Nie wiem kiedy dorosłam.

Nie wiem kiedy dorosłam. Nie spodziewałam się, że któregoś dnia stanę przed lustrem i spojrzę sobie w twarz z myślą: Co się z Tobą stało?

Stoisz tu w dresie i bez makijażu, z cellulitem przyklejonym do każdej części Twojego ciała i rozstępami szerokości łyżeczki do herbaty.

Miało być inaczej. W tym wieku miałam mieć plan na życie, pasmo spełnionych marzeń za sobą, pokaźną sumkę uzbieraną na koncie…

Miałam też być szczęśliwą żoną z własnym mieszkaniem; choćby na kredyt. No wiesz… kot, pies, gromadka dzieci, plotki z przyjaciółkami

( w tym malowanie paznokci przy kawie i objadanie się szarlotką, która nie odkłada się w biodrach), ciekawą pracę wykonywaną z pasją i entuzjazmem.

Myślałam, że w tym wieku będę niezależna, elegancka, nienapiętnowana cellulitem i rozstępami. Nawet paznokci nie pomaluję bo obgryzam.

I tutaj w myśl wdziera mi się tekst piosenki, znienawidzonego od lat, Martyniuka: „Jak do tego doszło, nie wiem. Nie mogę jeść, nie mogę spać…”

Zaraz, zaraz.

Stop.

Jeść mogę.

Stanowczo mogę jeść – co więcej, korzystam z tego przywileju z namiętnością dzikiej kocicy. Nie raz byłam na diecie.

O dietach mogę Ci powiedzieć wszystko, o efekcie jo-jo jeszcze więcej. Jestem leniwcem, który podnosząc z łóżeczka dziecko, liczy ile kalorii spalił,

bo to przecież też aktywność fizyczna. I wiesz co? Nie wiem ile kalorii spala się podnosząc dziecko z łóżeczka. Wiem jedno, dziękuję Bogu, że mam rodzinę.

Bez własnego mieszkania, kota, psa i ciekawej pracy wykonywanej z cholerną pasją i entuzjazmem. Mam dziecko i mężczyznę mojego życia,

który tak jak ja, spodziewał się pewnie od życia bardziej kolorowych fajerwerków (czegoś więcej, niż kobieta w dresie niedosypiająca od miesięcy.

Więcej, niż kobieta bez makijażu, którą przeorały rozstępy).

Wstaję o 6:00. Wypijając poranną kawę zastanawiam się, czy jeszcze kiedyś uda mi się spokojnie zasnąć. Tęsknie za pracą, za byciem potrzebną.

Urlop macierzyński sprawia, że przewartościowuję życie na nowo, że uczę się obcych mi dotąd, dojrzalszych zachowań, które podobno nabywa się intuicyjnie.

Nigdy nie spotkało mnie nic piękniejszego od bycia matką. Pomyślisz teraz: jak każdą kobietę. Wiem. Tak po prostu MAMY.

Nigdy nie sądziłam, że istnieje taki rodzaj miłości – bezwarunkowy, wyjątkowo mocny, inny od wszystkich. Myśl o macierzyństwie i pragnienie posiadania dziecka

z każdym miesiącem gasło we mnie tłumione najmocniej, jak potrafiłam. W końcu dziecko na liście życiowych oczekiwań miało pojawić się do 25 roku życia,

w innym wypadku już tylko kot i staropanieństwo. Jak już wspominałam, kota nie mam (na szczęście, bo nie lubię sierściuchów z szorstkimi językami).

Staropanieństwo też raczej mi już nie grozi, choć właściwie skoro nie mam męża i nie jestem pierwszej młodości, to jak to nazwać inaczej?

Wychodzi na to, że jestem trochę starszą panną z dzieckiem i konkubentem. Lista życzeń do 30-stki sama się zmodyfikowała, nie do końca tak to miało być.

Jedno jest pewne: kroczę przez życie z najfajniejszymi chłopakami pod słońcem.

 

Ja – kobieta bez stanika, pokryta rozstępami

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Florian Konrad dwa lata temu
    Tekst o wiele lepszy od poprzedniego, który czytałem, to znaczy następnego w kolejności publikacji. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania