Niecodzienny, atypowy nieznajomy
W świetle lampy się huśta trup
Turp z kokardką przy szyi
Spoglądam na niego
On spogląda na mnie
Mijam go idąc chodnikiem
Zaciska sine spierzchnięte wargi
A wyłupiasto-pustymi oczyma
Podąża, za każdym mym ruchem
I czegoś weń szuka-może sensu?
Kto by to wiedział, poza nim
Ja zaś spoglądam jak on
Poddany pod rządzę wiatru
Się rzuca na wszystkie strony
Wcale ciekawy przypadek
Jaki miał cel tak sie wieszać
Sam czyn - ja rozumiem
Ale że tak publicznie?
Co on artysta, turpista,
Szokować przechodniów pragnie
Czyż mu nikt nie powiedział
Że to tak niezbyt ładnie
Z tej katatonii myśli wyrywa mnie
Coraz to widok dziwniejszy
Może spazmami, może celowo
Macha mi artysta nieboszczyk
A twarz mu uśmiech rozjaśnia
Wlepiam weń wzrok i szukam
Co go w ten stan wprowadziło
Toż tak szczęśliwego człowieka
Mi chyba nie było widzieć dane
Zazdrość, aż człowieka chwyta
No w ten ponury poranek
Tak byś szczęśliwym - wręcz zbrodnia
Z czego sie cieszyć? Po jego twarzy
Nie widzę nic, lecz lina mu sie
Rozrywa i spada niezgrabnie
Lądując w kałuży, po czym znika
Ja zmieniam kierunek podróży
Podchodzę gdzie on się rozpłynął
I po raz pierwszy od dawna zdziwiony
Kwestionuje czy umysł mam zdrowy
Ostatnio dość ciężko mi było o sen
A tym bardziej o spokój,
Może przez pogodę, może zmęczenie
Moje podsuwa pijackie paranoje?
Nie wiem, to chyba szaleństwo
By widzieć szczęśliwego trupa
Niepokój mnie chwyta za duszę
Ale bardziej niż zdrowie
Przeraża pytanie - czy kiedykolwiek
Będę tak wolny, wolny i szczeliwy jak on w tej kałuży?

Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania