Nie(istnienie)
Stworzony z iluzji mknę przez świat, rozpaczliwie wypatrując szczęścia. Szukam ukojenia, zaspakajając wydumane ja poprzez przełamywanie nieistniejących granic moich możliwości. Wciąż i wciąż gonię za króliczkiem, który nawet nie ma ochoty wskoczyć do mysiej dziury, tylko przebiera nóżkami szybciej ode mnie, egoistycznie odcinając mnie od mirażu szczęścia. A mógłby mi dać magię, jednak sam bym musiał tego chcieć.
Początkowo nieporadne, później doskonałe ciało z wolna ukazywało niedoskonałości, przerażając uśpione obawy. Delikatny, ledwo wyczuwalny oddech śmierci stał się niechcianym towarzyszem ja, wskazując jedyne, możliwe zakończenie. Jednak nie zdawałem sobie sprawy z nieuniknionego, schowany za coraz to nowymi celami.
Oddalałem od siebie myśli, które tak wiernie towarzyszyły mi w skończonej przygodzie materialności. Kiedy tak naprawdę pierwszy raz poczułem śmierć? Czy bałem się jej, czy też była odwiecznym marzeniem, wyrywającym z beznadziejności życia? Z pozoru ważne decyzje stały się nieistotne, gdy uświadomiłem sobie, że jestem jedynie iluzją, nieistnieniem próbującym narysować historię, której nie ma.
Wyrwany z bezczasowej miłości, stałem się zagubionym, samotnym pyłkiem obdarowanym uczuciami i rozumem. Nie rozumiałem i nie chciałem wiedzieć, że jestem cząstką mrocznej, niemożliwej do opisania nirwany, bo czy ślepiec wie, czym jest kolor? Byłem i nie byłem, zatopiony w bezczasowym szczęściu, bo jak inaczej to opisać? Czy wiedziałem, że jestem cząstką boskości? Czy w ogóle mogłem wiedzieć, nie będąc indywidualnym istnieniem? Ukryty między nieskończonością zstąpiłem do materialnego świata, tworząc miraż indywidualizmu, o który walczę przez kilkadziesiąt lat. Zbudowany z kwarków, podobnie zresztą jak muszla klozetowa, czuję wyjątkowość własnych doznań, dumny ze swej mądrości
Pouczam, chwalę, ganię, nie zdając sobie sprawy, że tak naprawdę jestem jednością z całym otoczeniem. Drżę, gdy słyszę o chorobie, wojnie, czy jakimkolwiek innym zagrożeniu mogącym zakończyć materialną egzystencję. Zastanawiam się, czy mam duszę, a to ona ma mnie. Pytam, czy coś jest po śmierci, zapominając o doskonałym wzorze Einsteina.
Jestem zawsze – tylko nie tym, czym mi się wydaje. Żyję iluzją indywidualności, a zbliżająca się śmierć, każe się jej kurczowo trzymać. Pozostawione ciało w żaden sposób nie będzie mnie przypominać, bo to już nie ja. Rozdzielone od wszystkiego i niczego, stanie się niechcianą kukłą schowaną głęboko pod ziemią. Ono już zagrało swoją rolę, co nie będzie jednak kwitowane oklaskami, a łzami.
Wiem, że czas jest wymiarem, a jednak boję się końca, którego przecież nie ma. Tylko, czy ja jestem, jeżeli więcej we mnie pustki niż materii. A jeżeli jestem to, czy pustka, czy też materia jest mną?
Mimo wszystko dotrwam do końca egzystencji i ponownie scalę się z absolutem. Czy wtedy będę tęsknił za życiem, jeżeli ja, to już nie ja? Jestem świadomy nieistnienia, jednak tworzę historię, która na zawsze zostanie. Być może po czasie to, co napiszę, okaże się prawdziwsze ode mnie. W końcu słowo pisane ma większy wpływ na nas niż sam autor. Czyli nieistnienie ma wpływ na wszystko. Tylko czym jest wszystko?
Niczym?
Komentarze (12)
Dla mnie tekst super, może dlatego że lubię wchodzić pod skórę. 6
Pozdrawiam
Nie narzuca czegokolwiek, lecz można pomyśleć. Także pokawałkowana forma, w guście mym:)↔Pozdrawiam:)↔%
Pozdrawiam
Ciekawe rozważania. Pozdrawiam
Pozdrawiam
Pozdrowienia przesyłam
Pozdrawiam
Dobrze w takich chwilach myśleć o rzeczach prostych: jabłonie zakwitną wkrótce w sadzie, bociany wrócą do gniazd, nadejdą ciepłe poranki i długie upojne wieczory, będzie pachnieć bzem.
Ludzki umysł jest zbyt ograniczony, aby rozgryzać rzeczy wielkie — zostawmy to Bogu, Jego w tym głowa, aby wszystko grało jak należy.
A tak na pocieszenie: umierając człowiek traci świadomość skarbów jakie utracił i to jest dobre.
Przybijam piątkę i pozdrawiam :)
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania