Niemi świadkowie ludzkości

Okrągła postać lśniącego księżyca zalśniła na liliowym niebie. Kotka spojrzała na drzemiącego obok kocura, oblizując sterczące wąsy.

- Jak myślisz, kocie, czy te gwiazdy na niebie mogą nas widzieć?

Zwierzak zamruczał parę razy, podrapał się za spiczastym uchem, po czym odpowiedział:

- Może tak, a może i nie. Czemu pytasz?

- Bo mi się wydaje, że żyją. Że są takie, jak my. Może ktoś je wcześniej stworzył?

Pionowa, cieniutka jak nić źrenica kota poszerzyła się parokrotnie. Zastrzygł uszami, po czym przysiadł się do swojej rozmówczyni. Sierść w blasku nocy śniła mu na granatowo.

- Kto według ciebie mógłby je stworzyć po to, aby nas obserwowały?

- Ktoś wyżej od nas. Nie, nawet wyżej od nas i Karmicieli. Przynajmniej tak twierdzi owczarek spod dwójki. Pewnie nasłuchał się tego od czarnej figury, która do nich przychodzi co parę lat, zawsze o tej samej porze. W zimę.

- Aha, to ten! Niesie taki złoty, metalowy symbol i miotełkę. Czasem słychać spod drzwi, jak jęczą jakieś dziwne peany. A potem wraca od nich z kopertą grubą od pieniędzy i wsiada do żelaznego smoka z jeszcze innym symbolem na pysku. Ciekawe, jak się tam mieści. Widziałaś, jaki on jest wielki?

- Ciekawe, dlaczego. Owczarek zawsze mówił, że słudzy tego, kto stworzył gwiazdy i nas mają żyć w wstrzemięźliwości i pomagać innym, sami nie żyjąc przy tym jak bogacze. Najwidoczniej jest inaczej…. Myślisz, że jemu tu się podoba?- zapytała, wskazując puchatą łapką na ciemniejące powoli niebo.

- Tego nie wie nikt.

Umilkli na chwilę, zwijając się w kłębek. Mokry od śniegu szary dach szarego bloku wbijał lodowate szpilki w ich puchate kocie ciałka. Gdzieś w oddali zadudnił rap puszczany z przenośnego głośniku, podkład muzyczny niebawem uzupełniły królowe polskich przekleństw i pijackie bełkoty. Żółta struga wymiocin wyciekła na wyjałowiony trawnik.

- Jak myślisz, czemu sobie to robią?- przerwała milczenie kotka, przyglądając się ortalionowym rycerzom siedzącym na ławce i ściskającym w dłoniach oręż marki Harnaś.

- Ludzie od zawsze gubili się na swojej drodze- ziewnął kocur- Było tak od zawsze. Sam pamiętam, co robił mój pan, kiedy przed wiekami żyłem jeszcze w Egipcie. Tęsknię za tymi czasami…

Milczał przez chwilę. Okrągłe jak guziczki ślepia jego towarzyszki zabłysnęły ciekawością.

- Traktowali mnie jak boga- kontynuował- Dawali pyszne rzeczy do jedzenia i okadzali kadzidłami. Śpiewali mi i bili pokłony. Nawet mój pan bił mi pokłony. Do dziś pamiętam jego pomalowaną twarz, złotą przepaskę na biodrach i zapach olejków, którymi był wysmarowany. Ale pewnego dnia się zmienił. Zapach olejków znikł tak samo, jak jego ręka głaszcząca mój grzbiet. Zamiast mnie, świętego zwierzęcia, zaczął czcić miksturę, która zniewala ludzi, plącząc im języki, zwoje umysłu i nogi. Przestał przypominać samego siebie, kiedy leżał zmorzony snem wśród poduszek i paziów z ogromnymi wachlarzami. Antymonowe szlaczki, którymi miał obwiedzione ciemne oczy zaczęły się rozmazywać wraz ze spływającym potem i tłuszczem, jakby z ubiegiem lat. Zdobione pasy już nie tyle zdobiły jego figurę, co ją oszpecały. A jego obecność budziła w innych Karmicielach już nie radość, a trwogę.

Uronił łzę przypominającą kryształek, po czym otarł ją puchatą łapką.

- Potem już całkowicie zniknął z mojego życia. Ukryto go na pustyni. W wielkim, wysokim, trójkątnym grobie, nawet wyższym niż kanciaste potwory, na których przesiadujemy- westchnął- To jest dla mnie najlepszy dowód na to, że Karmiciele się gubią już od momentu, kiedy ten stwórca gwiazd, o którym mówił owczarek spod dwójki, zesłał ich na ten świat.

Kotka również uroniła łzę.

- Miałeś złego pana. Niby taki dostojny, a niczym nie różni się od nich- wskazała czubkiem długiego ogona na krótko ostrzyżonych, podchmielonych młodzieńców rozwalających kruchą ławkę na kawałki- Niczym się nie różni! I inni Karmiciele również się niczym od nich nie różnią!

Jej przyjaciel pokręcił łebkiem, przymrużywszy zielone jak szmaragdy oczy.

- Masz rację, przyjaciółko. Lecz nie wszyscy są tacy, jak oni. Pamiętasz tą dziewczynkę z warkoczami, która zrzuca nam z okna to, czego nie zjadła? Albo tą starszą kobietę, która przynosi nam mięso co czwartek? One takie nie są. A takich, jak one jest tu o wiele, wiele więcej. I nigdy o nas nie zapominają.

Namyśliła się przez chwilę, po czym skinęła pokornie głową.

- Masz jednak rację. Może i istnieją tacy ludzie, jak twój pan, czarna figura i ci Karmiciele na dole, ale nigdy nie zastąpią oni tych, którzy o nas dbają. Którzy kochają nie tylko nas, ale i cały świat, łącznie z tymi gwiazdami na niebie.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • kigja 13.11.2020
    Rademenes?!!!!!!
    To ja chcę 7 życzeń :]
  • kigja 13.11.2020
    Sierść w blasku nocy śniła mu na granatowo. - Lśniła
  • kigja 13.11.2020
    Sympatyczne opowiadanie.
    Na 4.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania