Poprzednie częściNie zostawiaj mnie-prolog

Nie zostawiaj mnie- rozdział 3

— Luke ci to zrobił? — zapytała, a ja poczułam, jak moje serce przyspiesza.

Chwilę po tym widziałam mroczki przed oczami, a moje powieki stają się ciężkie.

 

— Lily! — słyszę krzyk dziewczyny, a potem już tylko ciszę...

 

***

 

— Lily błagam. Obudź się — pokonała mnie ciemność... była tak strasznie kusząca — zadzwonię na pogotowie — powiedziała w panice i wyciągnęła telefon.

 

— Nie trzeba żadnego pogotowia — powiedziałam zachrypniętym, jak i osłabionym głosem.

 

— Dzięki Bogu. Nareszcie się obudziłaś — usiadła przy mnie i patrzy na mnie tymi swoimi zmartwiony mi oczami — tak strasznie się bałam — wyszeptała.

 

— Już jest wszystko dobrze. Nie martw się — szepce.

 

— Jutro masz wolne od pracy — odpowiedziała po chwili cichym i nieco spokojniejszym głosem.

 

— Charlotte nie przesadzaj. Nic mi nie jest — wywróciłam oczami i podniosłam się do pozycji siedzącej.

 

***

Próbowałam ją przekonać, że nic mi nie jest. Że wszystko jest w porządku. Jak zwykle jej nie przekonałam. Jest uparta, ale za to ją lubię. Wygląda na to, że jutro do pracy nie idę. Szłam przed siebie. Myśląc, o tym wszystkim przecież ja tylko zemdlałam, a Charlotte już chciała mnie umawiać na wizytę u lekarza. No sorry już bez przesady. Do żadnego lekarza nie pójdę. Nagle poczułam na swoim ciele dość mocne uderzenie. Moim oczom ukazał się w samej osobie Arthur. Serio czy ja muszę go spotykać na każdym kroku?

 

— Em... Przepraszam — powiedziałam. Patrząc mu w oczy, jednak szybko odwróciłam wzrok.

 

— Hej — uśmiechnął się — widzę, że nie jesteś dziś za bardzo obecna — popatrzył na mnie rozbawionym wzrokiem.

 

— Bardzo śmieszne — powiedziałam z sarkazmem i wyciągnęłam język.

 

— To, co może teraz wstąpimy gdzieś na małą kawę? — zapytał. 

 

— Przepraszam cię, ale się śpieszę — posłałam mu przepraszające spojrzenie.

 

— No dobrze. Rozumiem — powiedział już nieco mniej odważnie.

 

Dałam mu buziaka w policzek i czym prędzej go wyminęłam. Chwila. Stop. Czy ja go pocałowałam w policzek? Cicho westchnęłam i po jakimś czasie doszłam do mieszkania. Wchodząc, od razu poczułam ten sam zapach. Zapach, który gości w tym domu od roku. Roku, który był najgorszym w moim życiu. Rozejrzałam się wstępnie i ściągnęłam płaszczyk, a buty ułożyłam do małej brązowej szafeczki. Znów przyszedł tu z kolegami. Po całym salonie były porozrzucane kawałki szkła. Pety leżały na stole. Mężczyźni spali na ziemi i na kanapie. Tak wyglądały moje powroty z pracy. Szłam do sypialni i siadałam na łóżku. Wzięłam małą kartkę i zaczynałam pisać. Jedyne co utrzymuje mnie jeszcze przy życiu, jest to zwykła kartka i długopis. Piszę opowiadania dla dzieci i dorosłych. Tylko wtedy czuję, że mogę wszystkie swoje emocje wylać na papier. Moje łzy, które tak często płyną po moich polikach.

 

***

Znów odmówiłam Arthurowi. Nie chcę tak. Nie mogę po raz kolejny mu odmówić. Mam inne życie niż on. Kto by chciał się spotkać z taką kobietą jak ja. Siniaki na całym ciele. Rany na stopach ciągnące się aż do ud.

Każdy najmniejszy ruch sprawia mi ból. Muszę żyć dalej. W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Strach zawładnął nad moim ciałem, a oczy snuły przerażenie.

 

— Chodź posprzątać na dół — warknął i podszedł do mnie — a co to jest? — wziął kartkę i zaczął czytać. Podarł ją i wyrzucił — wielką pisareczka się znalazła — zakpił i chwycił mnie za nadgarstek — idziemy — dodał i zaczął mnie ciągnąć na dół.

 

***

 

Zaczęłam zbierać odłamki szkła i leżące pety.w pewnym momencie zbierając, szkło przecięłam sobie lewy nadgarstek. Syknęłam z bólu. Mężczyźni stali i kpili ze mnie. Każdy następny bił mnie. Za każdym razem jęczałam z bólu. W mojej głowie nadal snuje się pytanie. Dlaczego ja? Dlaczego to mnie wszystko spotkało.

Każdy kolejny śmiech sprawiał, że wszystko było mi obojętne. Miałam dość. Chciałam, aby ta chwila się skończyła.

 

***

 

Następny dzień wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle. Nie poszłam do pracy ze względu na siniaki i rany. Wczorajszego wieczora. I ze względu na Charlotte, która zapewne kazałaby mi wracać do domu. Po ogarnięciu porannej rutyny poszłam do salonu, aby dokończyć sprzątanie. Nie chciałam, aby w mieszkaniu wyglądało tak, jak jest. Chciałam, aby wszystko miało ręce i nogi. Nie lubiłam, gdy w mieszkaniu panował chaos. Znów wyszłam z mieszkania. Chciałam się przejść, zebrać myśli. Usiadłam na ławce i zaczęłam patrzeć na plac zabaw obok. Przez głowę przeleciała mi myśl, jak to by było mieć swój mały skarb. Być mamą i poczuć to wspaniałe uczucie, o którym mówi tysiące matek.

 

— Cześć — usłyszałam znajomy mi głos i natychmiast się odwróciłam.

 

— Hej. Co ty tu robisz? — zapytałam zdziwiona.

 

— przyszedłem tu z siostrzeńcem na plac zabaw — wskazał na chłopca bawiącego się na huśtawkach.

 

— Rozumiem — uśmiechnęłam się ciepło.

 

Po krótkiej chwili podbiegł do nas mały chłopiec. Na oko można było stwierdzić, że miał 4-latka. Jego lekko zadarty nosek i niebieskie oczka natychmiast przykuły moją uwagę.

 

— Hej mały — usmiechnęłam się i ukucnęłam przy chłopczyku — jak masz na imię? — spytałam łagodnym głosem.

 

— Adrian — powiedział zaciekawiony.

 

— Masz bardzo ładne imię. Ja jestem Lily — popatrzyłam w jego dziecięce oczka z delikatnym uśmiechem.

 

— Dziękuję — odpowiedział pokazując swój dziecięcy uśmiech — pójdzie z nami pani na lody? — spytał.

 

— No właśnie może pójdziesz z nami na lody? — mężczyzna popatrzył na mnie głaszcząc ramię chłopca.

 

— Pewnie czemu nie — uśmiechnęłam się z lekką niepewnością.

 

***

Szliśmy powoli do małej lodziarni niedaleko parku. Ten mały szkrab to czysty wulkan energii. Jeszcze nie widziałam tak szczęśliwego dziecka. Sama nie wiem czy dobrze zrobiłam aby iść z nimi na te lody. Nie mogłam odmówić tym słodkim oczkom.

 

— Chce waniliowe wujku — powiedział maluch ciagnąc swojego wujka za skrawek koszuli. Na co tylko cicho zachichotałam.

 

— A dla ciebie — spytał mężczyzna spoglądając, na mnie.

 

— czekoladowe — odpowiedziałam.

 

— A więc poproszę dwa czekoladowe i jeden waniliowy — powiedział z szerokim uśmiechem.

 

— Proszę ten dla żony. A ten dla tego oto dla pana rozrabiaki i ten dla pana — powiedział sprzedawca podając, każdemu z nas lody.

 

Tego się nie spodziewałam. Ten sprzedawca wziął nas za małżeństwo. Szczerze mówiąc, poczułam jakieś dziwne uczucie.

 

***

 

Cały ten czas mały nawijał jak najęty. Jest naprawdę świetnym chłopcem. To był naprawdę wspaniały dzień. Szliśmy małą uliczką w tle było słychać szelest trawy. A liście opadały powoli na ziemię.

 

— Może cię odprowadzić? — zapytał nieco ciszej niosąc na rękach śpiącego siostrzeńca.

 

— Nie. Nie trzeba — uśmiechnęłam się i poglaskałam rączkę chłopczyka.

 

— Ja już się będę zbierać. Do zobaczenia — uśmiechnęłam się i chciałam mu dać całusa w policzek, jednak on wyczuł moment i odwrócił policzek w inną stronę. Nasze usta złączyły się w jedną całość...

 

C.D.N

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Nanix_0004 23.10.2018
    Opowiadanie będzie kontynuowane na moim wattpadzie jeśli komuś się spodobało to zapraszam na mój profil (night_sing) lub wejdź w ten link: https://my.w.tt/rFyEplWWeR

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania