Niech lato poczeka jeden dzień

Lena i Wiktoria były siostrami ciotecznymi, ale z braku siostry rodzonej, za takie się uważały. Lena wiodła skromne życie w chacie za wsią, gdzieś nad morzem, podczas gdy dwa lata młodsza Wiktoria od wczesnego dzieciństwa psuła się atrakcjami stolicy. Nie było między nimi żadnego podobieństwa. Patrząc w lustro nie uwierzyłyby, że są krewnymi. Wiktoria odziedziczyła po matce wygląd prześlicznej dziewczyny, a kiedy tylko nabrała pierwszych cech kobiety, łamała serce każdemu chłopcu, który miał nieszczęście ją ujrzeć. Emitowała rodzaj cząsteczki, nieznanej uczonym, wywołującej nieodwzajemnione zakochanie. Lena nie wyróżniała się niczym szczególnym, nie przyciągała uwagi, musiała pracować intensywnie nad sobą, żeby w ogóle ktoś ją zauważył. Nic je nie łączyło oprócz jednego zdarzenia o daleko idących konsekwencjach — obydwie w młodym wieku straciły ojca: Wiktoria w wypadku samochodowym gdy miała zaledwie dziewięć lat, zbyt wcześnie, żeby zdawać sobie sprawę czym będzie życie bez pieszczot tatusia, rodzinnych zabaw, drogich prezentów. Lena ojca nie miała wcale, bo porzucił jej matkę, zanim Lena się urodziła. Nigdy go nie spotkała. Ponoć kiedy umierał, ostatnim słowem jakie wymówił, było imię jego córki.

 

Każdego lata Wiktoria przyjeżdżała do Leny na wakacje. Traktowała jej dom jak swój własny: z Leny kubeczka piła mleko, Leny lalkami się bawiła, nosiła jej sukienki, szyte na maszynie przez ciotkę. Lena nie protestowała, cierpliwie znosiła zachłanny charakter siostry. Niech tylko w sadzie zaczerwienią się śliwki, wakacje dobiegną końca, a wtedy kubek, ulubiona łyżeczka, każda lalka, wrócą na swoje miejsce. Za rok Wiktoria przyjedzie znowu, lecz wówczas Lena skończy trzynaście lat i nie da sobie bez pytania odbierać zabawek. O tym rozmyślała w długie jesienne wieczory, a następnego ranka idąc szosą do szkoły. Przy dobrej pogodzie skracała sobie drogę przez pastwiska i miedzą wzdłuż zagonów. Zimą marsz zabierał przeszło godzinę, bo gdy nawiało śniegu, zapadała się w zaspach po kolana. Przez oszronione okno matka wypatrywała jej powrotu, paliła brykietami w piecu, woda syczała w dużym czajniku na żelaznej kuchni. Czasem wychodziła córce na spotkanie, do krzyżówki. Dalej było ciężko iść, bo utykała na jedną nogę. „Kulawam od urodzenia” — myślała o sobie bez cienia żalu. Martwiło ją tylko, co ludzie w wiosce gadają o jej nieślubnym dziecku. Dzień po dniu z tej rozterki narodził się śmiały pomysł: wyjechać jak najdalej, poznać kogoś uczciwego i szlachetnego, kto zapewni im przyszłość jakiej pragnęły. Los się uśmiechnął i zesłał dobroczyńcę. Był nim obywatel Nowej Grenlandii, zamożny wdowiec poszukujący bratniej duszy, niekoniecznie młodej i pięknej — do szczęścia wystarczy mu pracowita i wychowana w tej samej tradycji. Tym sposobem Lena i jej matka zawędrowały na drugi koniec świata, gdzie wieśniacy nikogo nie biorą na języki, bo nie ma tam wiosek, tylko dobrze prosperujące farmy i zadbane miasteczka pełne zadowolonych ludzi. W drodze na lotnisko zatrzymały się u krewnych w stołecznym mieście. Był to jedyny raz, kiedy Lena gościła w domu swojej siostry. Wizyta nie trwała długo, a Wiktoria pilnowała, żeby Lena niczego nie dotykała. W dniu wyjazdu poszły do fotografa zrobić sobie zdjęcie, czarno-białe z ząbkowanymi brzegami. Na zdjęciu zakłopotana, nieśmiała twarz Leny niezręcznie kontrastowała z promiennymi oczami Wiktorii.

 

W nowym miejscu Lena czuła się obco. Mieszkała w obszernym, piętrowym domu z sześcioma sypialniami i bujnym ogrodem. Z pokoju Leny widać było las, między drzewami piaszczyste wydmy, wyżej ciemny błękit oceanu. Chwilami widok za oknem przynosił jej radość, inny razem przerażał bezmiarem i surowym krajobrazem. Ojczym Leny miał syna, Jacka, cztery lata starszego od Leny. Lena odnosiła się do niego jak do przyrodniego brata, ale że nie było między nimi związku krwi, przyjęła oświadczyny i w wieku dwudziestu jeden lat została jego żoną. Ojciec Jacka wyprawił na swoim ranczo przyjęcie ślubne w stylu western: z mistrzem ceremonii, dysk-dżokejem, tysiącem czerwonych róż, świecami płonącymi na stawie, wykwintnym jedzeniem i pokazem zabytkowych aut. Zaproszono wielu znakomitych gości, którzy obsypali parę młodych górą podarków. W ślubnych kreacjach Lena i Jack wyglądali jak na reklamach z Las Vegas. Zrobiono im mnóstwo kolorowych zdjęć. Najlepsze Lena wysłała rodzinie w Polsce. Oglądając je, Wiktoria wpadła w złość i rzuciła się z płaczem na łóżko. Następnego dnia zerwała ze swoim chłopakiem. Wkrótce zaczęła kręcić z nowym, ale odstawiła go jeszcze prędzej niż poprzedniego. Wyrastała na kobietę piękną i wiecznie niezaspokojoną, ale właśnie z tego powodu nie stroniła od mężczyzn, próbowała ich garściami, aż natrafiła na swój idealny odpowiednik. Miał na imię Jakub i tak jak ona wypuszczał tajemnicze cząsteczki. Lód, który Wiktoria nosiła od urodzenia w sercu, rozpuścił się jak za dotknięciem magicznej różdżki. Pod łzami spełnienia Jakub ujrzał niewinne, sarnie oczęta. Miała tyle samo lat co Lena, kiedy się pobrali. Jej wesele w niczym nie przypominało hucznego przyjęcia na ranczo. Nikt im nie robił kolorowych zdjęć. Po skromnej ceremonii w urzędzie stanu cywilnego, gościom w ciasnym mieszkaniu serwowano czerwony barszcz i ruskie pierogi. Tylko panowie młodzi dorównywali sobie urodą. Wiktoria pokazywała zdjęcia koleżankom i zasięgała ich opinii — werdykt był podzielony pół na pół. Jednak Wiktoria miała w zanadrzu kartę, która ostatecznie przechyliła szalę zwycięstwa na jej korzyść: trzy lata po ślubie urodziła dziecko. Tymczasem Lenie lata mijały bezdzietnie. Snuto na ten temat rozmaite domysły: nie mogą mieć dziecka lub rola matki jej nie pasuje. Jakakolwiek przyczyna, upływający czas w niczym nie pomagał.

 

Wiktoria pisała listy do rodziny za granicą. Długie listy, o tym jak im kiedyś było ze sobą dobrze, jak wspólnie pomagali dziadkom w pracy na polu. Polną dróżką chodzili na plażę, wyciągali z koszyka twaróg i masło, pili w słonecznym skwarze zsiadłe mleko, dzielili się każdą kromką chleba. Po przeczytaniu wyjątkowo wzruszającego listu ciotka nagle ujrzała dawne gospodarstwo przy szosie wysadzanej leszczyną: stodołę z bocianim gniazdem na słomianym dachu, oborę, w której doiła krowy i karmiła świnie, gęsi pluskające się w gnojówce, nawet kiełbasę dymiącą na drągach w wędzarni. Choć nie były to szczęśliwe czasy, ani dla niej, ani dla jej córki, to jednak się popłakała i czytała ten list wiele razy. Potłukła szklanki i kieliszki, poleciała na podłogę reszta zastawy stołowej zakupionej miesiąc temu na specjalne okazje. Dopiero po kilku dniach znalazła w sobie dość siły, żeby pokuśtykać do urzędu emigracji i wysłać zaproszenie. Wiktoria otwierała kopertę drżącymi rękami. Od razu pojechała do ambasady po wizę, potem podekscytowana liczyła godziny do odlotu. Zanim pożegnała męża, kazała mu złożyć solenną obietnicę, że się zaopiekuje ich córką, będzie dla niej ojcem i matką w jednej osobie. Uspokojona jego zapewnieniem wsiadła do samolotu i po dwóch przesiadkach, dwudziestu pięciu godzinach monotonnego lotu dotarła do krainy nie do pomyślenia: pory dnia i roku idą na odwrót, werandy są skierowane na północ, pojazdy kursują niewłaściwą stroną drogi, a do tego ludzie mówią, jakby mieli kluski w gębie. Na lotnisku przywitał ją ciepły, słoneczny dzień i równie ciepłe słowa Leny i jej małżonka. Jack był zauroczony Wiktorią od pierwszego momentu i wcale tego nie ukrywał. Jadąc na miejsce zamienili tylko kilka słów, a mimo to doskonale się rozumieli, odgadywali najskrytsze myśli, co ich onieśmielało, a równocześnie rozpalało wyobraźnię. Wiktoria już po krótkim czasie rządziła się w ich domu jak u siebie: poprzestawiała meble wedle własnego gustu, jeździła samochodem siostry, robiła zakupy na jej kredyt. „Przecież ten dom należy do Jacka, a ja mu się podobam bardziej niż Lena” — usprawiedliwiała swoje postępowanie. Coraz więcej czasu spędzała na osobności z Jackiem. Lena doskonale wiedziała w jakim celu, ale nie umiała temu zaradzić. Jednego razu Jack i Wiktoria wybrali się na całodniową wycieczkę, nie wiadomo dokąd. Po powrocie Jack zupełnie nie przypominał mężczyzny jakiego Lena poślubiła. Przyrzekła sobie, że więcej na takie wypady nie pozwoli, ale na widok zdeterminowanych oczu Wiktorii, usunęła się na bok. „Wakacje miną, pojedzie sobie” — łudziła się jak niegdyś. Nie pomyślała, że lato trwa u nich dłużej niż w Polsce. A to był dopiero początek lata. Każdego dnia wiatr przynosił cieplejsze, wilgotne powietrze znad oceanu. Każdego poranka Wiktoria budziła się jak owoc brzoskwini spragniony rosy i promieni słońca, emanował z niej seks, tak silnie, że Jack nie mógł przestać o niej myśleć. Zaraz po przyjściu z pracy, pędził witać się z Wiktorią, nie odstępował jej na krok, zaglądał głęboko w oczy, stęsknione, pociągające, a wówczas oblewał go rozkoszny dreszcz, na który czekał cały dzień. Do Leny odczuwał coraz większe zobojętnienie, aż w końcu widok żony nie budził w nim żadnych emocji. Wiktoria widziała to na jego twarzy. W tej sytuacji dobro siostry i ciotki schodziły na dalszy plan. Pozbawiona wszelkich skrupułów, postawiła Jackowi następujący warunek:

— Zostaw ją, a urodzę ci dziecko.

Jack poczuł wewnętrzne rozdarcie, nie wiedział co ma począć. Kochał Lenę, lecz tak samo niezaprzeczalnie pragnął potomstwa, a przynajmniej szalonej rozkoszy prowadzącej do jego poczęcia. „Pragnąć dzieci nie jest grzechem” — tłumaczył się przed sobą, ale prędko słowa Wiktorii odbiły się w nim echem wyrzutów sumienia. Lenie też coś się należy od życia. Jeszcze nie jest za późno, żeby dać jej ostatnią szansę. Wymyślił ultimatum, będące odwróceniem warunku Wiktorii:

— Urodź mi dziecko, a odprawię Wiktorię tam skąd przyjechała.

Lenie intuicja podpowiadała, że jedyny ratunek to przyrzec Jackowi cokolwiek zażąda, choćby i na piśmie, spełnić każdą zachciankę, a potem modlić się o cud. Czy modlitwy rzeczywiście pomogły, czy przez szczęśliwy przypadek, niebawem Wiktoria odebrała pilny telefon od koleżanki z Warszawy:

— Jakub znalazł sobie babę. Wracaj natychmiast!

Wiktoria kalkulowała chłodnym umysłem, co może zyskać, co stracić, ile należy poświęcić, żeby stracić jak najmniej. Była kobietą podejmującą błyskawiczne decyzje w najtrudniejszej sytuacji. Jeszcze tego samego dnia zabukowała pierwszy dostępny lot, spakowała swoje rzeczy, a po tygodniu opuściła wiecznie zielone wybrzeże wyspy. Podczas pożegnania z Jackiem wylała strumień łez. Tej samej nocy Lena po raz pierwszy od dłuższego czasu mogła spać spokojnie.

 

Minęło pięć lat. Wiktoria urodziła Jakubowi drugie dziecko, syna. Ten wspaniały podarunek nie zatrzymał go przy niej na długo. Wyjazd Wiktorii pozostawił skazę na ich związku, wpierw ledwie widoczną, potem była to bolesna rana, której nie udało się wyleczyć. Dwa lata później wzięli rozwód w dość nieprzyjemnych okolicznościach. Wiktoria wyjechała z dziećmi do Oxfordu. Jack pozostał wierny Lenie, choć nie doczekał się potomka. Siostry nigdy więcej się nie spotkały. Tak to doświadczenie życiowe, zamiast zbliżać, powoli oddala nas od siebie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (38)

  • LittleDiana dwa lata temu
    Bardzo smutne, ale i życiowe...
  • befana_di_campi dwa lata temu
    Opowieść jak te Onetowe "polki.pl" z pewną wszak różnicą ;) Wspomniane "polki" to zwykły chłam, gdzie miejsce czasu oraz akcji traktowane jest nader dowolnie. Nie mówiąc o ubogim słownictwie oraz ortograficznych błędach :)
  • Narrator dwa lata temu
    befana_di_campi
    Nie rozumiem co masz na myśli, ale to nie ma znaczenia. Dziękuję za komentarz :)
  • rozwiazanie dwa lata temu
    Wiktorię znam już z poprzednich fragmentów Twojej prozy. Lena przez swoją nieśmiałość i delikatność nie ma odwagi na popełnianie błędów. No i Wiktoria znowu jest górą, może wyniesie lekcję z życia, bo nie ma nic gorszego niż stagnacja.
  • Narrator dwa lata temu
    rozwiazanie
    Myślę, że kształtujemy się we wczesnym dzieciństwie i tacy już zostajemy. Można oczywiście próbować to zmienić, lecz bez znaczącego rezultatu.

    Dziękuję za przeczytanie.
  • rozwiazanie dwa lata temu
    Pozdrawiam:)
  • okruszynka dwa lata temu
    Ech, to raczej wyciskacz łez dla gospodyń domowych.
  • Narrator dwa lata temu
    okruszynka
    Miło, że tak uważasz, bo pisanie dla gospodyń domowych to zaszczyt :)
  • okruszynka dwa lata temu
    Narrator ha, ha, one pewnie też tak uważają i są dumne, i szczęśliwe, że ktoś dla nich pisze?
  • miętus dwa lata temu
    Tym razem czuję niedosyt. Takie bardziej sprawozdawcze jest to opowiadanie.
  • Narrator dwa lata temu
    Miętusie, lepszy chyba niedosyt, aniżeli przesyt, bo zawsze można przeczytać coś dobrego na dokładkę :)

    Dziękuję za komentarz.
  • miętus dwa lata temu
    Narrator
    Jak tak mówisz ?
  • Agrafka dwa lata temu
    I znów mi się podoba:) Mi ta końcowa sprawozdawczość wydaje się zaskakująca i celowa, gdyż ostatecznie obie panie zostały zrównane do bezwolnych kukiełek, których życie determinuje ów brak ojca, zupełny lub tylko taki na kilka szczęśliwych kęsków.
    Ponieważ mi się ostatnio wszystko kojarzy z wojną, tutaj też dostrzegam tę analogię, po prostu w miarę normalnym ludziom wszystko znów się pokręci na kilka pokoleń, tam kogoś zabraknie, tam się źle doklei ...
    Bardzo dobrze się czyta (nie czytam romansów) :)
  • Narrator dwa lata temu
    Agrafka, miło Cię widzieć znowu :)

    Nie publikujesz od dłuższego czasu, a szkoda, bo z chęcią przeczytałbym coś Twojego.
  • kigja dwa lata temu
    Nie znam Wiktorii i bardzo mnie to cieszy.
    Lena powinna ją zakatrupić i porzucić w lesie głodnym zwierzętom. Ech, oczywiście w głowie, nie naprawdę. Kto realnie morduje?
    Dobre opowiadanie, bo wywułuje skrajne emocje, aż do wściekłości xd Pozdrawiam.
  • Narrator dwa lata temu
    Kigja, Wiktoria to klon Leny ukazujący ludziom gorszą naturę człowieka. Tym sposobem Lena może sprawiać pozory osoby życzliwej, wyrażającej pozytywne opinie.

    Znajoma historia, co?
  • kigja dwa lata temu
    Narrator
    Nie stworzyłam klona, by pozorować uprzejmość. Stworzyłam klona, by zachować anonimowość i przez chwilę mi się udało. Chyba, że była to pozorowana chwila...

    Na pewno nie stworzyłam klona po to, by wchodzić pod teksty moich oficjalnych, stałych wrogów i robić kaszankę pod ich tekstami. A mogłam...
    Niczego nie muszę pozorować, bo zawsze jestem sobą, nawet jak nie jestem, chociaż jestem.

    Opowi, to fabryka klonów, urzędują tu najlepsze i najświętsze głowy z dorobkiem, którego nie powstydziłby się żaden agent Mosadu, KGB czy Stasi...
    Są moimi mentorami w kwestii klonotwórstwa.

    Słaba szpila, postaraj się bardziej, abym z czystym sercem mogła pozorować wrogość.
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Całkiem fajne opko. Nie zauważyłem ortów, jak pisała Befana
    Pozdr
    5
  • Narrator dwa lata temu
    Józef Kemilk
    Im dłuższy tekst, tym więcej byków. Błędy jak karaluchy — na każdego znalezionego przypada sto niewykrytych, ale przynajmniej to dowód, że tekst zjadliwy, klinicznie czystego robaczki nie ruszą :)
  • Szpilka dwa lata temu
    Ano, złym i egoistom żyje się łatwiej, oby takich najmniej w życiu.

    Fajnie się czyta, a to wielki plusior, bo prozy mnogo, niestety, wielu autorów zwyczajnie przynudza ?

    Piątak ?
  • Narrator dwa lata temu
    Szpilka, przysłodziłaś jak dojrzała figa (mam nadzieję, że nie znajdę w środku niczego ostrego :)

    „Ano, złym i egoistom żyje się łatwiej...” — pięknym kobietom chyba najłatwiej.
  • Szpilka dwa lata temu
    Narrator

    ?

    piękna była duchem,
    lecz nie ciałem,
    z duchem baby nic nie miałem,
    no a ciało nazbyt suche,
    jeszcze bym je zmiażdżył brzuchem ?
  • Narrator dwa lata temu
    Szpilka
    Ach, szczera prawda:
    Bez ducha kobieta sucha i wilgoci rozkosznej nie zaznasz :)
  • Łukasz Jasiński dwa lata temu
    Otóż to: masz rację, Szpilko, wielu prozaików przynudza, piszą bez ładu i składu i o niczym - dla domowych kur i starych kogutów spod budki z piwem, natomiast: prawda jest taka...

    "Proza to dużo słów i mało myśli, poezja: mało słów i dużo myśli." (aforyzm Łukasza Jasińskiego, czyli: mój)

    I to poezja wywołuje emocje, polemikę i szermierki słowne, podobnie jest na studiach: trzeba słuchać wpatrzeni jak w boga "fachowców" w danej dziedzinie - żadnego własnego zdania, tylko: pokorne, nieśmiałe i wstydliwe...

    - Panie profesorze, można zadać pytanie?

    Łukasz Jasiński
  • Łukasz Jasiński dwa lata temu
    A potem będą ci, Szpilko, kształtować charakter, pisać życiorys i krok po kroku odbierać wolność: cielesną, umysłową i duchową, nie będziesz wtedy już sobą: będziesz smutna, wewnętrznie załamana i w ciągłej depresji, a kiedy zaczniesz pić - będą ci wmawiać, że jesteś alkoholiczką, wariatką i niedorozwinięta intekektulnie - tak robią niewolnicy...

    Życiorys

    Łukasz Wiesław Jan Jasiński herbu Topór: królewski błazen i filozof uniwersalnej miłości i narodowy libertyn urodzony dwudziestego siódmego lipca w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym pierwszym roku na warszawskim Mokotowie - posiada całkowity ubytek słuchu (posiada nabytą niepełnosprawność, także: wrodzoną - inteligencję i myśli - samodzielnie), inaczej: jest boskim cudem natury - Ciałem i Umysłem i Duszą, dowód: trzy pierwsze litery - spółgłoska i samogłoska i spółgłoska - CUD, niezawisły i niepodległy i niezależny - finansowo i intelektualnie i seksualnie i materialnie i duchowo. Absolwent Liceum Zawodowego z dyplomem komputerowego składacza tekstu - poligrafa (poligrafia i krytyka i filozofia i poezja - humanistyka). Świadectwo dojrzałości uzyskał przed Państwową Komisją Egzaminacyjną przy Mazowieckim Kuratorium Oświaty. Jest również byłym pracownikiem Zakładu Pracy Chronionej (pakowanie polskich prezerwatyw) i Archiwum Akt Nowych (gospodarz i pomocnik i dziennikarz) i Narodowego Klubu Libertyńskiego (ochroniarz).
    Wolne myśl publikował na następujących stronach internetowych: Poezji Polskiej i Nieszuflady i Krytyki Literackiej. W postaci książkowej wydał kilka tomików poezji: "Wiersze" - jeden egzemplarz i "Kowal i Podkowa" - sto egzemplarzy i "Pocięte Struny" - dziesięć egzemplarzy. Z powodu wrodzonej inteligencji został objęty kwarantanną izolacyjną przez Państwo i Kościół i Masonerię. Własność intelektualną przechowywał w zabezpieczonych papierach wartościowych - teczkach: "Twórczość amatorska" i "Życiorys" i "Różne l ll lll" i "Konstytucja Polski Rzeczypospolitej Narodowej" i "Sztuka kaligrafii" i "Proza poetycka" i "Ilustracje" i "Filozofia l ll lll" i "Pro publico bono..." i "Mowa wiązana" i "Aforyzmy" i "Komunikacja obywatelska" - nie posiada już rękopisów z dobrze wiadomej przyczyny.
    Jest także twórcą nowatorskiego kierunku filozoficznego - jasinizmu, także: współczesnego - libertynizmu. Jasinizm - nowatorska idea filozoficzna zakładająca, że najwyższym czynnikiem panującym w ogromnym epicentrum wszechświata jest po prostu Bóg (może być również zwany: Absolutem i Refleksją i Wizją i Kosmosem i Abstrakcją i Naturą i Sensem i Miłością i Paluszkiem i Najwyższym), który dał ludzkości swobodną wolę w dążeniu ku doskonałości cielesnej i umysłowej i duchowej (człowieczeństwa) poprzez byt na wyjątkowo okrutnym padole ziemskim. Ze względu na ułomności psychiczne i wewnętrzne i fizyczne cudu - ciała i umysłu i duszy - ludzkość można podzielić na trzy fazy bytowania. Faza bytu duchowego: jednostki wybitne pod względem moralnym aspirujące do miana przywódców religijnych, również: prorocy i wizjonerzy i posłańcy, cechy: moc boska - zjawiska nadprzyrodzone. Faza bytu ideowego: jednostki wybitne pod względem intelektualnym aspirujące do miana przywódców politycznych, również: ludzie wolnych i ścisłych zawodów - elita danego narodu, cechy: myślenie teoretyczne - twórcze i praktyczne - badawcze. Faza bytu materialnego: jednostki walczące o przetrwanie wszelkimi metodami, cel: zapewnienie wygodnego życia rodzinie i przyjaciołom i znajomym, cechy: ateizm i konsumpcjonizm i nepotyzm, natomiast: libertynizm - współczesny ruch filozoficzny powstały na terenie Trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej: akcentuje otwartą erotykę - proseksualną i onanoseksualną i heteroseksualną i biseksualną i homoseksualną i transeksualną i animalseksualną i aseksualną - panseksualizm, zwalcza: pedofilię i celibat i dewocję i dualizm i hipokryzję - nieuleczalne choroby psychobiologiczne i psychopatyczne i psychosomatyczne: emocjonalne czynniki społeczne - agresję i frustrację i depresję, dokładnie: zezwierzęcenie istoty człowieczeństwa - zazdrość i nienawiść i mściwość, prezentuje: ideę systemu państwa oświeconego - antyfeudalnego i antyhierarchicznego i antysocjalnego: świadomą wolność obywatelską - personalną.
    Od dwutysięcznego siedemnastego roku był osobą nielegalnie bezdomną: został bezprawnie wyrzucony na warszawską kostkę brukową - nikt mu nie udzielił jakiejkolwiek przysługującej prawnie pomocy i przebywał tymczasowo w następujących miejscach: hotel przy ulicy Instalatorów na warszawskich Włochach i noclegownia przy ulicy Polskiej na warszawskim Mokotowie i schronisko przy ulicy Łopuszańskiej na warszawskich Włochach i noclegownia przy ulicy Skaryszewskiej na warszawskiej Pradze Północ i schronisko przy ulicy Knyszyńskiej na warszawskim Targówku i schronisko przy ulicy Targowej na warszawskiej Pradze Północ i schronisko przy ulicy Kijowskiej na warszawskiej Pradze Północ i hotel przy ulicy Ordona na warszawskiej Woli i hostel przy ulicy Smoczej na warszawskiej Woli i schronisko przy ulicy Żytniej na warszawskiej Woli i hostel przy ulicy Stelmachów na warszawskim Rembertowie, jasne: w marcu dwutysięcznego osiemnastego roku został pozytywnie zakfalikowany w sprawie najmu lokalu socjalnego - trzy lata i trzy miesiące czekał na należny prawnie dach nad głową - gwarantowaną ustawą zasadniczą wolność, inaczej: umowę najmu jednoosobowego mieszkania i formalny adres zamieszkania - meldunek i klucz.
    I była to jego pierwsza sytuacja na tym piekielnie okrutnym padole ziemskim: od tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego pierwszego roku do dwutysięcznego siedemnastego roku mieszkał na warszawskim Dolnym Mokotowie - Czerniakowskiej, a od dwutysięcznego dwudziestego pierwszego roku mieszka, oczywiście: na warszawskim Dolnym Mokotowie - Konduktorskiej, kończąc: podaję dane kontaktowe - proazikpoetycki@wp.pl, ctpursus@gmail.com i mój numer telefonu: 730270781 - (tylko: SMS-y).

    Łukasz Jasiński (2012-21)
  • Łukasz Jasiński dwa lata temu
    Będą twoje własne osiągnięcia przywłaszczać sobie...

    - Patrz, świecie! To dzięki nam jest ona taka mądra!
  • Łukasz Jasiński dwa lata temu
    I będą twoją inteligencję, Szpilko, rozbierać na pierwsze czynniki za pośrednictwem słów: nie będą chcieli, abyś pisała długich zdań (udowadniała własną erudycję i elokwencję), tylko: będą skracać twoje słowa do kilku emocjonalnych beknięc, podobnie robią z prawdziwą poezją: zdejmują z niej interpunkcję i duże litery, a na samym końcu poezję zamieniają w prozę i mówią:

    - Oto nowoczesna poezja!

    To nic innego jak nadprogowa psychomanipulacja, która ma na celu złamanie twojego charakteru, abyś straciła śmiałość, odwagę i pewność siebie - będziesz wtedy miękka jak plastelina, dalej? Wiadomo...

    Łukasz Jasiński
  • Akwadar dwa lata temu
    Niesamowite...
  • Łukasz Jasiński dwa lata temu
    I jeszcze jedno, Szpilko, wielu czytelników oczekuje w komentarzach "achów" i "ochów", a na merytoryczną krytykę, która zresztą wymaga ogromnej pracy intelektualnej, twórczej i warsztatu literackiego - reagują jak płachta na byka, nic więc dziwnego, iż krytycy literaccy rezygnują z dawania komentarzy za darmo - ich praca nie jest szanowana, więc: różne portale zdobyli towarzystwa wzajemnej adoracji, zresztą: dobry tekst to trafiający w sedno - posiadający pazur.
  • Łukasz Jasiński dwa lata temu
    Mnie znajdziesz na Polskim Portalu Literackim
  • Łukasz Jasiński dwa lata temu
    I jeszcze dodam: są jeszcze tacy, którzy w komentarzach zadają pytania w formie początkowego przesłuchania - to policjanci, otóż to:

    - Tłumacz się z popełnionego tekstu!

    Jeśli jakiś czytelnik nie rozumie przesłania danego tekstu, to: nie jest już winą Autora, tylko: czytelnika.
  • Szpilka dwa lata temu
    Łukasz, na tym portalu też kliki, wszędzie kliki albo TWA ?
  • Szpilka dwa lata temu
    Łukasz, w Sieci zarówno wielu krytykantów, jak i grafomanów, trzeba się zdystansować albo zniknąć, innego wyjścia nie ma ?
  • Szpilka dwa lata temu
    Łukasz, obnażanie się w Sieci jest niebezpieczne, ktoś może ukraść tożsamość, nakupić np. rzeczy online na Twoje konto:

    Niestety naszych danych nie kradną kolekcjonerzy tylko przestępcy, dla których dane są przepustką do podjęcia wielu działań powodujących przykre konsekwencje dla ich właścicieli, np.:

    podrobienie dowodu w celu podejmowania różnych czynności prawnych
    prowadzenie fałszywej działalności biznesowej i wyłudzania np. zwrotu podatku
    założenie konta bankowego
    wyłudzenie kredytu
    wynajęcie mieszkania lub pokoju hotelowego w celu kradzieży wyposażenia
    kradzież wypożyczonego samochodu i innych przedmiotów
    zawarcie umowy z operatorem telekomunikacyjnym
    dokonywanie różnego rodzaju zakupów
    wciągniecie w proces prania brudnych pieniędzy
    mandat lub rachunek na Twoje konto
    wciągniecie w proces prania brudnych pieniędzy
    założenie fałszywego konta internetowego lub fałszywego profilu
    umieszczanie w sieci bądź dystrybucja obraźliwych opinii lub komentarzy

    I niestety to wszystko może zdarzyć się bez Twojej zgody, ale formalnie w Twoim imieniu. Co gorsza, może zdarzyć się też tak, że dowiesz się o tym dopiero od komornika, a odkręcenie sprawy może się ciągnąć miesiącami.

    https://www.bik.pl/poradnik-bik/jakie-moga-byc-konsekwencje-kradziezy-tozsamosci
  • Narrator dwa lata temu
    Szpilka, na PPL strasznie drętwo, BLU, czyli Baza Ludzi Umarłych.

    Opublikowałem tam najnowsze opowiadanie, prawdziwe arcydzieło, 2285 słów, zero myśli, a tylko jeden komentarz i do tego głupi.

    Wolę już Opowi — to taka speluna, do której przychodzą się łajdaczyć, ale nie ma przymusu iść z panienką na pięterko. Można jak ja, siedzieć na dole, palić papieroska, słuchać muzyki i uczciwie zarabiać na życie grą w karty. ?
  • Szpilka dwa lata temu
    Narrator

    Hahhaahah, aleś mnie rozbawił ??? Ano, w kurFFimdołku czasem fajnie jest.

    Udanego dzionka ??
  • Vincent Vega dwa lata temu
    Na początku:
    "Każdego poranka Wiktoria budziła się jak owoc brzoskwini spragniony rosy i promieni słońca, emanował z niej seks, tak silnie, że Jack nie mógł przestać o niej myśleć." - chylę czoła,  przed tak zmysłowym opisem, czułem go każdym zmysłem.

    W opowiadaniu mamy kontrast między dwioma typami kobiet. Wiktoria jest archetypem zdobywcy, który się nie cofnie przed niczym, aby spełnić swoje pragnienia. Zostawi rodzinę, skrzywdzi kuzynkę, po to by dawać upust swemu libido. Jest świadoma swojej siły z uwagi na atrakcyjność oraz płodność, która służy jej jako karta przetargowa. Wiktoria jest ognistym żywiołem. 

    Lena zaś jest skryta, woli usunąć się w cień liczyć, że sztorm minie jej statek bokiem, opatrzność ją ochroni. Nie możność sprowadzenia na świat dziecka oraz mniejszy powab, po przybyciu Wiktorii, błyskawicznie spycha Lene na margines. Za to jest stała,  niczym murowany dom.

    Sądzę, właśnie stałość przeważała o decyzji Jacka.  Gdyby nawet wybrał Wiktorie, która dałby mu zaznać ogromnej rozkoszy i podarowć potomka, to w szybkim tempie, by od Jacka odeszła. Bohater zostałby z pustymi rękami.

    Pozdrawiam serdecznie:)
  • Narrator dwa lata temu
    Vincent Vega, o to właśnie mi chodziło: dla Wiktorii wakacje zawsze były za krótkie, dla Leny przychodziły za wcześnie. Cieszy mnie, że się spodobało :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania