Nieobecność
Jestem odbiciem w wodzie, która się rozchodzi,
uśmiechem wyrytym w porannej mgle.
Lustro zebrało mnie w garści
i rozsypało na wietrze.
W nocy szepczę do ciszy słodkiej,
która pożera moje słowa
jak ziemia deszcz długo wyczekany.
Kocham głos, który nigdy nie odpowie,
całuję usta z powietrza utkane.
Dniem jestem aktorem własnej nieobecności,
noszę maskę z uśmiechów sklejonych,
co przyrasta do twarzy jak kora do drzewa.
Nikt nie wie, że pod spodem
mieszka tylko echo mojego imienia.
W piersi noszę popiół nienarodzonych słów,
serce mi się wypaliło do węgla,
który już nie umie płonąć.
Jestem kominem bez dymu,
domem opuszczonym przez własne marzenia.
Pragnę dotyku, który by mnie przeczytał
jak wiersz napisany w niewidzialnym atramencie.
Chce być zobaczony przez kogoś,
kto zna język cieni i westchnień,
kto potrafi usłyszeć płacz kamieni.
Może jestem tylko nutą,
która zabłądziła między pięcioliniami.
Istnieją w przestrzeni między dźwiękami,
tam gdzie milczenie ma swoje imię,
gdzie samotność śpiewa kołysanki.
Ale nawet nuty zagubione
mają prawo do smutku.
Nawet cienie umieją kochać
w sposób, którego światło
nigdy nie zrozumie.
Komentarze (3)
Napisałbym tylko " lustro zamknęło mnie w garści", albo "zebrało mnie w garść".
żyjesz
nie jesteś pionkiem
na szachownicy wszechświata
jednym z klocków lego
...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania