Nieobecni Bogowie milczą
Na pogrzebie matki powiedziałaś: – Nie grzeszy tylko ten, co nie żyje.
Ja żyłem. Kogo miałaś na myśli? Pamiętasz pustkowie, tuż za miastem
zapomniany poligon, resztki umazanych smarem filtrów, ślady gąsienic.
Miałem cię tam – jako drugi. Dlaczego się na to zgodziłaś?
Pewnie i tego nie pamiętasz, że boję się stracić pamięć.
Jak miałaś na imię, kto był tym pierwszym, i ta chwila kiedy rzygałaś
w burzy, wszystko to wytatuowałem, w mózgu i sercu, którego nie mam.
Masz pewnie dzieci, mąż cię uwielbia, a dawna dawność już nie istnieje.
Dotykam satynowej pościeli, puchowej poduszki, którą kładłaś pod siebie,
otwieram szkatułkę ze złotem – dlaczego zawsze spokojnie zdejmowałaś
tony łańcuszków, diamentów w oprawie zła? Skąd ta poetycka zaduma
nad kolejnością?
Przeglądam zdjęcia, ksiądz próbuje wywołać deszcz, ale nikt nie płacze.
Jesteś moim złym snem. A ja twoim. Dlaczego wciąż lubimy to samo?
Być sobą to zaorać świat. Być Bogiem to go wylizać.
Być nikim to milczeć.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania