Poprzednie częściNiepoprawny książę I

Niepoprawny książę XIX

51. Logan

Siedział na zapleczu i czekał na kolejne słowa. Nie chciał martwić swojej dziewczyny, ale szanse na pogodzenie się tych dwóch kobiet były znikome. Przegryzał środek policzka z nerwów. Wyjrzał ukradkiem z kryjówki ich wzajemny wzrok kipiał ze złości. Wokół nich zdolny byłby domalować iskry nienawiści, które towarzyszyły w malowniczych kreskówkach. Jego matka wystarczająco wycierpiała przez Alice Hetfield nie chciał, żeby znów była oskarżana. Spojrzał na swoją brunetkę, która zestresowana chodziła z miejsca na miejsce, mimo to nadzieja w niej wciąż nie gasła.

- Wolny kraj - wzruszyła ramionami - Możesz wyjść zawsze - uśmiechnęła się złośliwie jego rodzicielka.

- Ooch i to z przyjemnością - wycedziła przez zęby, chcąc przekroczyć znów przez próg. Jednak zamknięte drzwi uniemożliwiły.

- Może, pan, otworzyć? - zapytała podenerwowana. Był pewien, że zaraz zacznie się. Gdyby dolać oliwy, powstałby istny pożar.

- Przykro mi, ale nie - odparł nieśmiało - Ale coś podać?.

- Nie rozumiem. Miałam tu spotkać się z córką?! - warknęła.

- Która powierzyła nam pewne zadanie - skinął głową, po czym podał po dwa małe liściki dla każdej z kobiet, na których widniał napis ,,Pogódźcie się''. Bardzo dziecinne i niedorzeczne teraz dostrzegł. Westchnął ciężko czekając, jak akcja się rozwinie. Sophie Hetfield z nerwów zacisnęła swoje ręce w pięści.

- Super! - burknęła tym razem Jeniffer.

- W życiu tu z nią nie zostanę! - jęknęła druga z nich.

- Ani ja z kobietą, która odebrała mi wszystko! - warknęła wstając, matka Logana.

- Ja odebrałam?!. To twój syn zabił mi mojego Willa! - krzyknęła oskarżając. Długo na to nie czekał. Wiedział, że to nastąpi.

- Zamknęłaś niewinnego dzieciaka!. Odebrałaś mi mojego syna na długie osiem lat, odebrałaś jemu pracę, reputację, wszystko, by mógł być szczęśliwy! - wypomniała jej z żalem w głosie. Panią Hetfield nosiło od złości jaką w sobie dusiła już od tak dawna. Z zawiścią w oczach chwyciła za talerz z słodkim wypiekiem, a następnie wycelowała prosto w twarz swojej rywalki. Młodemu mężczyźnie było już za wiele. Nie mógł pozwolić na poniżanie, nawet jeśli to była matka kobiety, którą kochał. Miał już ruszyć na ratunek, jednak na jego drodze stanęła właśnie ona, łapiąc za rękę. Jej łagodny wzrok mówił mu ,,zaufaj mi''.

- Jeszcze chwila - szepnęła. Przysiadł za blatem na podłodze, dziewczyna dosiadła się do niego. Jeniffer zalana czerwonością, chwyciła inny deser, który bez wahania rozsmarowała w dostojnie ubraną rozmówczynię, do której czuła niesamowitą wrogość.

- Pożałujesz! - ryknęła, powtarzając co konkurentka. Gdy toczyły małą wojnę na jedzenie pracownik tej cukierni złapał się za głowę. Para spojrzała na niego przepraszającym wzrokiem i obiecali, że pokryją koszty. Wszystko wymknęło się spod kontroli, dopóki nie padły kolejne rozgoryczone słowa.

- Boże, Alice, czego ode mnie jeszcze chcesz?! - krzyknęła - Masz wszystko co chciałaś!. Idealne dwie córki, pracę, dom, dobrą opinie! - wymieniła siadając na krześle tracąc siły.

- Nie mam syna, Jeniffer!- załkała również bezsilna, na co druga z nich trochę spoważniała - A na Logana było mi łatwiej

zwalić - wyznała ciężko wzdychając. Obie siedziały wybrudzone kolorowymi kremami i czekoladą. Nikt nie sądził, że sprawy dzisiaj tak potoczą się i nikt nie przypuszczał, że dumna Alice Hetfield w końcu do tego przyzna się,

- Słucham? - oburzyła się kobieta z rodów Jeffeyów. Zamieszenie i dekoncentracja towarzyszyła wszystkim.

- Dopiero uświadomiła mi, to Sophie - przyznała sama dziwiąc się sobie. Miał wrażenie, że ta elegancka kobieta zrzuciła właśnie wielki ciężar ze swoich wąskich barków - Jestem okropną matką... Wpędziłam jej życie w koszmar - złapała się za głowę - A ty uważasz, że jestem idealna?.

- Ohh, nie chciałaś tego - powiedziała, choć sama niedowierzała w to co mówiła blondwłosa. Pamiętał dzień, w którym zwierzył swojej mamie o swoich przeżyciach dotyczących z Sophie. Opowiedział również o dramacie, jaki przeżyła w domu obok, choć nie pokazywała tego po sobie, to również przeżyła los młodej dziewczyny. Ta twarda kobieta miała ukryte wielkie serce i takiej tragedii nie życzyłaby nawet swojemu wrogowi. W dodatku miała również córkę.

- Przez te wszystkie lata Logan zmieniał się pod tym wielkim ciałem. Stawał się coraz chłodniejszy, aż w końcu zamknął się w sobie. Nawet dla swojego syna nie umiał powiedzieć ,,kocham cię'', a ja nie umiałam mu pomóc - wyznała - Dopiero dzięki Sophie, zauważyłam w nim ciepło, uśmiech, śmiech - przyznała tym razem ona. Z ciemnymi włosami kobieta skinęła głową ze zrozumieniem. Było to prawdą, uśmiechnął się lekko na te miłe słowa.

- Nigdy nie widziałam bardziej szczęśliwej Sophie - powiedziała wzdychając Alice. Odgarnęła posklejane włosy ze swojego policzka. Spojrzał na swoją wybrankę życia, która rozszerzyła oczy w szoku.

- Mam dość tej walki Alice. Mój syn nic nie zrobił, po prostu tam był... Prowadził ten samochód.

- Wiem... - przerwała jej - Tyle lat potrzebowałam, by to zrozumieć, że nie tylko ja straciłam syna - przyznała się do swojej winy, a kobieta wdzięcznie przytaknęła głową.

- Nie proszę o wybaczenie bo było, by to zbyt wielkie jak na ciebie, ale chociaż... - poprosiła.

- wybaczam ci Alice, ponieważ mój syn już jest ze mną i to szczęśliwy - powiedziała dość ciepło, a kobieta w końcu uśmiechnęła sie. Spory zostały zażegnane, choć ciężko było uwierzyć. Lazurowe oczy wpatrywały się w niego zadowolone, to było jej zasługą. Ten absurdalny pomysł wygrał tą wojnę. Dwie rodziny zostały w końcu pogodzone.

- Są niemożliwi - pokręciła głową z niedowierzeniem matka Sophie.

- Cwaniacy - poparła ją blondynka chwytając za widelec. Skubnęła kawałek ciasta, który wciąż był nie naruszony na stole i spróbowała ze smakiem. W jej ślady poszła odzyskana świeżo dawna przyjaciółka - Przynajmniej dają tu najlepsze ciasto - dodała przyjemnie, po czym roześmiały się ze swojego wyglądu. Para młodych ludzi siedząca wciąż za ścianą wpatrywała się w siebie zadowolona. Chcieli przybić sobie piątki, ale powstrzymali się, by nie zdradzić o swojej obecności. W milczeniu

przyłożyli czule dłonie do siebie, ciesząc swoim sukcesem. Po chwili dyskretnie wyszli przez tylne drzwi zostawiając swoje rodzicielki raczej już w lepszej atmosferze.

52. Sophie:

Siedziała u siebie na kanapie czytając jakieś czasopismo. Specjalnie wcześniej wróciła przed matką i nie chciała, by ominęła ją jakakolwiek relacja z tego popołudnia. Ciekawość zżerała ją również, jak sytuacja przebiegnie u Logana. W końcu drzwi trzasnęły i nie umiała powstrzymać się od śmiechu na widok Alice.

- Śmiej się, śmiej - zagroziła jej palcem - To wszystko twoja wina! - oskarżyła chłodno. Cała Alice Hetfield. Westchnęła zadowolona.

- I jak pogodziłyście się? - zapytała siadając na kolana zachwycona.

- Nie twój interes - burknęła rozwiązując kolorowy ozdobny szal, strącając z siebie pozostałe okruchy.

- I tak w sumie wszystko wiem - wzruszyła ramionami jej córka.

- Czemu to zrobiliście? - zapytała lekko zdenerwowana.

- Ponieważ potrzebowałyście tego, a po za tym, jak wyobrażasz następne lata, gdy my będziemy z Loganem po ślubie? - zapytała. Tym razem westchnęła starsza kobieta i pokręciła głową z niedowierzeniem. Ruszyła na schody. Dziewczyna opadła szczęśliwa na sofę, a zaraz obok niej znalazł się Karmel, na co zaśmiała się wesoło. Jej pomysł wypalił. Usatysfakcjonowana mogła już planować spokojnie ich wspólną przyszłość, w której widziała również właśnie te dwie kobiety, które dały im życie.

Logan

Siedział na łóżku wraz z laptopem na kolanach uzupełniając pewne luki w dokumentach, jednak dostrzegł osobę przechodzącą na korytarzu. Rozszerzył oczy na widok pobrudzonej kobiety. Uśmiechnął się pod nosem, na wspomnienie małej sprzeczki z Sophie na temat, która z mam była bardziej brudna.

- Widzę, że dobrze bawiłyście się - stwierdził z lekkim uśmiechem zadowolony.

- Alice całą mnie wybrudziła - burknęła podenerwowana.

- Ale pogodziłyście sie? - dopytał, choć znał odpowiedź. Potrzebował tego usłyszeć, tyle czasu na to czekali z jego dziewczyną.

- Nie wasz interes - chrząknęła - Nie mogę uwierzyć, że to zrobiliście - wymamrotała oszołomiona

- To pomysł Sophie - wybronił się - A ja zgodziłem się - wzruszył ramionami.

- Bo? - zmrużyła oczy.

- Bo, kiedyś byłyście przyjaciółkami i na starość lepiej żebyście nie zostały same - odpowiedział całkiem szczerze. Na twarzy starszej kobiety wymalowało się lekkie zdumienie, z zaskoczeniem. Odwróciła się bez słowa z zamiarem odejścia.

- Dzięki, mamo - powiedział jeszcze nim wyszła. Nigdy jej nie podziękował za to wszystko, a teraz chyba była najlepsza pora.

- Za co? - zmarszczyła brwi podejrzanie.

- Za wszystko co robiłaś - uśmiechnął się, kobieta spojrzała na niego w jeszcze gorszym szoku.

- Jesteś moim synem - wzruszyła ramionami - i lepiej żebyś trzymał się tej Sophie - chrząknęła wykonując kroki do wyjścia. Młody mężczyzna ponownie uśmiechnął się w końcu odetchnął z ulgą. Na ich drodze do happy endu została tylko jedna osoba, która była jeszcze bardziej niebezpieczna, ale ją chciał zostawić już tylko sobie.

54. Sophie.

Wraz z nadchodzącym zmierzchem siedzieli na kanapie u niego w domu. Wtulona w niego z podkulonymi kolanami do siebie wodziła swoim nosem po jego szyi delektując się jego męskim zapachem. Śmiał się melodyjnie co chwilę przez nadmiar łaskotek. Westchnął z przyjemności obserwując, co chwilę swojego syna, który pochłonięty był zabawie.

- Udało się nam - szepnęła zadowolona.

- To twoja zasługa - mruknął - W sumie, jak wszystko co robisz - dodał, poprawiając jej rękaw, który opadł z ramienia.

- Może też będzie budował hotele - powiedziała zerkając na pięciolatka, który budował wysoką wieżę z klocków - Po tacie - przeczesała palcami jego ciemną czuprynę z satysfakcją.

- Bardzo możliwe, że będzie miał również bardzo dobrą inspiracje do tego - odrzekł z lekkim uśmiechem.

- Hm? - zmarszczyła brwi.

- Ciebie - odparł. Spojrzeli na siebie z wielkim uczuciem, a następnie złączyli się słodkim pocałunkiem. Uśmiechnęła się przystępując do wcześniejszej czynności, na co uśmiał się ponownie. Wiedziała, że nigdy nie będzie matką biologiczną tego malca, ale pragnęła być osobą, której będzie mógł zaufać i traktować jak rodzinę. Po chwili rozdzwonił się jego telefon. Odsunął się od niej nieco i spojrzał zdziwiony w ekran. Odebrał, po czym od razu spojrzał, na Sophie. Popatrzyła na niego uważnie.

- Zaraz będę - powiedział, po czym podniósł się z kanapy.

- Coś się stało? - zapytała.

- Jakieś problemy mają, Nic takiego - uspokoił ją.

- To dlaczego musisz jechać? - zauważyła, jak ubiera buty, podchodząc do niego. Miała złe przeczucia, a jak miała, to było coś na rzeczy.

- Bo potrzebują mnie - odpowiedział naturalnie, spoglądając na nią.

- A mnie, to już nie ? - zmarszczyła brwi, jednocześnie oburzając się.

- Mówili, że wystarczy jedna osoba z nas. Zostań z Liamem - poprosił. Obejmując ją czule. Wcale to nie pomagało tym razem.

- Ale..

- Sophie - upomniał, na co przestała walczyć. Pocałował ją w czoło - Zaraz wrócę - rzekł, a po chwili wyszedł. Stresowała się. Nie lubiła tego uczucia. Zerknęła na pięciolatka, który im przyglądał się. Uśmiechnęła się.

- Zaraz przyjdę - poinformowała i wskoczyła na schody. Wiedziała, że jest Emily, jednak miała nadzieję, że nie ma z nią Camerona.

- Emily! - zaczęła po zapukaniu w drzwi. Siedziała zawalona papierami. Uśmiechnęła się wiedząc, że jej przyjaciółka jest bardzo pracowita.

- Co tam? - zawołała wesoło. Nie myliła się na krześle przy toaletce siedział Cameron, który również rozpracowywał jakieś dokumenty.

- Zajmiecie się Liamem ?. Zaraz wrócę - poprosiła nieśmiało.

- Pewnie, ale coś sie stało ? - wtrącił się Cameron.

- Obawiam się, że tak - odrzekła wzdychając. Para z góry zeszła zaraz z nią na dół.

- Zadzwoń, jak czegoś dowiesz się - poprosiła druga brunetka, gdy Sophie Hetfield mniej więcej opowiedziała, co wydarzyło się. Nie ukrywali również swojego przejęcia, zatroskanym wzrokiem odprowadzili koleżankę do drzwi.

- Jasne - kiwnęła głową i wyszła w pośpiechu. Przebiegła ogrodzenie i wsiadła do swojego samochodu. Od razu ruszyła.

Domyśliła się, że to chodzi o miejsce budowy, więc jechała w tamtym kierunku. Nie minęły trzydzieści minut, a dostrzegła z daleka mocno zadymiony obszar. Zaparkowała i od razu podbiegła bliżej. Rozszerzyła oczy w szoku i przełknęła z trudem ślinę.

- To niemożliwe - pomyślała. Wypatrzyła z daleka Logana, który wpatrywał się w zgłaszany właśnie ogień, który zdążył pochłonąć część ich projektu.

- O mój Boże - wykrztusiła roztrzęsiona. Jej twarz oświetlały cieple płomienie, które ogrzewały ich nawet stąd. Odwrócił się całkowicie zaskoczony jej pobytem tutaj.

- Sophie? - zawołał - Miałaś zostać z Liamem - przypomniał jej całkiem poważny, a w tym czasie zdążył podejść do niej.

- Nie mogłam... Usiedzieć w miejscu - odparła. Nie mogła oderwać oczu od tego zjawiska. Nie umiała ukryć swojego rozczarowania. Pożar zjadł prawie całe prawe skrzydło. Ich praca była zniszczona przez ten wściekły, nieokiełzany żywioł.

- To nic, Sophie. Takie rzeczy zdarzają się - próbował ją pocieszyć. Po chwili podszedł jeden ze strażaków.

- Panie Jeffey, Pani Hetfield - od razu zwrócił się zaskoczony na widok kobiety - Wiemy, co było przyczyną pożaru.

- To znaczy? - zapytał współwłaściciel, trzymając Sophie za rękę, która z nerwów ścisnęła go mocno.

- Perfidne podłożenie ognia - odpowiedział dość zmartwionym głosem..

- Słucham? - pisnęła z wrażenia dziewczyna - Ktoś podpalił? - upewniła się czy dobrze usłyszała. Błagała, by to nie było prawdą, ale słowa tego człowieka tylko to potwierdziły.

- Przykro mi, pani Hetfield - powiedział ze współczuciem i odszedł.

- Och... Nie.. - wykrztusiła przełykając ślinę po ślinie, wpatrywał się w nią zmartwiony. Chciał ją wziąć w objęcia, jednak odskoczyła od niego, jak poparzona. Doskonale wiedziała, co tu zaszło i wiedziała, co musi zrobić. Spojrzała na niego załamana.

- To on Logan... On mi nie da spokoju - mówiła przerażona.

- Sophie.. Naprawimy to - odrzekł próbując ją dotknąć. Jednak, co tylko zbliżył się do niej, ona mu uciekała.

- Nie, Logan... Nie rozumiesz?. Jemu chodzi, o mnie - powiedziała łkając. Nie powstrzymywała swoich łez, miała tego dość.

- Sophie, co ty wygadujesz? - uspakajał brunetkę, czując niepokój.

- To, że powinnam odejść - wydusiła łapiąc się za głowę - Do niego - odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Nie sądziła, że tak łatwo odpuści. Nie wierzyła, że wróci kiedykolwiek do Cola, ale te wszystkie teraz wydarzenia utwierdziły w tym, że musiała to zrobić.

***CDN***

Man nadzieję, że krótsza :).

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania