Poprzednie częściNiewidzialny klasztor
Pokaż listęUkryj listę

Niewidzialny klasztor - 2 - Historia szalonych mnichów

- Wiele, wiele lat temu - zaczął swoją opowieść Hubert - w miejscu miasta rósł wielki, tajemniczy las. Nikt, kto do niego wchodził, już stamtąd nie wracał. Żaden człowiek nie miał pojęcia, co się działo z tymi ludźmi, wszyscy bali się wyruszać na ich poszukiwania. Ekspedycje nigdy nie wracały z wypraw, nie było sensu wysyłać następnych.

Od lasu trzymano się zatem z daleka. Sporadycznie zdarzało się, że ktoś tam wchodził i ginął bez śladu. Nic nie można było poradzić na ludzką ciekawość.

Pewnego dnia do miasteczka - wtedy w pobliżu lasu było małe miasteczko - przyjechał naukowiec. Bardzo dużo słyszał o tym lesie i postanowił sprawdzić, co się działo z ludźmi, którzy z niego nie wracali. Nie wierzył w różne, straszne opowieści na ten temat i za cel postawił sobie udowodnić, że nawet to dziwne zjawisko można logicznie wyjaśnić.

Solidnie się przygotował i pewnego dnia po prostu wszedł do lasu. Mimo, że ludzie do końca mu to odradzali. Całe miasteczko się zebrało, a on na ich oczach wszedł do ,,klatki śmierci", jak wszyscy nazywali las.

Szedł i szedł, skrupulatnie notując sobie drogę. Pisał również o roślinach, które widział, o zwierzętach, które spotykał. Pisał właściwie o wszystkim. Robił też zdjęcia. Maszerował, wcale nie czując zagrożenia. Następnego dnia robił to samo. I następnego. Trzeciego dnia wreszcie znalazł się w samym sercu lasu, gdzie zobaczył klasztor.

Była to ogromna, zwykła budowla, przypominająca zamek ze średniowiecza. Ściany klasztoru były szare, podobnie dach. We wszystkich oknach były kraty, przez co budynek wyglądał jak więzienie. Zresztą, to było swego rodzaju więzienie. A tak przynajmniej myślał naukowiec.

- Zaraz! - przerwał profesor - Skąd ty to wszystko wiesz? Ciebie tam nie było.

- Naukowiec każdą część swojej podróży po lesie dokładnie spisywał. Czytałem.

- Ah tak. Wybacz, możesz dalej

- A więc naukowiec, bez żadnego zastanowienia, wszedł do klasztoru. W środku było bardzo ciemno, zimno i mokro. Znaczy wilgotno, wiesz. Nic tam nie było oprócz kolumn, obrazów i rzeźb, chociaż potem naukowiec znalazł też parę innych rzeczy, na przykład stołów. No więc nasz intelektualista zaczął się dokładniej przyglądać znaleziskom. I doznał szoku.

Obrazy wiszące w klasztorze przedstawiały rzeczy nie mające nic wspólnego z religią. Na jednym z nich widniała dziwna postać, wyglądem łudząco przypominająca diabła. Tylko była bardziej... obłąkana. Podobnie było z resztą obrazów. Niektóre przedstawiały coś w rodzaju szalonych wampirów i tak dalej. Naukowiec był w szoku.

Po pewnym czasie zobaczył starą, odrapaną kolumnę, na której wyryte były słowa: ,,Nie idź tam, to pułapka". Naukowiec mimo to poszedł dalej. Na kolejnych kolumnach były następne napisy, takie, jak śmierć, więzienie, dalej jest koniec i tak dalej. Naukowiec mimo ostrzeżeń szedł przed siebie.

W końcu dotarł do ogromnego, kwadratowego dziedzińca. To, co tam zobaczył, było straszne.

Z sufitu zwisał mnich. Był biały jak kreda, dosłownie. Widok był zbyt drastyczny, nie będę ci opisywał szczegółów. W każdym razie wisiał tam już kilka tygodni, a może nawet miesięcy.

Naukowiec ominął go i nie było już odwrotu. Wszedł w sam środek pułapki.

Nagle, zupełnie znikąd, zaczęli wychodzić mnisi. Większość była prawie łysa. Mieli na sobie te workowate, brązowe ubrania, przepasane białym sznurem. No i nie mieli nic na stopach.

Wyglądali jak pacjenci szpitala psychiatrycznego. Którzy jakimś cudem wydostali się z zakładu zamkniętego. Naukowca po raz pierwszy ogarnął prawdziwy, paniczny strach. Ci mnisi byli obłąkani.

Zaczęli mówić. Dużo i nieskładnie. Ale naukowiec dużo dowiedział się o klasztorze. Przed laty zamknięto tam mnicha, który popadał w obłęd z powodu miłości do pewnej zakonnicy. Ona też go pokochała. Ale ta miłość była zakazana. Oni dobrze o tym wiedzieli. W końcu ich rozdzielono. Zrozpaczona zakonnica popełniła samobójstwo. Mnich oszalał. Trafił do odosobnionego klasztoru, gdzie popadł w kompletny obłęd.

Jego przyjaciele, też mnisi, postanowili go odwiedzić. Było to możliwe, ale ich przełożony zabronił im tam chodzić. W efekcie wszystkich, proszę ciebie, 20 mnichów, zamknięto. I wszyscy oszaleli.

Stworzyli swoją taką armię. Gdy ktoś wchodził do klasztoru, mnisi natychmiast go atakowali, więzili, torturowali, aż w końcu i on popadał w obłęd. I dlatego nikt nie wracał z lasu. Kilku mnichów chodziło po nim, dzięki czemu zgarniali też tych, którzy nie trafili do klasztoru.

I tak to działało. W szpony szalonych mnichów trafił też naukowiec.

Uwięziono go. Torturowali na jego oczach innych więźniów. Sami się katowali. Przerażony naukowiec w końcu jakoś, w środku nocy, uciekł z więziennej komnaty i zaczął szukać wyjścia z klasztoru. Znalazł tunel. Obskurny, odrapany, po podłodze biegały szczury, ściany były brudne, wilgotne, porośnięte mchem. Wyglądało to jak scena z horroru.

Na końcu tunelu naukowiec znalazł wyjście z klasztoru. Prowadziło do ogromnego ogrodu mnichów. Rosły w nim niemal same trujące, niebezpieczne rośliny. Naukowiec przebiegł przez zaniedbamy ogródek i wyszedł poza teren klasztoru.

Biegł przed siebie bez przerwy przez prawie cały dzień. Nie miał przy sobie nic do jedzenia. Przespał się, a potem biegł przez cały następny dzień. Był wyczerpany, ale sił dodawało mu przerażenie.

Wreszcie wybiegł z lasu. Był pierwszym w historii człowiekiem, który stamtąd wyszedł. Wykończonego naukowca przyjął do siebie sam burmistrz miasteczka. Zaopiekował się nim.

Gdy naukowiec doszedł do siebie, zaczął opowiadać oniemiałym mieszkańcom miasteczka historię klasztoru. Na szczęście miał przy sobie prawie wszystkie notatki i aparat ze zdjęciami. Sam nie wiedział, jak to się stało, że nic nie zostało zniszczone.

Z jego notatek i zdjęć powstało wiele książek. Naukowiec stał się też sławnym na całym świecie pisarzem. Był nazywany podróżnikiem, a nawet bohaterem.

Klasztor w samym środku lasu w końcu się zniszczył. Mnisi się pozabijali. Koszmar się skończył. Las stał się bezpiecznym miejscem.

Setki lat później, na miejscu lasu, wybudowano wielkie miasto. To, w którym obecnie mieszkamy.

- Zaraz! - przerwał profesor - Czy ty chcesz mi powiedzieć, że właśnie idziemy przez korytarz klasztoru obłąkanych mnichów?

- Nie! - roześmiał się Hubert - Oczywiście, że nie. Ten klasztor to takie, że tak powiem, wygospodarowane podziemia instytutu. To się nazywa klasztor, na pamiątkę tej historii. Tu nie ma żadnych mnichów. Zresztą, sam profesor zobaczy.

- Już nie mogę się doczekać - uśmiechnął się Andriut.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania