Nieskończony wers
Dała mu uśmiech i serce na dłoni,
On zmniejszał dystans bardzo powoli.
Kochała prosto, bez gier i bez maski,
Widziała w nim przyszłość, nie tylko obrazki.
Szeptała światu, że znów czuje wszystko,
Patrzyła na niego - widziała ognisko.
Ciepło co może ogrzać jej ciało,
Lecz jemu ciągle, było za mało.
Bo on był jak cień, co z światłem się kryje,
Choć serce mu drżało, myślał że nie bije.
Bał się jej prawdy, bał się jej wiary,
Dawał jej chłód, wciąż tłumiąc pożary.
Nie mówił "kocham" choć miał to na ustach,
Grał obojętność, nie widział ich w lustrach.
Zamiast ją zatrzymać, odwracał się dumny,
Dodając kolejny gwóźdź do jej trumny.
A ona czekała od świtu do rana,
Aż go zobaczyć, nie będzie już sama.
Lecz nie spotkało się ich spojrzenie,
Zostało tylko samotne milczenie.
I dziś już jej nie ma, odeszła bez słowa,
Bo choć kochała, upadła jej głowa.
A on? Wciąż pamiętam, choć nie ma odwagi,
Przyznać, że dał jej zbyt mało uwagi.

Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania