Niepokój winnego
Siedział wśród innych, cicho starając się powstrzymać łzy. Chciał uciekać, lecz wiedział, że nie ma to sensu. I tak zresztą nie mógł się poruszyć, sparaliżowany bólem i strachem.
-Pomocy. Proszę. Błagam. - jęczał żałośnie, patrząc przed siebie ze spuszczoną głową. Nie wiedział co zrobić.
Popatrzył na swoich przyjaciół, otaczających go wkoło, lecz równie jak on bezradnych, mając głupią, naiwną nadzieję, że oni mu pomogą. Lecz i oni patrzyli na swoje dłonie lub buty, beznadziejni i słabi. Złamani.
Niemal płakał. Wiedział, że kończy mu się czas, ale nic nie mógł zrobić. Nie miał pojęcia, jak wykonać postawione przed nim zadanie. Poddał się. Jedyne co teraz mu pozostało to rozpaczać, czekając na zbliżający się koniec. Nie mógł już zwalczyć nadchodzących łez.
-Boże. - wychlipiał. Jego cichy płacz powoli zmieniał się w lament. - Dobry Boże, czemuś mnie opuścił?
-A czemuś ty opuścił Boga? - Usłyszał obok siebie zimny głos . Podniósł obolałą głowę do jego źródła, chłopaka w jego wieku. Nie znał go, lecz jego imię nie miało teraz dla niego znaczenia. - Czemuś go opuścił? Myślałeś, że jesteś wieczny? Że nie dotyczą cię prawa, żądzące tym światem? Że tego unikniesz? Daruj sobie modły i popiół, bo minął czas na nawrócenie. Przez osiemnaście lat brałeś, a dziś przyszedł czas zapłaty. Twój, mój, i wszystkich. Wiedziałeś o tym, a mimo to nie przygotowałeś się do niego. Bóg już cię nie ocali. Skończył się twój czas.
Po tych słowach, odwrócił się, wstał i odszedł, pozostawiając go samego. Chłopak wiedział, że nieznajomy ma rację. Teraz do reszty już się poddał. Jeszcze raz cicho zapłakał, po czym po raz ostatni spojrzał na swoje ręce, trzymające niemal czysty arkusz maturalny, a następnie wstał, i tak jak jego poprzednik, odszedł w stronę komisji.
Komentarze (6)
za tekst też daję cztery :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania