Nieskromność
Jeśli chce się zwabić gołębia, wystarczy rzucić chleb.
Z zakochanymi nie jest tak prosto.
Przytargałem z miejskiego parku ławkę i ustawiłem ją w najpiękniejszym miejscu w okolicy, idealnie na wprost mojego okna. Po niedługim czasie zjawiła się pierwsza para. Ćwierkali do siebie niczym napalone wróbelki. Usiedli i zaczęli się obłapiać i cmokać, lecz długo to nie potrwało. Dziewczyna stwierdziła, że jej czegoś brakuje i odeszli ze spuszczonymi głowami.
Wiedziałem, co poszło nie tak. Niedaleko ławki rósł krzew rododendronu. Umieściłem za nim stary materac, a dookoła porozrzucałem trochę jemioły, po czym wróciłem do punktu obserwacyjnego.
Kolejna para zjawiła się tuż przed północą. Coś było z nimi nie w porządku. On przypominał wilka, a ona owcę, choć mogła to być wina wina, które wypiłem, a w zasadzie wyżłopałem chwilę wcześniej. Usiedli na ławce, chwilę pogadali, aż w końcu młody kochanek rozdziawił szeroko paszczę i pożarł niewiastę. Oczywiście mogło mi się to tylko wydawać, lecz gdy wstał był nienaturalnie gruby i nie miał nikogo u swego boku. Potem przyleciało stado sępów, lecz zaraz zawiedzione odfrunęły.
Nad ranem zjawiła się w końcu para, na którą długo czekałem. On napalony, ona niezaspokojona. Nawet nie zainteresowali się ławką, od razu rzucili się na pozostawiony w ukryciu materac. Gdy rozległy się pierwsze jęki i stęki, wyskoczyłem na zewnątrz i kocim krokiem zbliżyłem się w okolice wesoło podrygującego różanecznika. Jakież było moje zdziwienie, gdy odkryłem, że głosy istotnie słychać, ale kochanków nigdzie nie było. Jedynie powietrze kotłowało się jakoś szczególnie mocno w okolicy materaca.
Pokręciłem głową zawiedziony i wróciłem do domu. Z ciekawości zajrzałem do najnowszego numeru „Świerszczyka ogrodowego”, którego podkładałem pod głowę zamiast poduszki dla lepszych snów. Niestety tutaj także spotkał mnie zawód. Wszystkie nieskromne zdjęcia nagich dziewoi wyparowały. Pozostały tylko puste kartki i parę rozrzuconych gdzieniegdzie słów.
Obawiając się najgorszego, wytoczyłem najcięższe działa i zadzwoniłem po sąsiadkę, znaną jako Panna Tucidam. Przybyła i po tym jak uiściłem jej opłatę abonamentową, zaczęła powoli zrzucać z siebie ubrania. Gdy już miała ukazać strategiczne z punktu widzenia rozmnażania miejsca, zniknęła.
Ryk zawodu wydarł się z mojego gardła. Ściągnąłem spodnie i majtki i na widok własnego przyrodzenia także wyparowałem.
Komentarze (5)
Niezły motyw z wilkiem, owcą i winem. To było bardzo zabawne.
5, pozdrawiam ?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania