niepokojące opary ciszy↔Dekaos Dondi
Z pozytywki nad dziecięcym łóżeczkiem, w kółko sączy się dziecięca kołysanka oraz coś jeszcze. Szkarłatne krople. Chyba już ostatnia, rozbryzguje się na małej dłoni, by spłynąć po paluszku, w kierunku kolorowego motylka. Jednego z wielu, które zdobią białe, mięciutkie prześcieradełko. Jest środek nocy. Cisza i spokój. Słychać tylko kapnięcie tej ostatniej. Oraz miarowe tkanie zegara. Odmierza czas. Lecz już nie dla wszystkich żywych stworzeń. Niemowlak prawie cały ubabrany krwią. Ubranko wręcz przesiąknięte. Misiu obok ma posklejane kudełki. Leży przy uciętej główce. Kiedyś stanowiła integralną całość. Teraz już nie. Obydwie części leżą osobno. Z tej większej, nadal sączy się lepka wilgoć. Czarna w poświacie księżyca. Okno bez zasłon. Są świeżo wyprane. By rano kochany berbeć, miał czysty i świeży widok. Z tą świeżością, to jednak krucho będzie.
Rodziców nad ranem coś bardzo dziwi. Są nawet zaniepokojeni. Opary ciszy z dziecięcego pokoiku, nie tworzą zwykłej sytuacji. Przeważnie ich dziecko, o tej porze dnia, coś tam gaworzy lub płacze. A teraz nic. Większy spokój, niż w grobie. A że są zaspani, to z pamięcią nie teges.
Idą zobaczyć co się stało. Reakcja jest do przewidzenia. Ogólnie mówiąc, są bardzo wstrząśnięci. Nie mogą uwierzyć, w to co widzą w łóżeczku. Martwe oko, patrzy na nich z małej zakrwawionej główki. Wszystko ubabrane. Łącznie z częścią niemowlaka. Na domiar złego, pozytywka nadal emanuje usypiającymi dźwiękami. Siadają na krzesłach zszokowani, lecz bardziej rozbudzeni. A już żywili nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Tylko tykanie zegara, urealnia ów koszmar.
Słyszą otwieranie drzwi. Ktoś wchodzi. Nawet nie patrzą, kto. Jest im wszystko jedno. Po co mają się przejmować. Niech to wszystko się wreszcie skończy. Ile w końcu można wytrzymać. Odgłos kroków, jest coraz bliższy, zakłócony rytmicznym stukaniem. Po chwili, czują zapach fajkowego dymu i widzą laskę z dziadkiem.
- Tato. Tak się nie skradaj. Wiemy, że to ty. Czyli znowu babcia?
- No znowu, dzieci kochane.
- To samo?
- Tak. Zapewne jak zwykle musiała lunatykować i jak widzę, przytargać z podwórka.
- Taa… i jak zwykle, myślała, że zabija w kuchni, główkę odcina i kładzie na stół.
- A włożyła zwłoki kaczki do łóżeczka. Cały komplet. A że dziecko się naciućkało, to później lepiej mu się spało.
- Dziwne, że nigdy nic nie zauważymy.
- Bo my też lunatykujemy.
- A wiemy, co robimy w tym czasie? No nie wiemy.
- Co racja, to racja.
Komentarze (33)
A namiarów nie dostaniemy.
:)))
Oj ?
W sumie nie wiadomo, co reszta robi, lunatykując?
To ja też na Shoguna i już:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania