Niebieska agrafka - 17 listopada

„O starcu”

 

Wieczór. Anna siedziała przy biurku, czytając książkę, którą niedawno wcisnęła jej przyjaciółka. „Wędkarskie opowieści” – cóż, zawartość była dokładnie taka, jak oczekiwała po tytule. Dużo zawiłych terminów, bajania o sumach-gigantach i narzekania narratora na niesprawiedliwość losu – zupełnie jakby słuchała starego pana Niesiołowskiego. W pewien sposób ją to odpychało i nudziło, lecz nic lepszego do roboty nie miała, więc pokonywała kolejne strony i sama się sobie dziwiła, że tak gładko jej idzie.

Wtem jednak odezwał się głos z salonu. „Ania! Przyjdź na chwilę…” Dziewczyna odłożyła książkę, wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

– Co jest? – zapytała, siadając na kanapie obok matki.

– Pójdziesz po sałatkę do sklepu?

– Teraz?

– Później zapomnę.

– Nie mogę pójść rano? Jest ciemno. – Wyjrzała kątem oka za okno.

– Toć nic ci się nie stanie. Przy okazji będziesz mogła kupić coś słodkiego.

– Drożdżówki?

– Na jutro do szkoły.

– A na dzisiaj?

Matka na chwilę zamilkła. Wstała, wyciągnęła portfel z torebki, wręczyła córce dwie dychy.

– Sałatka, najlepiej z ogórkami, drożdżówki, a za resztę możesz kupić, co chcesz.

– Niech będzie – odpowiedziała Anna, wkładając banknot do kieszeni kurtki. Przeszła do przedpokoju, założyła czarną kurtkę, nie zapinając jej. Założyła buty, otrzepując je nieco na dywaniku, na którym stały.

– Zaraz wrócę – powiedziała i wyszła.

Wieczór był suchy i chłodny. Latarnie oświetlały chodnik soczyście żółtym światłem. Zaraz obok trzeszczały gołe gałęzie starych drzew, a za nimi rozbłyskały jasne kwadraty i prostokąty okien sąsiedniego bloku. Anna szła nieśpiesznie, co jakiś czas chuchając, by zobaczyć przez sekundę parę uciekającą z ust. Ręce trzymała w kieszeni kurtki. Na twarzy, a szczególnie nosie, czuła nieprzyjemny, drażniący ziąb. Czuła, że uszy i policzki jej się czerwienią i nieco żałowała, że nie wzięła czapki. Założyła za to kaptur, ale był cienki, niewygodny i wcale nie pomagał, więc szybko zsunęła go z głowy.

–…mówię wam, oni nas wszystkich, jak Boga kocham, ten tego…

Anna zbliżała się do osiedlowego sklepu i już z daleka słyszała urywki ożywionej dyskusji.

– Nie no dziadu, zmyślasz – powiedział łysy człowiek o czerwonej twarzy.

– Co prawda to prawda – wtórował mu chuderlawiec w uszance.

– A ja to mu w sumie trochę wierzę, nie wiem jak wy, panowie – odezwał się basowy głos brodacza, który opierał się o ścianę sklepu.

Anna była na tyle blisko, że dostrzegła również czwartego członka rozmowy. Łysiejący starzec o długiej, siwej brodzie siedział na ziemi po turecku, a z jego ust wystawała zdobiona fajka, która zdawała się zupełnie nie pasować do jego niedbałej, obdartej aparycji.

– Oni są wśród nas, mówię wam, jako Bóg mi świadkiem – odezwał się w końcu, od razu uciszając trzech pozostałych.

Anna nie za bardzo chciała słuchać, ale szybko zauważyła, że z wnętrza sklepu wychodzi dość spora kolejka i nie wyglądało na to, by miała się szybko zmniejszyć. Mogłaby pójść gdzie indziej, ale droga zapewne zajęłaby dłużej niż czekanie tutaj, więc ustała za wysokim mężczyzną w bladoniebieskim dresie. A akurat dobrze było z tego miejsca widać i słychać dyskutantów, a że nie wzięła telefonu, to by zabić czas postanowiła jednak skupić się na ich rozmowie.

– No dobra – powiedział łysy – ale ci „oni”, co ty nam tu o nich opowiadasz, to co to są za „oni” tak w ogóle?

– Maszynanci!

– Że co? Roboty znaczy? – dopytywał chuderlawiec.

– Kontrolują, pracują dla tych z zewnątrz, wnikają w społeczeństwa…

– Brzmi przekonująco – przytaknął brodacz, odklejając się od ściany.

– Niech będzie dziadu – kontynuował łysy. – No ale jak oni są, to gdzie są i jak ich rozpoznać dziadu? No bo tak mówić to może i nawet moja, o, mówić, a przecie takiej byle no, byle kobiety, człowieka to nikt nie usłucha.

– Właśnie, właśnie – przyznał mu rację chuderlawiec. – Masz dowody jakie czy co?

– Żem widział na własne oczy – starzec szeroko rozszerzył powieki i wskazał palcem na prawe oko. – Dwie noce temu żem widział człowieka z mechaniczną nogą. Biegł nocą bez ustanku jak maszyna, mówię wam.

– Jak już tak wspominasz, to faktycznie, też chyba kogoś takiego widziałem – powiedział brodacz.

– No nie mów… – niedowierzał łysy.

Tymczasem kolejka się skurczyła i Anna stała już na progu, żałując że zaraz wejdzie do środka i nie będzie mogła słuchać dalej.

– I nie tylko nogę miał mechaniczną! – zakrzyknął starzec, odrywając się na chwilę od ziemi. – Jako że jestem badaczem natury i z człowiekiem ciekawskim to żem podszedł w ukryciu i żem go porządnie zlustrował. I dostrzegłem że prócz nogi to jeszcze, ten tego, dłoń ma stalową.

– Kurczę, cyborg – chuderlawiec nieco się przeraził.

– To musiał z Rosji zbiec, bo nasi takich doświadczeń nie robią – dodał brodacz.

– A żeby to… – zająknął się łysy. – A żeby to chuj w bombki i et cetera strzelił. Też mi opowieść dziadu! Jeszcze ci uwierzę!

Dalsza część rozmowy umknęła Annie. W sklepie słyszała tylko przytłumione zdania, a i tak próbowała z nich wyciągnąć tak dużo, że niemal zapomniała kupić drożdżówki. Gdy wyszła z reklamówką w prawej dłoni z czterech dyskutantów został tylko starzec.

– Szybko się zmyli – powiedziała bardziej do siebie niż do starca, ale on to podchwycił.

– Niedowiarki, panienko – zwrócił się do niej. – Panienka pewno słyszała nieco. Panienka wierzy, jo?

– Ta, po części przynajmniej… – odpowiedziała wymijająco.

Starzec miło ją pożegnał, ona zaś pomogła mu wstać z ziemi. Stała jeszcze przez chwilę i patrzyła jak powoli kuśtyka gdzieś między bloki, prosto w mrok, gdzie nie dosięga światło latarni.

Do domu wróciła zmarznięta i znacznie później niż spodziewała się matka. Wyczuwała w kościach, że powinna usłyszeć nieco cierpkich słów, ale nic takiego się nie stało. „Widocznie matka jest w dobry humorze”, pomyślała Anna, wracając do pokoju.

Zapaliła lampkę, rzuciła się razem z książką na miękkie, wychłodzone łóżku.

„A sum to bestia jest co niemiara i siły trzeba i woli, by się z nim mierzyć jak równy z równym. Bo dobry wędkarz to taki, co bestię potrafi ujarzmić zarówno w wodzie, jak i poza wodą, zarówno w umyśle bestii, jak i w swoim, który przecież od bestii wiele się nie różni”.

Niedługo później odłożyła książkę, wzięła kąpiel, poszła spać. Kołdra i piżamy przyjemnie grzały, a w całym tym cieple nie mogła się powstrzymać od wracania myślami do tego, co usłyszała pod sklepem. Niby takie nic, a jednak coś niezwykłego, niespodziewanego. Nie umiała opowiadać tak dobrze jak Rozalia, jej droga przyjaciółka, ale z pewnością była to drobnostka, o której warto wspomnieć następnego dnia.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • kamińe rok temu
    marne to
  • zsrrknight rok temu
    ok
  • Kołcz03 rok temu
    Podobają mi się dialogi. Reszta również na +. Pozdrawiam.
  • zsrrknight rok temu
    dzięki, pozdrawiam również
  • Jako że jestem badaczem natury i z człowiekiem ciekawskim to żem podszedł - literka "z" się wkradła (przed człowiekiem)

    „Widocznie matka jest w dobry humorze” - uciekła literka "m" w wyrazie dobryM (humorze)

    rzuciła się razem z książką na miękkie, wychłodzone łóżku - literówka w ostatnim wyrazie - poprawnie łóżko

    Kołdra i piżamy przyjemnie grzały - zazwyczaj ludzie śpią w jednym komplecie piżamy, więc grzeje piżama

    Szczerze? To najlepszym momentem tego tekstu jest fragment o sumie i tytuł, który mnie zwiódł na man-owce...
  • zsrrknight rok temu
    dzięki za wyłapanie błędów
  • Dekaos Dondi rok temu
    Zsrrknight↔Całkiem ciekawy tekst. Ma specyficzny klimat.
    I dobrze, że w – sumie – nie wiadomo, kto zacz, ten "maszynaniec"
    Choć pewne podteksty, wyłonić by można lub nie:)
    "Bo dobry wędkarz to taki, co bestię potrafi ujarzmić zarówno w wodzie, jak i poza wodą, zarówno w umyśle bestii, jak i w swoim, który przecież od bestii wiele się nie różni”→ciekawe spostrzeżenie, np: w sensie metaforycznym.
    Pozdrawiam🙂:)
  • zsrrknight rok temu
    dzięki za komentarz i pozdrawiam również

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania