Nieślubny Łowca - Prolog
W powietrzu unosił się słodki zapach truskawek. W ogromnym pomieszczeniu nie było nic oprócz marmurowego tronu na podwyższeniu, znajdującego się na samym końcu, pod wielkimi oknami. Siedział na nim ciemnowłosy mężczyzna ubrany w królewskie szaty. Na palcach prawej dłoni miał trzy sygnety, a na głowie dumnie leżała złota korona.
Na sali rozległo się głośne pukanie. Następnie spore drzwi otworzyły się i weszła przez nie drobna dziewczyna, w czerwonej sukni i białym fartuchu. Jasno brązowe włosy spięte zostały w kok, a jasno zielone oczy na ułamek sekundy spotkały się ze stalowymi, zimnymi oczami mężczyzny, aby szybko spojrzeć na starannie wypolerowaną posadzkę. Za nią wszedł jasnowłosy młodzieniec w srebrnej zbroi i mieczem przy boku i hełmem w lewej ręce.
- Panie – przykląkł na lewe kolano, a głowę spuścił w dół. – Przyprowadziłem konkubinę, która dzisiaj rano przyszła do tej sali, tak jak prosiłeś. Nazywa się Danethe.
Król tylko podniósł rękę w przywołującym geście, a spłoszona dziewczyna niepewnie podeszła pod schody prowadzące do tronu i szybko padła na kolanie.
- Panie.
- Czy byłaś tutaj dzisiaj?
- Tak Panie.
- Podnieś głowę, chcę cię widzieć, jak do ciebie mówię. – Gdy to zrobiła, przeszył ją nieprzyjemny dreszcz. – Czy coś czujesz? Jakiś zapach?
- Tak Panie. – Kiwnęła delikatnie głową. – Czuję zapach truskawek.
- No właśnie. – Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. – Czy kiedykolwiek unosił się tutaj jakikolwiek zapach, w jakimkolwiek pomieszczeniu?
- N-nie Panie. – Zająknęła się, a jej oczy delikatnie się zaszkliły. – Przepraszam panie.
- Jaką karę powinnaś za to dostać? Rozważam tylko dwie opcje. – W tym momencie posłał jej spojrzenie, które gdyby mogło, zamieniałoby w kamień.
- Ja-ja rozumiem P-panie. – Jej głos zaczął drżeć, a łzy wypłynęły na policzki. – Przyj-jmę każdą karę.
Król przyglądał się dziewczynie, a szczególnie jej mimice. Wyglądała na roztrzęsioną i przerażoną. Jej usta się co chwilę otwierały i zamykały. Wiedział, że chciała coś powiedzieć i bardzo go irytowało, to że się jeszcze nie wysłowiła.
- Czy masz jakieś ostatnie życzenie, czy mam już ogłosić werdykt?
- P-panie, j-ja jeżeli m-mogę, t-to miał-łab-bym jedną proźb-bę. – Tym razem rozpłakała się całkowicie, łzy leciały jej strumieniami. – J-ja jestem w c-ciąży. C-czy m-mogę u-urodzić to dz-dzieck-ko? O-ono niczym n-nie za-awin-niło.
- Kiedy ma się urodzić?
- Naj-j później j-jutro.
- Dobrze, jednakże mam warunek. – Danethe spojrzała z nadzieją na króla. – Jeżeli to będzie chłopak, przeżyje. Jednakże jak okaże się, że to dziewczyna, każę ją wrzucić do pobliskiej rzeki.
- O-oczywiście Panie. – Oparła czoło o podłogę, płakała i uśmiechała się. – Dziękuję c-ci Panie.
Komentarze (1)
A tak ogólne to strasznie okrutny ten król. Coś czuję, że w późniejszym czasie ktoś będzie musiał mu trochę przemówić do rozsądku :)
Niezły tekst.
Pozdro
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania