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania