Nieporozumienie na placu zabaw

Nikt jeszcze nie zna tej historii, gdyż są tam jedynie trzy osoby, z czego jedna nieruchomo leży na piachach tej bezkresnej i bezlitosnej pustyni, gdzie gorąc jest taki, że czasem piach zmienia się w szkło. Bez obaw, ta osoba bynajmniej nie jest martwa. A przynajmniej jeszcze taka nie jest. Ten ktoś, czyli ja, tylko udaje nieprzytomnego, gdyż nie ma ochoty na to, aby tamta dwójka skupiła na nim swą uwagę.

Teraz, kiedy tak na nich patrzę, z wrażenia jestem w stanie jedynie obmyślać to, co powiem ludziom, którzy się mnie zapytają o to, jak minęła mi podróż. Oczywiście nie masz pojęcia, o czym mowa. Głupi ja, zapomniałem o wstępie. No, ale jeszcze da się to naprawić, nieprawdaż? Zaraz wszystko dokładnie opiszę.

Naprzeciwko siebie stoi dwóch wielkich wojowników, którzy, jeśli ufać temu, co głoszą liczne plotki, od wielu długich lat regularnie toczą pomiędzy sobą zacięte pojedynki na śmierć i życie.

Ponieważ ich nacje od wielu wieków znajdują się w stanie wojny, sposobności do kolejnych walk jest cały ogrom, ale pomimo tego oraz faktu, że dzięki sojusznikom oraz brudnym sztuczkom często zdarza się, iż jedna ze stron zyskuje przewagę, to jak do tej pory nikomu z nich nie udało się ani razu pokonać tego drugiego. Jednakże nie jest to w stanie nawet w najmniejszym stopniu ugasić nienawiści, jaką do siebie pałają. No dobrze, ale przecież skoro słuchacie historyjki o dwóch, stojących po przeciwnej stronie barykady wojach po to, aby słuchać długiej tyrady o polityce a po to, aby zasłyszeć historie o wspaniałych walkach. I właśnie dlatego zaczynam w końcu tę właściwą część.

Pierwszy z wojów, cieszący się złą sławą Kha’ Belesch, władający straszną oraz mroczną magią, zwaną przez śmiertelnych nekromancją. Ów Rycerz Śmierci odziany w potężną, smoliście czarną zbroję, zawsze otoczony masą niewielkich, bladoniebieskich dusz, sieje śmierć i zniszczenie na polach bitew całego znanego nam świata. Jako widmo nie czuje strachu przed ostrzami mieczy czy grotami strzał, a zaklęty pancerz chroni go przed wszelkimi zaklęciami przeciwników.

Za to nic nie jest w stanie obronić nikogo przed jego Kha’ Jinx, zdolnej wysysać duszę oraz oddech z ciała w przeciągu ułamka sekundy. Owy ćwierćtonowy topór, nazwany jak już zapewne wiecie żeńskim imieniem, wykuto w ogniu góry przeznaczenia, z krwi najstarszego zła świata na zlecenie samego pana ciemności i takie tam. No sami wiecie jak to jest z silną bronią i to na dodatek magiczną. Pewnie trochę prawdy w tym jest, ale ile konkretnie to nie mam pojęcia.

No, ale nie gadamy o niedorzecznych bajeczkach, a o nie byle jakim Rycerzu Śmierci. Musicie wiedzieć jedną, ale za to niesamowicie ważną rzecz. Kha’ Belesch jest strażnikiem Więzienia Dusz, wobec czego zabici przez niego oponenci stają się jego sługami aż do końca wieczności, bądź też momentu, w którym pozwoli im odejść. Tak się jednakowoż raczej nie zdarza.

Parę metrów dalej, pewny siebie Luciam* celuje do niego z jednej ze swych jednoręcznych kusz. Jego broń nie może się pochwalić takim zbiorem legend, jak Kha Jinx. Prawdę mówiąc, są to zwykłe kusze ze straganu, co innego amunicja, jaką były załadowane. Nawet ja, który się na tym nie znam, czuję, że tymi bełtami zajął się nie byle jaki czarodziej, dzięki czemu stanowią niesamowite zagrożenie. No i są na tyle małe, że bez trudu mogą zmieścić się w sporych wyrwach, pomiędzy kolejnymi, unoszącymi się w powietrzu fragmentami zbroi Rycerza Śmierci.

 

Co się tyczy samego Luciama to poza tym, że jest czarnoskóry, raczej nie wyróżnia się pośród innych ludzi. Pomimo tego jest gotów walczyć ze Strażnikiem Dusz, nawet jeśli oznaczałoby to polegnięcie w boju. Nawet nie wiem, po co to robi. Najpewniej jest głupim chciwcem i tyle, lecz tak długo, jak długo jest w stanie odwlekać moment m o j e j śmierci, będę mu kibicował z całego serca.

Kto wie, może jakimś cudem mu to pomoże? A czas jest w tym wypadku sojusznikiem, w końcu za jakiś kwadrans na tę ziemię zejdą bogowie, którzy sprawiedliwie zakończą ich spór, niezależnie od tego, czego dotyczy. Między innymi to powoduje, że atmosfera jest tak gęsta, że niewiele brakuje do tego, aby można ją było kroić nożem. Chyba najgorsza jest ta cisza, przerywana jedynie zawodzeniem więzionych dusz oraz dwoma oddechami. Nie, nie moim i Luciama, jak zapewne myślicie. Aż tak głupi, żeby zdradzać im, że jednak znalezione przez nich ciało nie należy do nieboszczyka, to ja nie jestem. Garstka magii, ziół i wódki, innymi słowy eliksiry, są w stanie czynić prawdziwe cuda.

Co do tego, dlaczego Kha’ Belesch oddycha, to nikt tego tak naprawdę nie wie. Po mojemu robi to jedynie dla kaprysu bądź z przyzwyczajenia. Bądź co bądź ciężko się pozbyć nawyku, który ratował ci życie przez lata, nawet jeśli od wieków nie jest ci już potrzebny. Zwłaszcza jeśli jest się zbyt leniwym, aby się pozbyć, lecz ponownie wkraczam na inne ścieżki niż temat. Dlatego zanim zbyt daleko się na nie zapuszczę, ucinam ten temat.

Nagle pośród palących piasków daje usłyszeć się coś jeszcze.

— Zapłacisz mi za to, że zabrałeś mą żonę, Belesch! — głos człowieka jest przepełniony nienawiścią oraz rządzą zemsty.

— Sama do mnie przyszła.

Serce podchodzi mi do gardła, a plecy oblewa lodowaty pot. To nawet nie jest głos, bliżej temu do szeptu wiatru w lochach. Tyle że taki wiatr nie dotrze głęboko do twej duszy, jakby namawiając ją do ucieczki, co skończyłoby się niechybną śmiercią właściciela w niewyobrażalnych męczarniach. Skoro chodzi tu jedynie o dziewkę, to musiała być naprawdę niezła, skoro ten cały Luciam nie ulęknie się nawet tego.

— Kłamiesz, plugawy śmieciu! — wykrzykuje były mąż. — Nie była martwa, a jedynie umierająca, nie miałeś najmniejszego prawa odbierać jej duszy!

— Oboje wiemy, że to była jedynie kwestia czasu…

— Milcz niegodziwcze! Nie wierzę w żadne twoje słowo! Zaraz usunę nie z czasownika opisującego twą rasę!

Czasownika? No to się gościu popisał geniuszem… Jednak podobno ten, kto jest idiotą potrafi być też całkiem niebezpieczny. Zupełnie tak, jakby murzyn czytał w mych myślach, zdecydował się na atak. W powietrzu rozlega się świst strzał, które jednak jedynie odbijają się od naramiennika Strażnika, nie czyniąc najmniejszej krzywdy właścicielowi.

Mimo to Luciam się nie poddaje, a jedynie szybko ładuje kolejne pociski. W tym samym czasie Kha’ Belesch dobywa swej przerażającej broni oraz niespiesznie zbliża się do swego oponenta.

— Twe życie to nieporozumienie, śmiertelniki. Ostrze Kha’ Jinx miało wtedy ugodzić ciebie, ale ta cała Senna…

— Nie masz prawa wymawiać jej imienia, śmieciu!

Luciam wykrzykując gniewnie te słowa, po raz kolejny wystrzela z obu kusz jednocześnie. Co prawda tym razem jeden z pocisków trafia w cel, ale jest to jedynie draśnięcie, nie mogące uczynić większej krzywdy nawet pospolitej pijaczynie, a co dopiero Kha’ Beleschowi.

— Jesteś śmieszny, Luciamie. Naprawdę uważasz, że masz ze mną jakiekolwiek szanse?

Mówiąc to, bierze potężny zamach. Co prawda chybiony, ale dzięki wzniesionej w ten sposób chmurze piachu oraz pyłu, oślepia człowieka, który zasłaniając ręką oczy, woła głośno:

— To ty jesteś śmieszny, skoro sądziłeś, że nie mam żadnych sztuczek w rękawie.

Sięga do kieszeni spodni i wyjmuje z nich dziwne zawiniątka. Doskonale wiem, czym to jest. Bomby, na dodatek takie, które raczej nie należą do stabilnych. Innymi słowy, ta walka powoli się kończy na korzyść śmiertelnika. Wystarczy jeden rzut, a…

****************************************************************************************************************************************************

— Ała!!! — Mały, tłusty dzieciak zaczyna strzepywać piach z oczu, drąc przy tym japę. — Co ty, ocipiałeś czy co? Nie wolno rzucać w innych piaskiem!!!

— Sorry, nie chciałem. Trzeba było uważać, a nie wrzeszczeć jak debil, idioto!

— Coś ty powiedział, głupku!

Nagle w przeciągu ułamka sekundy dwoje dzieci zmieniają się w dzikie bestie, które rzucają się sobie do gardeł. I jeśli ktoś z was wierzy w to, że one mają jakieś zasady, jak na przykład sławna szczepionka, to myli się i to bardzo.

Ich mamy oczywiście próbują do nich podbiec tak szybko, jak tylko potrafią, ale szpilki, kuse oraz obcisłe spódniczki i chęć zabezpieczenia “smartfona”, znacznie ważniejszego niż dziecko, znacznie ich spowalniają. W tym czasie dzieciaki opuszczają piaskownice i ganiają się po całym placu zabaw z rządzą mordu w oczach.

Efektem tego jest to, że podbiegły pod huśtawki, które nieuchronnie się z nimi zderzyły.

— Patrzcie, kurwa jego mać, jak biegacie, jebane popaprance!

Mała, ubrana w różową sukieneczkę z kokardkami dziewczynka, zeskakuje z huśtawki i ręcznie kończy upominanie brzdąców.

— No sorry, ale ja tego skurwiela gonię.

Niemal kuliste cielę wskazuje obrzydliwie grubym paluchem na uciekającego dzieciaka o dziwnym imieniu. Reszta woła na niego Wedel, czy jakoś tak.

— Ej, ty! Do ciebie mówię, Milka… — Aha, czyli nie Wedel — …chodź no…

Nie dokończył. Dziewczyna uderzyła go tak mocno, że aż wylądował na pośladach.

Ja w tym czasie nawet nie ważę się drgnąć, nie mając ochoty stawać do boju z tą dziką hordą, która chyba dopiero się rozkręca. Zresztą nie tylko ja, nawet banda dorosłych oraz “pilnie uczących się” nastolatków, którzy przyszli tu, aby wypalić po jednym, no może jednym tysiącu szlugów oraz wypić przy tym parę litrów piwa, ucieka w panice na daszek wieży i stamtąd śmieje się z tych miniaturowych Igrzysk Śmierci, typując drużyny oraz rozdając zakłady. Oczywiście nie o pieniądze, bo te przecież przepili. Stawką były głupie wyzwania takie jak zaproponowanie seksu swej mamie, papierosy oraz alkohol.

Jeden z nich, zanadto wychylając się, aby pokazać na kogo postawił piwo, spada z wieży i leży nieruchomo.

Wszyscy na górze kwitują to salwą śmiechu, dzieciaki zaczynają płakać ze strachu i wyrażać się wybitnie niestosownie oraz głośno, lub prościej, traktując swe mordy jak szmaty, o tym, że takie żarty są niemiłe.

Tym czasem rodzice, którzy już się pozbierali do kupy i ustalili plan działania, ustawiają się w formacji bojowej i zaczynają metodycznie wyszukiwać swe dzieci, a potem drą się na wszystkich innych oraz klną przy tym niesłychanie. Jeśli jakieś dziecko jest nazwane skurwysynem bądź też suką, to można powiedzieć, że rozmawia z kimś wyjątkowo uprzejmym.

Mimo wszystko terror trwa nadal. Biegnące w bitewnym szale dzieciaki wpadają na grupę, która jakimś cudem nie pała jeszcze rządzą mordu oraz destrukcji. No cóż, fakt, że ich batoniki lądują na ziemi oraz są zadeptywane przez rodziców. No i wtedy procent nieludzko wściekłych dzieci na tym placu zabaw osiąga równe sto procent. Chociaż tak naprawdę to sto z hakiem, gdyż dzieciaki z sąsiedniego placu zabaw przybywają, aby uspokoić ten motłoch. No, ale niestety nasi zachowują się jak wikingowie. Czyli co robili, pytacie pewnie? No cóż, zaciągają jakąś dziewkę w krzaki i ją gwałcą. No dobrze, tego akurat nie robią, ale przyznacie, że chyba jedynie tego brakuje w tym całym burdelu.

Tak naprawdę to jadą po nich tak bardzo, że aż ja sam się na nich wkurzam, a musicie wiedzieć, że jestem dosyć spokojnym człowiekiem. I to bardzo, mówię tu zarówno o wkurzaniu się, jak i o charakterze.

Co się tyczy tego pierwszego, to nie jestem w tym samotny, gdyż rodzice “nowego obozu” też padają ofiarą bluzgów, więc chcą słusznie opieprzyć “stary obóz”. Tyle że rodzice “starego obozu” nie popierają już takich zamiarów z wiadomych powodów.

I wtedy się zaczyna. Dorośli na początku w miarę spokojnie dyskutują, potem się kłócą, a potem dosłownie rzucają się sobie do gardeł. Tego już wolę nawet nie opisywać, gdyż musiałbym zacząć cenzurować, gdyż w skutek braku biustonoszy oraz moralnych hamulców “gladiatorów”… no, sami wiecie co się teraz dzieje.

Wracając do tematu, straty materialne prawdopodobnie osiągają już szczyt, gdyż oszalałe z furii dzieciaki z braku amunicji po tym, jak wysypały cały piasek z piaskownicy, wyrywają koszy na śmieci oraz miotają nimi w każdego, kto się zanadto zbliży. po tym, jak straciły swe słone paluszki grubasy, rozwalaj

Właśnie w tym momencie decyduję się zmienić pozycję, tak dla swego bezpieczeństwa. W końcu tego nigdy mało, nieprawdaż?Dlatego kładę się na brzuchu oraz rękoma osłaniam głowę, przy okazji staram się stać się niewidzialny. Jednak ciekawość jest silniejsza ode mnie i dlatego pomimo wszystkiego spoglądam na ten chaos.

Rodzice postanawiają zmienić swą strategię. Zamiast przeklinać na wszystko i wszystkich wokół, zaczynają nazywać swe “dzieci” aniołkami oraz wyprowadzać je daleko poza pole bitwy. Może i ta metoda działa wtedy, kiedy plastik posiada tylko jedno dziecko, ale każdy z tych, które wpadły więcej razy, miotają się teraz wytwarzając jeszcze więcej chaosu niż wcześniej. I tak, spokojnie starcza za tych, co już se poszli. Nagle dostrzegam moje szanse na ratunek. Wyrwę w tym kole śmierci.

Natychmiast zrywam się na równe nogi i już po paru chwilach uciekam z tego miejsca, zanim przyjdzie policja. Po drodze biorę tylko zakrwawionego zarówno swoją jak i nie swoją krwią braciszka, którego ojcem jest chyba sam Szatan a nie mój tatko i już mnie nie ma.

Kiedy mama mówiła mi, że dzieci są miłymi istotami, a plac zabaw to ostoja dobroci, więc nic mi się nie stanie, kiedy popilnuję tam brata, doszło chyba do pewnego nieporozumienia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • agunia 05.11.2015
    Ładnie , nwm co mam powiedzieć bo nie miałam jeszcze doczynienia z tego typu tekstem ale naprawde mi się podoba. 5
  • KarolaKorman 07.11.2015
    Masz spóźniony zapłon :) To było po prostu świetne i gdybyś wstawił ten tekst na bitwę, nikt nie miał by z nim szans. Jest parę literówek, ale uśmiałam się jak mało kiedy :D Zostawiłam zasłużone 5 :)
  • Slugalegionu 07.11.2015
    Nie widzę tu nieporozumienia.
  • KarolaKorman 07.11.2015
    A ja bym dostrzegła, albo przymknęła oko, bo tekst mnie urzekł :)
  • Slugalegionu 07.11.2015
    To niebyłoby uczciwe.
  • Igallupo 09.11.2015
    Bardzo oryginalne, aczkolwiek ciekawe dzieło. :) Czytało się przyjemnie, lecz powstrzymanie się od drobnych wulgaryzmów byłoby na miejscu... Nie zmienia to jednak faktu, że daje 5, bo naprawdę interesujące. Nie spotkałam do tej pory takiego rodzaju literackiego, ale cóż. :D pozdrawiam
  • Slugalegionu 09.11.2015
    Dziekuje bardzo. Jesli chodzi o bluzgi, chcialem nieco wyolbrzymic to, jak widze dzieci. A ze widze je miedzy innimi jako ktosie, co przecinkuja bluzgami (w skrajnych przypadkach, ale jednak), to takich wlasnie tam dalem.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania