Niech mi ktoś powie, kto już zdał maturę, jaki jest sens cierpienia narodu polskiego?

Maturę zdałam dopiero w maju Anno Domini 2016, z jakże marnym wynikiem z języka ojczystego, co było powodem mojego niewymownego, polskiego cierpienia, ale mimo tych przeciwności, postaram się naskrobać kilka słów pseudofelietonu, żeby przelać myśli na wirtualną kartkę.

 

"Nazywam się Milijon, bo za miliony kocham i cierpię katusze”

Chyba za bardzo sobie do serca wzięliśmy słowa Adasia, bo cierpienie mogłoby się stać naszym sportem narodowym. I w końcu odnosilibyśmy w nim sukcesy.

 

Może sens jest tego taki, że skoro my cierpimy, to cały boży świat już nie musi? Pal sześć głodującą Afrykę, pal licho chińskie dzieci pracujące całe dnie za miseczkę ryżu. To my, Polacy cierpimy! Żaden Amerykanin nie musi się już niczym przejmować. Nowy prezydent? No problem! Niech się Polak martwi, że wojska wycofamy! Może to jest nasz klucz otwierający wszystkie drzwi na arenie międzynarodowej? Może to tym, szef polskiej dyplomacji winien się szczycić, miast nawiązywaniem kontaktów z San Escobarem? W zamian za cierpienie przyjmiemy kilka bombek atomowych, byle nie od Izraela, bo ich cierpienia mamy po dziurki w nosie. Ból się rozłoży na wszystkich obywateli sprawiedliwie, według zasług i powstanie rozsądna cena, którą zapłaci każdy Polak za względny spokój.

 

Wydaje mi się, że to już jest tak głęboko zakorzenione w naszej mentalności, niemalże zapisane w kodzie genetycznym, że coś musi nie pasować, żeby za pięknie nie było. A to za ciepło, a to za zimno, a to minister zły, a to kawa zbyt gorzka. Cierpienie wynosimy do rangi sztuki. Small talk? Pogoda brzydka, zdrowie tragiczne (kaszlu, kaszlu, to pewnie rak), sweter, który nałożyliśmy rano, jest zbyt gruby i się pocimy, a te nowe szpilki, niby piękne, ale cholernie niewygodne. Już nawet piosenki o radości z małych rzeczy nie pomagają. Bo a to źle akcenty rozłożone, a to się tekst kupy nie trzyma. Dobrze, że chociaż piosenkarka ładna, to połowa radiowych odbiorców, jadąc w brzydki, poniedziałkowy poranek do pracy starym samochodem, będzie sobie ją wizualizować, być może na siedzeniu obok. Programy rozrywkowe też nas irytują, bo prześmiewają nie tę opcję polityczną, którą powinny. No bo jak tak można? Żeby z moich jednych, słusznych, najmojszych poglądów się naśmiewać? Halyna, potrzymaj mi szklankę. Idę po siekierę! Już ja im pokażę.

 

Czujemy się zobligowani do nieszczęścia. No bo jak to tak? 4xpra dziadek walczył w Powstaniu Styczniowym, pradziadek w Powstaniu Wielkopolskim, dziadek w Warszawskim, ojciec strajkował w stoczni. A my? Jakie nasze życie ma sens? Nowy smartfon z jabłuszkiem? Wakacje w ciepłych krajach? Wiem, sytuacja geopolityczna jest dość trudna i w ciągu kilku lat, miesięcy, a może i dni, możemy podzielić los któregoś z naszych przodków, ale może my cierpimy z braku powodu realnego cierpienia? Może cierpieniem chcemy nadać naszemu życiu znacznie?

Tak sobie myślę, że przez lata Polski Ludowej prawie cały Naród sprzeciwiał się Związkowi Radzieckiemu, wcześniej Związkowi i III Rzeszy. W latach dwudziestolecia, Piłsudczycy żarli się z Endecją, przez sto dwadzieścia trzy lata byliśmy "przeciw” zaborcom, nie lubiliśmy Tatarów i Turków, walczyliśmy z Krzyżakami. Jakby się tak zastanowić, to przez te wszystkie lata istnienia Narodu, albo jednoczyliśmy się przeciw wspólnemu wrogowi, albośmy się żarli między sobą. Teraz też tak jest. Prawy but kłóci się z lewym, młodzi z ONRu nie lubią kolorowej, postępowej młodzieży i vice versa. Wyzywamy się nawzajem, jeden drugiego obraża. Nawet centrum, choć logika nakazywałaby tutaj przybierać kolor szary, jest czarne, albo białe, zależy kogo zapytać.

 

Może taki już nasz los? Może piętno przeszłych pokoleń, sprawia, że sami kreujemy sobie powód do cierpienia, bo nie chcemy, patrząc wstecz, mieć poczucia, że nasze istnienie, egzystencja, nie ma najmniejszego sensu? Patrząc nieco z boku, to rozwiązanie nie wydaje się takie najgorsze. Wszak walczymy tylko na słowa, a jedynymi poległymi są ci, którzy zostali skompromitowani w oczach opinii publicznej. Skaczemy sobie nawzajem do gardeł, ale nikt z zewnątrz nam go nie podrzyna, obca broń nam nie chłodzi skroni. Głupi optymizm każe mi wierzyć w zdrowy rozsądek tych na świeczniku i mieć nadzieję, na zejście z przyczyn naturalnych, a nie z powodu "wrogiej” kuli.

 

Nie bacząc na przyczynę cierpienia, weźmy sobie do serca fragment wiersza Adama Asnyka, który pomimo tego, że powstał ponad sto lat temu, nie stracił na aktualności:

"Przestańmy własną pieścić się boleścią,

Przestańmy ciągłym lamentem się poić:

Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią,

Mężom przystało w milczeniu się zbroić...

Lecz nie przestajmy czcić świętości swoje

I przechowywać ideałów czystość;

Do nas należy dać im moc i zbroję,

By z kraju marzeń przeszły w rzeczywistość."

 

Tekścik powstał po przeczytaniu felietonu pani Małgorzaty Rejmer na łamach internetowej Polityki.

 

Dziękuję za uwagę. Kurtyna w dół.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (29)

  • Antoni 31.08.2017
    Ja zdaję w tym roku. Can't wait.
  • Jagna 31.08.2017
    Powodzenia!
  • Antoni 31.08.2017
    Jagna jakie miałaś pytanie na ustnym z polaka?
  • Jagna 31.08.2017
    Antoni, oczywiście wspaniałe! Gdybym się dobrze przygotowała, to zdałabym wyśmienicie. Tematem był obraz człowieka we współczesnym świecie na podstawie wiersza Szymborskiej ;)
  • Antoni 31.08.2017
    Jagna ja liczę na coś z Lalki.
  • Jagna 31.08.2017
    Antoni Nie lubię Lalki. Jak i całego pozytywizmu.
  • Antoni 31.08.2017
    Jagna A ja akurat bardzo, bardzo, znaczy w sumie to tylko Prusa z tej epoki, reszta - no to w sumie podzielam twe zdanie
  • Jagna 31.08.2017
    Antoni, chociaż Kamizelka mi się podobała. Pozytywizm jest nudny, wszystko logiczne, proste. Żadnych diabłów, Wielkich Improwizacji, tylko praca u podstaw...
  • Pan Buczybór 31.08.2017
    Kurczę, naprawdę dobry tekst. Składny, ładny, słownictwo dobre, błędów brak - miodzio. Plus jeszcze ten porządek i lekkość - miodzio razy dwa. Ta, Polacy - naród męczenników. Widocznie taka już nasza natura, że marudzić trzeba na okrągło. Skądś się to wzięło i zostało. No i cierpią wszyscy i marudzą.
    Gratki.
  • Jagna 31.08.2017
    Dziękuję bardzo! Co ciekawe, narzekam i marudzę pisząc o cierpieniu i wiecznym niezadowoleniu ;)
  • Freya 31.08.2017
    Ciekawy jest ten tekst i jak na maturzystkę - bardzo dojrzały.
    Myślę, że siedzą gdzieś tam w podświadomości te zabory i zrywy (niekoniecznie patriotyczne), a zresztą czym te "wartości" tera są tak właściwie w globalnej postaci.
    Tu jeszcze nadal, że im więcej trupów i krwi, to tym bardziej "podniosły czyn" - te stare "dziady" tak mają. Pzdr. :)
  • Jagna 31.08.2017
    Dziękuję bardzo!
  • Lucinda 31.08.2017
    Zainteresował mnie tytuł, tym bardziej, że w tym roku zdawałam maturę. No i cóż, coś jest w tym podejściu Polaków. Pamiętam, jak o podobnych wnioskach była mowa na języku polskim, choć tam, wiadomo, bardziej trzymaliśmy się czasów współczesnych Mickiewiczowi, choć do czasów współczesnych też trochę nawiązywaliśmy. Tak w ogóle, odkąd miałam okazję śpiewać utwór ze słowami Asnyka ,,Miejcie nadzieję", bardzo lubię ten wiersz, razem z melodią zawsze jakoś wzbudzał u mnie ciarki. Tekst ciekawy :)
  • Jagna 31.08.2017
    My na języku polskim, o cierpieniu narodowym jakoś nie rozmawialiśmy. Za to wiersz Asnyka śpiewany przez Jacka Wójcickiego, to magia, cudo. Ilekroć go słyszę, mam ciarki na plecach...
  • Lucinda 31.08.2017
    Jagna, u mnie polonistka bardziej skupiała się na lekturach, zwłaszcza ogwiazdkowanych, więc Dziady cz. III omawialiśmy długo, nie wiem, czy nie najdłużej. Szybciej szły utwory z podręcznika, ale ogólnie na wszystko, co istotne, starczyło nam czasu, bo i nauczycielka nie owijała w bawełnę, a że po wyłożeniu tematu lekcja upływała na rozmowie, to całkiem sporo rzeczy się pojawiało. Ale to też taka mentalność tej polonistki, która wychodziła z założenia, że to w końcu liceum ogólnokształcące, więc wiedza powinna być wszechstronna, choć najczęściej powtarzała nam to raczej, żebyśmy nie myśleli tylko o matmie (klasa miała profil matematyczno-fizyczny), ale dyskusje często naprawdę miały dość rozległy zasięg.
  • Jagna 31.08.2017
    Lucinda U nas było dość podobnie. Tylko, że klasa nie chciała współpracować. Jedna część miała wszystko w głębokim poważaniu, druga, która może coś wiedziała, wstydziła się i generalnie się nie odzywała. Jedna dziewczyna mówiła non stop, a mi było głupio snuć swoje teorie przy tych wszystkich ludziach. Poza tym, próby dyskusji kończyły się tym, że pani profesor odkrywała, że większość nie ma o niczym zielonego pojęcia i że z takim nastawieniem, to matury nie zdamy.
  • Lucinda 31.08.2017
    Jagna, to u mnie wcale się to bardzo nie różniło pod względem klasy, tyle że było parę osób, które się odzywały,a czasem polonistka musiała sama trochę pociągnąć za język, ale coś tam prawie każdy umiał powiedzieć. Ja sama też raczej unikałam wypowiadania się na forum klasy, bo moje myśli tak jakoś różnymi torami biegły... Wolałam się nie wyrywać. Nauczycielka jakoś chyba za bardzo nie bała się o naszą maturę, czasami raczej w ramach motywacji coś nam zarzuciła, ale z drugiej strony to też kwestia szkoły, która miała na tyle wysoką poprzeczkę przy rekrutacji, że nauczyciele częściej nas przeceniali, niż nie doceniali, przynajmniej dopóki lepiej nas nie poznali.
  • Jagna 31.08.2017
    Lucinda, moje liceum też było "wspaniałe", ale obawa jednak była, bo i czasami się "kardynały" zdarzały...
  • Lucinda 31.08.2017
    Jagna, to w mojej klasie jeden się zdarzył, jeśli dobrze pamiętam, to na próbnej listopadowej. Ale zawsze jakoś wszyscy się bali tych ,,kardynałów" i lubili sobie przed wypracowaniami często powtarzać autorów i tytuły itd. Zawsze trochę bawiło mnie wtedy ich przejęcie. Oczywiście nie dlatego, że takie rzeczy powtarzali w ogóle, ale że wałkowali to, powiedzmy, co miesiąc,za każdym razem z takim samym ożywieniem.
  • Jagna 31.08.2017
    Lucinda, ja pamiętam to ożywienie, przed maturą, jak wszyscy przed wejściem na salę, coś jeszcze powtarzali, coś mówili, a to wszystko brzmiało jak stado szerszeni. Miałam ochotę ich wszystkich wtedy rozszarpać na maleńkie kawałeczki.
  • Lucinda 31.08.2017
    Jagna, oj tak, ożywienie wokół było, a ja pamiętam, że przed pisemnymi to aż mi głupio było, że sama wcale się tymi maturami nie przejmowałam. Co prawda, nie dlatego, że czułam się nadzwyczaj pewnie, ale po prostu nerwy nie poprawiłyby stanu mojej wiedzy, więc wychodziłam z założenia,że nie ma sensu się przejmować. Na ustnych było trochę inaczej, ale też do przeżycia, tyle że zimno mi się robiło, bo to ostatnio mój główny objaw stresu...
  • Jagna 31.08.2017
    Lucinda, na stare lata co raz gorzej zaczynam stres znosić. Ja jako pierwszy nerwus Reczplitej, musiałam się denerwować. Ale jakoś to przeżyłam. Ustne chyba lepiej, bo miałam nadzieję, że co nie doumiem, to dowyglądam ;)
  • Lucinda 31.08.2017
    Jagna, ja chyba bardziej bałam się ustnego przez te różne poziomy trudności tematów. Ale chociaż był to uzasadniony stres, bo dostałam temat językowy o rolach zdrobnień. A jeszcze polonistka z komisji, podając mi kartkę, powiedziała, że to prosty temat... Aż poczułam się głupia.
  • Jagna 31.08.2017
    Lucinda, językowego to ja się bałam, jak diabła najgorszego, bo to moja pięta Achillesowa, od lat najmłodszych.
  • Lucinda 31.08.2017
    Jagna, ja z teoretycznego punktu widzenia tematów językowych się nie bałam, bo sam język bardzo mnie interesuje, ale jak sobie myślałam o tym, że trzeba będzie podać jakiś inny tekst kultury... to już było gorzej.
  • Jagna 31.08.2017
    Lucinda, ja, jak zobaczyłam temat, to najpierw się ucieszyłam jak głupia, że nie językowy, że nie Dżuma. A potem ciężko trybiłam, jakie teksty kultury mogę do niego wrzucić, bo moje romantyczne pewniaki nie znalazły zastosowania...
  • Pasja 31.08.2017
    Ja bardzo dawno zdawałam maturę, ale temat nie jest mi obcy. Pamiętam do dzisiaj, a były to słowa Hemingwaya ,, Człowiek nie jest stworzony do klęski, człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać". I co czterdzieści lat temu też nie wiedziałam jaki jest sens cierpienia mojego narodu. I nie wiem do dzisiaj. Pozdrawiam
  • Jagna 31.08.2017
    Dziękuję bardzo za komentarz! Za Hemingwayem nie przepadam, może jestem za głupia, za młoda. I piękne to są słowa, ale... Jakoś tak spowszedniały, przynajmniej w moim odczuciu.
  • Enchanteuse 02.09.2017
    "cierpienie mogłoby się stać naszym sportem narodowym. I w końcu odnosilibyśmy w nim sukcesy." - kocham Cię za to zdanie :)
    Ogółem dobrze to napisałaś, ale w oczy zakłuła mnie jedna rzecz - tam w tekście masz "4x pradziadek". To bardzo kłuje w oczy. Lepiej napisać zwyczajnie "prapraprapradziadek" .
    Także, masz 5 :)
    Ja też matura this year, stety czy niestety. Smutne jest to, że przeraża mnie zdawanie rozszerzenia z polskiego właśnie. Nie tylko mnie zresztą, takie nastroje, przynajmniej w moim środowisku, są wszechobecne.
    Martyrologia narodu polskiego jest jednym z powodów tego nastroju, no nie da się ukryć. I szczerze, mam nadzieję, że ktoś kiedyś coś z tym zrobi :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania