Niespodzianka

Camil wyłączał sprzęt odpowiedzialny za muzykę. Specjalne urządzenie było dobrze schowane przed dziećmi w pomieszczeniu przypominającym nieco lokomotywę. Aby się do niej dostać, należało wejść po kilku schodkach. Sprzęt cały czas był pilnowany przez osobę odpowiedzialną za muzykę.

Camil objął wzrokiem oświetloną część cyrku. Był kierownikiem. Odpowiadał za porządek na całym jego terenie, dbał o bezpieczeństwo gości, rozwiązywał większość problemów. Czasem opiekował się dziećmi, na przykład gdy jakaś kobieta chciała pójść do łazienki, mogła zostawić mu na chwilę swoje pociechy. Camil lubił dzieci, zwłaszcza małe, choć bywały kłopotliwe. Wszyscy nazywali go prezesem, co niegdyś bardzo mu schlebiało. Obecnie nie było to dla niego szczególne wyróżnienie. Po prostu wykonywał swoje obowiązki, co zresztą sprawiało mu przyjemność.

Camil wyłączył sprzęt i dokładnie zamknął drzwi lokomotywy. Gdy schodził na ziemię, usłyszał coś dziwnego.

To brzmiało jak rozpaczliwy jęk. Prezes pomyślał, że to pewnie wiatr. Gdy jednak ponownie to usłyszał, lekko się zaniepokoił, choć wiedział, że to śmieszne. Pracował w cyrku od wielu lat, nie powinien bać się jakiegoś odgłosu, którego wcześniej nie słyszał. Był dorosły.

Gdy dochodził do wyjścia z cyrku, znowu usłyszał jęk. Teraz był dużo głośniejszy. Camil miał wrażenie, że ktoś robi sobie w niego żarty. To nie brzmiało jak jęk bólu czy cierpienia. Wręcz przeciwnie. Dźwięk dosłownie emanował rozkoszą. Zirytowany Camil poszedł w kierunku, z którego wydobywały się dziwne odgłosy. Stanął przy wielkich krzakach.

- To nie jest śmieszne - powiedział głośno, uważnie wpatrując się w zarośla. - Proszę stąd wyjść, bo nie ręczę za siebie!

Jęki się nasiliły. Zdenerwowany Camil podszedł jeszcze bliżej krzaków.

- Tracę cierpliwość! Proszę natychmiast stąd wyjść! Kto tam w ogóle jest?!

- Ja.

Prezes znieruchomiał. Dziwny głos był nad wyraz spokojny i opanowany. Camil go nie rozpoznawał.

- To znaczy? - spytał.

- No ja.

- Kto?

- Chcesz mnie poznać? To wejdź tu.

Camil poczerwieniał na twarzy. Wściekły jak pies wpadł w krzaki.

Dopiero po dłuższej chwili udało mu się wydostać z gęstych zarośli. Wszędzie miał gałązki i liście, w dodatku po włosach łaził mu pająk. Otrzepał się i spojrzał przed siebie.

Nie udało mu się wydostać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania