Nieopanowany gniew

Gniew wypełniał jej ciało. Każda mijana osoba, każda rzecz stojąca jej na drodze wzbudzała w niej kolejne fale wściekłości. Każda obca twarz potęgowała wstręt do ludzi i do życia jakie przyszło jej wieść. A teraz jeszcze to! Ta perfidna suka wygadała jej największy sekret. A ona miała ją za przyjaciółkę! Nikomu nie ufała poza nią! Ale teraz zobaczy… Zobaczy co to znaczy poczuć się zdradzonym, oszukanym…

Z furią pchnęła furtkę i niemal biegiem przeszła przez niewielkie podwórko. Wyjęła klucze z kieszeni i wepchnęła właściwy do dziurki w drzwiach. Musiała chwilkę pogrzebać w zamku zanim zawiasy puściły. Matka już dawno powinna była go wymienić! Żadnego z niej pożytku…

Pchnęła drzwi tak mocno, że uderzyły z hukiem w ścianę i się od niej odbiły. Ale ona nie zwracała na to uwagi. Miała tylko jedno w głowie. Zemścić się na Samancie. Niech zobaczy… niech sama przekona się jak to jest…

Rzuciła okiem na matkę siedzącą na kanapie. Pewnie jak zwykle była pijana. Zawsze tak było. Wystarczyło, że tylko wróciła z pracy i od razu brała do ręki butelkę. Miała ich kilka pochowanych w różnych kątach domu w obawie przed konfiskatą. Ale jej już to nie obchodziło. Już od roku nie wyrzucała matce butelek. Niech się zapije na śmierć. Nawet tego nie zauważy…

Wbiegła do kuchni i szarpnęła za rączkę szafki. Ta otworzyła się niemal wylatując z zawiasów ukazując jej oczom rzędy sztućców. Złapała jeden z najostrzejszych noży służących jej matce do krojenia mięsa. Patrzyła na niego przez chwilę podsycając w sobie złość. Nie chciała się uspokoić. Chciała być wściekła, wściekła dopóki nie rozszarpie Samanthy. Nie mogła pozwolić, żeby to zgasło.

Wcisnęła nóż do poszarpanej torby między książki i wyszła z kuchni. Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na matkę. Teraz miała pewność, że jest pijana. Głowę podpierała ręką, w której trzymała w połowie opróżnioną butelkę po wódce. Nie musiała podchodzić bliżej żeby wiedzieć, że wokół jej nóg leżały puszki po piwach. Zawsze zaczynała od nich swoją samotną libację. I ona nazywa siebie matką? Nawet o swoje parszywe życie nie potrafi zadbać!

Wybiegła z domu i skręciła w lewo. Jak to dobrze, ze Samantha mieszka tak blisko! Złość nie zdąży się z niej ulotnić. W dodatku powinna być teraz sama w domu… Dostanie się tej suce i już nigdy więcej nie wygada niczyjego sekretu. Zbyt długo dała się jej wodzić za nos. Wystarczyło, że na horyzoncie pokazał się ten cały Darcy ze swoimi muskułami i tępą twarzą żeby Samantha zniszczyła ich przyjaźń dla byle gnojka! Dla Darcy’ego! Też coś!

Przebiegła przez jezdnię nie rozglądając się na boki i stanęła przed ładnym budynkiem otoczonym wysokim płotem pokrytym ozdobnym bluszczem. Zawsze zazdrościła Samancie tego domu. Żyła jak księżniczka, a mimo to zaprzyjaźniła się z nią, dziewczyną, której matka chlała za dwoje, a ojciec już dawno odszedł pieprzyć inną. Ale teraz to nie miało znaczenia. Okazała się taka sama jak reszta tej bandy snobów, których codziennie widywała w szkole. Wykorzystała ją żeby potem spektakularnie porzucić! Nic jej nie obchodziły jej uczucia!

Rozejrzała się czy nikt przypadkiem nie przechodził właśnie ulicą. Gdy upewniła się, że jest sama złapała się za zimne kraty bramy i przeszła na drugą stronę uważając żeby nie zahaczyć o ostre groty na szczycie. Gdyby nie regularne ćwiczenia miałaby teraz problem i jej plan mógłby ni wypalić.

Podbiegła do drzwi zgięta w pół żeby nikt przypadkiem nie zauważył jej z okna. Obiegła budynek wokół pamiętając, że Samantha zawsze po powrocie ze szkoły otwierała tylne drzwi żeby wypuścić dwa koty. Tylko tamtędy mogła wejść do środka niezauważona, a chciała nastraszyć dziewczynę. Tylko wtedy zemsta przyniosłaby jej radość. Wyraz zgrozy malujący się na twarzy Samanthy… tak, tego chciała.

Podeszła do drzwi prowadzących na spory ogródek i przykucnęła. Nie słyszała żadnych dźwięków, choć miała nadzieję, że Samantha jest wewnątrz. Nie! Ona tam jest. Musi być. Po prostu musi.

Złapała za klamkę i powoli pociągnęła ją w dół. Metal poddał się jej dotykowi bez oporów i po chwili usłyszała szczęk. Uśmiechnęła się pod nosem. Póki co wszystko szło gładko. Jeszcze trochę, a to ona zabawi się czyimś kosztem. Pokaże, że ją też można zranić!

Pchnęła drzwi i już wyprostowana weszła do środka. Lewą rękę włożyła do torby w poszukiwaniu rękojeści noża. Ogarnął ją dziwny spokój. Nie czuła tego palącego gniewu, który kazał jej tutaj przygnać. Tylko spokój, jakby już było po wszystkim. Stąpała pewniej i już nie przejmowała się, że ktoś ją zobaczy. Przestało to mieć dla niej znaczenie.

Usłyszała jak ktoś włącza telewizor. Była już tu wystarczająco dużo razy żeby wiedzieć, że dźwięk dochodził z bogato wystrojonego salonu. Samantha. To musi być ona. Tylko ona ogląda w telewizji te głupie programy o celebrytkach wybierających suknie ślubne. Rodzice jej na to nie pozwalali, ale teraz musiało ich nie być w domu. To dobrze. Nie zobaczą jej.

Wychyliła się z korytarza i zajrzała do salonu. W telewizji rzeczywiście leciał ten głupi program, a na kanapie, tyłem do niej, siedziała Ona. Brązowe loki miała związane w niedbały supeł na czubku głowy. Na bardzo jasnym karku odznaczał się tatuaż w kształcie nut niknący pod kołnierzem bluzki.

Jak miała to rozegrać? Podejść i po prostu zatopić w jej gładkim ciele nóż? Nie, wtedy nie zobaczy tego wyrazu twarzy, po który tutaj przyszła. Bez tego to co zamierza zrobić nie będzie miało sensu.

- Sam- Powiedziała tylko na chwilę wyjmując rękę z torby, która w jej mniemaniu była podejrzana.

Dziewczyna podskoczyła i odwróciła w jej stronę twarz z nienagannie wykonanym makijażem. Musiała dopiero co wrócić do domu, w którym nigdy nie chodziła umalowana. Otworzyła ze zdziwienia usta i zaraz je zamknęła gdy tylko zorientowała się co robi.

- Eddie... Co ty tutaj robisz?- Spytała podnosząc się. Spoglądała na Eddie jakby zobaczyła ducha. Nie spodziewała się, że ją jeszcze zobaczy. Nie po tym co zrobiła. Gdy tylko się nie wygadała…

Obeszła kanapę i chciała podejść bliżej do Eddie, przytulić ją, przeprosić, ale powstrzymał ją przed tym wyraz jej twarzy i wspomnienie o tym co zrobiła. Zmieszana widokiem przyjaciółki odwróciła się w poszukiwaniu pilota żeby wyłączyć telewizor. Zrobiłaby teraz wszystko żeby tylko nie musieć patrzeć jej w twarz!

Gdy Samantha była zajęta panicznym poszukiwaniem pilota, Eddie sięgnęła po raz kolejny do torby i ścisnęła rękojeść noża. Musi to zrobić teraz, póki była spokojna i póki wciąż żyła w niej ogromna uraza do tej ładnej brunetki, którą przez tyle lat uważała za bratnią duszę. Jeżeli teraz nie zbierze się na odwagę to nigdy tego nie zrobi. Będzie żyć w upokorzeniu wiedząc, że sprawczyni jej nieszczęścia siedzi w ławce obok i śmieje się wraz z resztą snobów.

Patrzyła jak Samantha podnosi pilot na wysokość piersi i wciska jakiś przycisk. Wyszarpała nóż z torby i ściskając go w lewej ręce wzięła zamach dokładnie w chwili gdy Samantha się odwróciła. Zdążyła dostrzec zdziwienie pomieszane z przerażeniem gdy zatapiała ostrze w jej ciele. Trafiła w ramię, z którego pociekła krew obryzgując je obie. Eddie przez chwilę stała zszokowana po czym przy wtórze krzyku dziewczyny wyszarpała broń jeszcze bardziej brudząc je obie posoką. Zamachnęła się drugi raz, ale dziewczyna zdążyła podskoczyć i zaczęła uciekać w stronę kuchni.

Eddie rzuciła się za nią wymachując nożem w nadziei, że jakoś uda jej się trafić. Samantha wbiegła do kuchni i obiegła wysepkę znajdującą się na środku pomieszczenie. Miała nadzieję, że to pomoże jej się odgrodzić od szalonej dziewczyny.

Dyszała ciężko. Krew nieprzerwanym strumieniem ciekła z jej ramienia obryzgując wszystko wokół. Przykładała do rany rękę, ale to nic nie pomagało. Bała się, że zemdleje zanim uda się jej wezwać pomoc lub zanim jej rodzice wrócą do domu. Tak bardzo nie chciała umierać!

- Eddie, co jest?- Wydyszała starając się cały czas mieć ją na oku. Sekunda nieuwagi może kosztować ją życie.

Eddie nie odpowiedziała tylko wpatrywała się ze spokojem w dziewczynę. Jeżeli teraz jej nie dorwie zrobi to gdy Samantah opadnie z sił z powodu utraty dużej ilości krwi. Nie chciała jednak czekać. Chciała żeby ta zdrajczyni patrzyła jej w oczy gdy ona będzie raz za razem zatapiać nóż w jej ciele. Złapała więc za talerz leżący obok i cisnęła nim celując w twarz Sam. Ta nie zdążyła się uchylić i naczynie uderzyło ją w policzek rozcinając go. Wykorzystując chwilę nieuwagi dziewczyny, Eddie okrążyła wyspę i wzięła kolejny zamach.

Samantha upadła pociągając za sobą Eddie, która trzymała nóż zatopiony w jej ciele. Sam uderzyła z głuchym hukiem w podłogę. Oczy poruszały się panicznie w poszukiwaniu twarzy swojego oprawcy. Uniosła okrwawioną rękę by dotknąć twarzy gdy jej serce przestało bić. Ręka opadła i drgnęła w ostatnim konwulsyjnym ruchu.

Eddie wpatrywała się jak życie uchodzi z dziewczyny. Narastała w niej euforia powodująca u niej histeryczny śmiech. Dostała za swoje! Już nigdy jej nie zaszkodzi! Nie ma Samanthy, nie ma już tej małej zdziry! Przepełniona silnym uczuciem chcąc dać mu ujście wyrwała nóż i robiąc szerokie zamachy pocięła brzuch martwej przyjaciółki. Dopiero gdy się uspokoiła spojrzała na swoje dzieło.

Oczy Samanthy ziały pustką. Tors i twarz tonęły we krwi zalewając nie tylko ją, ale podłogę oraz Eddie. Odór posoki dostał się do nozdrzy dziewczyny i ta zwymiotowała obok ciała wstrząsana torsjami.

Co ona właśnie zrobiła? Zabiła. Tak, zabiła swoją jedyną przyjaciółkę, bo ta wygadała jej sekret… Zabiła. Zabiła, bo była zła.

Teraz, gdy było po wszystkim, miała nadzieję poczuć się lepiej. Chciała poczuć tą ulgę jaką zawsze czuła gdy wychodziła z domu… Ale nie poczuła ulgi. Powoli docierało do niej to co zrobiła działając pod siłą impulsu. Czy naprawdę tego pragnęła? Dlaczego to zrobiła? Bo była wściekła? Na matkę wściekała się codziennie, a mimo to nie zabiła jej. Nigdy nawet o tym nie pomyślała… Więc, dlaczego?

Pochyliła się nad twarzą martwej dziewczyny szukając w niej choćby najmniejszych oznak życia.

- Sam? Sam!- Krzyczała potrząsając ramieniem dziewczyny.- Sam! Przepraszam! Obudź się, Sam!

W napadzie wściekłości uderzyła dziewczynę w twarz, ale gdy nawet to nic nie dało z oczu poleciały jej łzy. Zsunęła się z ciała i oparła się o szafkę podciągając kolana pod brodę i zaczęła się bujać jak małe dziecko.

- Sam, Sam…- Powtarzała, ale Samantha już jej nie słyszała.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Obywatel 12.09.2015
    fajna końcówka całkiem ładnie tłumaczy to nie uzasadnione wzburzenie dziewczyny jej niestabilnością emocjonalną raz wbija nóż w koleżankę a potem opłakuje jej śmierć. tylko popracuj trochę nad usunięciem zbędnej ilości informacji o tym co w danym momencie bohaterowie trzymają w ręku i obok czego w tym momencie przechodzą przecież nie piszesz dokumentu baw się uczuciami a nie przedmiotami

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania