Niedokalana
radocha: będą remontować drogę!
wreszcie utwardzą przeklętą gruntówkę, cywilizacja
marynarskim krokiem wkolebie się pod eternity.
ledwo rozpoczęli prace — zonk: coś prześwituje.
uwaga, twarde, z blachy i pustaków!
po paru ładnych godzinach grzebaniny robotnicy
wydobywają sporą kaplicę czasu (nie: kapsułę,
wiem, co widziałem!).
czym podważyć wieko? już trzeci łom
wygiął się, jakby był zrobiony z dżemu.
poszło. szarfy tam, drewniane sidła, krucyfiksy,
na środku urozetowanej posadzki — ty,
cała w modlitwie i strachu, czy da się żyć
bez jęku o przyszłość, jutro, o hajs,
co zrobimy, jak dosięgnie nas gestapolonizacja.
mówisz tak niepotoczyście, do tego stopnia
zbryloną i sztuczną gwarą, że stanęłaby w gardle
najbieglejszemu dialektologowi, a i sam Zamenhof
porzygałby się próbując dojść w niej tołku.
wyciągam na powierzchnię, niosę do domu
powiedzmy: cucić z fobii.
budzisz się nad ranem, kompletnie bez pamięci.
nowa i świeża, gotowa do zapisania.
leż, przecież nie istniejesz.
i grzecznie mi tu, osobliwiczko
(widzisz? też umiem wiązać supełek na języku!),
bo jak kalnę, to aż wybiegnie mi się drugą stroną,
tysiącem bocznych furtek.
Komentarze (6)
wreszcie utwardzą przeklętą gruntówkę"
Zazdraszczam...
"gestapolonizacja" — świetne. Jak zresztą i reszta, w tym neopolanglikanizmy.
Całość rewelka.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania