Nienaruszalność

Jestem profanatorem cmentarzy. Bezczeszczę groby i posągi wszelakiej powagi. Przykrywam księżyc ciemnymi chmurami, a słońcu wyrywam promienie. Zamykam Czas w szklanej kuli i kłuję go boleśnie, aż krzyczy z bólu. Urywam głowy wszystkim kwiatom. A drzewom obrywam palce. Śmieję się przy tym szyderczo. Rozbijam dzbany na głowach gargulców. Wylewam pomyje na posadzki kościelne i kamieniami rzucam w dobroć. Okradam żebraków z każdego grosza i znajduję radość w nędzy dziecięcej. Nie pozwalam ptakom odlecieć- bezlitośnie łamię im skrzydła. Matka-Natura mnie jako pierwszej i jedynej okazała swą nienawiść. Zaklinam deszcz, aby nie padał. Wtedy rośliny umierają, a ja obnoszę się ze swym triumfem. Sprawiam, że woda traci swą wilgotność. Czasem łapię wiatr by więzić go tak długo, aż jest u kresu swych sił. Wtedy otwieram klatkę i patrzę jak ostatkiem sił brnie przed siebie. To mnie bawi. Zakradam się do siedziby Śmierci, a kiedy śpi oblewam jej kosę obficie wodą, by wkrótce wyhodować tam rdzę. Z lubością będę przyglądać się jak pożera symbol kostuchy. Za wszelką cenę próbuję ośmieszyć Czarną Damę. Popatrz na mnie –jak brutalnie kroczę przez życie.

Z niekłamaną satysfakcją sprawiam ludzkości ból. Kiedyś walczyłam o jej dobro, ale pewnego dnia przyszło zwątpienie bogato okraszone rozpaczą. Z czasem nauczyłam się czerpać radość z cierpienia ludzi. Na początku nie tak miało być. Miałam im uświadamiać zło, aby spostrzegli jak w zwierciadle samych siebie. Może patrząc z boku na swoje czyny-potrafiliby wykrzesać z siebie uczucie odrazy i odrobinę moralności. Wkrótce przestało mnie to zajmować należycie. Zaczęłam czerpać z tego przyjemność. Zło, które przywoływałam na siłę by zamienić je na dobro- przesiąkło mą duszę na wskroś i zadomowiło się na zawsze. Pełni negatywnych uczuć, a jednak byliśmy wobec siebie tolerancyjni. Staliśmy się małą komuną. Wszystko mieliśmy wspólne: razem żywiliśmy się energią naszych ofiar, tańcowaliśmy do białego rana, staliśmy się jedną duszą, myślą i ciałem. Razem napawaliśmy się rozkoszą, poprzedzoną lamentem pokrzywdzonych. Och, jakie to było porywające, gdy wiły się u stóp rozpaczy. Wiedziałam, że nie ma dla mnie odwrotu. I wiem to do tej pory. Ugrzęzłam na dobre w potwornym bagnie złych mocy. Moje wizje i czyny są coraz bardziej przerażające. Krąg demonów wkrótce przyjmie mnie do siebie, a na złowieszczej wieczerzy nada mi swoje imię. Zajmę wysokie stanowisko w hierarchii piekielnej jako, że z dobra przeszłam na zło. I nawet jest to zabawne. Tylko jednej emocji nie udało mi się uśmiercić. Jest to uczucie do Ciebie. Niegdyś długo cię raniłam emocjonalnie, abyś tylko odszedł nie oglądając się za siebie. Długo trwałeś nim wreszcie opuściłeś wartę przy sercu moim i wreszcie nadszedł ten dzień, kiedy zrozumiałeś. Nie odszedłeś jednak w milczeniu. Wbiłeś mi bezlitośnie sztylet oszczerstw w serce. Z mej obolałej piersi krzyk się wyrwał, co się przerodził w bezlitosny śmiech. I choć nie uroniłam ani jednej łzy, dławiłam je w sobie. Wkrótce zaczęły mieć one znaczenie tylko w chwilach, gdy przynosiły cierpienie innym.

Żałość, żałość, żałość ponad wszystko! Powoli nadchodzi wielki dzień chrztu. Dzień w którym wyrosną mi skrzydła zabarwione na czerń głęboką. Będą zakończone ostrym pazurem, gotowe rozszarpać wszystko co stanie im na drodze. I ciemną nocą ruszę na polowanie. Będę rozszarpywać najbardziej niewinne istoty. I sama nie wiem dlaczego tak się stało, skąd we mnie ta metamorfoza? Będę naśmiewać się z szalonego pędu Śmierci. Nie nadąży za bezmiarem pracy, tyle jej nadam ofiar. A z rdzawą kosą na ramieniu zapewne usiądzie nad brzegiem rzeki przejścia i zapłacze z niemocy. Tylko czasem usiądę przy bladym świetle konającego księżyca, by wspomnieć chwile tak upojnie magicznie. To Ty byłeś wtedy ze mną. Teraz odszedłeś w dal i pewnie nawet o mnie nie pamiętasz, ale ja nie zapomniałam. To straszliwe wycie, które słychać na krańcach świata to nie jest stado wilkołaków, lecz Ja. Moja dusza jest śmiertelnie chora. Nie potrafi egzystować bez zła. Ono jest dla niej lekarstwem, a raczej czymś co podtrzymuje sztucznie jej żywot. I choć niby sprawia, że wciąż jestem, to nieodwracalnie niszczy moje emocje. Już nie odzyskam tego co utraciłam. Jestem bezlitosna, niewzruszona –odporna na ból. Ale jedna myśl torturuje resztki mego serca. Ta myśl jest o Tobie. Może gdybyś potrafił pojawić się na moim progu i z subtelnym uśmiechem wziął mnie w ramiona- potrafiłam bym wykrzesać z siebie resztki dobroci. Wiem jednak, że prędzej z zemsty Śmierć zagarnie Cię dla siebie. Poprzysięgła mi to.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Techniczny Pawarotti ponad rok temu
    To jest świetny tekst, który w podsumowaniu pięknie afirmuje, że kobiecość najlepiej prowadzi się na smyczy mężczyzny. Gratuluję
  • zsrrknight ponad rok temu
    trochę błędów, ogólnie dosyć chaotyczne, a cały ten przesadzony patos i dramatyczność sprawia że nie do końca wiem, czy to ma być śmiertelnie poważne, czy też bardziej żartobliwe...
  • Techniczny Pawarotti ponad rok temu
    Jest w Duchu konserwatywnego porządku swiata
  • RXA ponad rok temu
    Uh, oh... Trzy akapity, jedna ściana tekstu, a treści bardzo niewiele. Ogólnie podsumowałbym to jako "Jestem suką. Backstory. Tęsknię.". Styl dosyć ambitny, ale zbyt niewiele z tego tekstu wynika, by usprawiedliwić jego użycie. Brzmi trochę jak blogowy wpis mhhhrocznego nastolatka. Dużo wielkich liter, gdzieniegdzie nie zgadza się interpunkcja.

    Rozumiem potrzebę nadawania emocjonalnym wyrzutom podniosłej formy, ale tutaj nastąpił przesyt tak znaczący, że trudno ocenić na ile to prawdziwa fantastyka wyrwana z kontekstu, a na ile przekoloryzowana agonia zranionego umysłu.
  • Adela ponad rok temu
    Przegadane. Zło tyle nie gada. To rozpacz.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania