Nieznajoma z Facebook-a

– Cześć, przysłałeś mi, a raczej… Przysłał mi Pan zaproszenie do grona znajomych, czy my się znamy?

– Czy się znamy…?

Był czas, gdy niezniszczalne światy kończyły się w czasie jednego mrugnięcia oka. Nie myślę o wojnach jądrowych i całkowitych zagładach życia na planetach takich jak Ziemia. Chodzi mi o nieco mniejszą skalę zniszczeń, taką w rodzaju uderzenia meteoru sześćdziesiąt sześć milionów lat temu, które zabiło dinozaury. Kiedy dochodzi do kataklizmu, po którym wymierają naczelne gatunki, lub w skali człowieka, coś (ktoś) co było „na zawsze”, jak skała, nagle się rozlatuje, znika, odchodzi, przemija… Wtedy wszystko na czym opierały się dotychczasowe wartości musi zostać przedefiniowanie, zrewaluowane… Po ciężkich kataklizmach, życie, jego resztki, którym udało się przetrwać apokalipsę w maleńkich norach, najpierw na nowo raczkuje, narażone na zupełne unicestwienie, w końcu jednak krzepnie i uczy się chodzić wśród zgliszczy rozbitej bańki mydlanej, rozszarpanego na strzępy, „niezniszczalnego świata”. Ktoś zapyta: „O czym ty bredzisz?”. I gdybym chciał to wytłumaczyć musiałbym podać jakiś przykład. Jednym z pierwszych jaki mi się nasuwa jest obraz dziecka, któremu matka odbiera lizaka i pomimo płaczu, każe umyć zęby i kładzie spać. Świat z lizakiem się kończy i chociaż ta mała „tragedia” wydaje się z punktu dziecka końcem świata, tak naprawdę jest nauką, że lizaki trzeba zjadać szybko, zanim mama zabierze. Oczywiście każdy może wyciągnąć inne, niewłaściwe wnioski :)

Później to dziecko, niech ma na imię…Bolek? Tak, Bolek. A wiec, Bolek rośnie. Pewnego dnia, kiedy już wie, że strata lizaka, choć bardzo niemiła, nie musi być końcem świata, umiera mu dziadek. Kolejny zmierzch. Nie będzie noszenia na rękach, wyjazdów do wesołego miasteczka, na działkę, oraz nie zostanie zbudowana, obiecana huśtawka. Te drzwi się zamknęły.

Mija trochę czasu i trauma po utracie dziadka już nie boli tak bardzo, więc Bolek, ma już sześć, wymyka się mamie i dziarsko wkracza na jezdnię, prosto pod nadjeżdżający motocykl… Budzi się w szpitalu.

Mijają kolejne dwa lata i znowu ma pecha, nie schodzi na czas z drogi pijanemu ojcu, który niczym wściekły grizzly, wraca po wypłacie do domu. Pobudka w szpitalu.

Choroba nerek i szpital… Ojciec…Szpital… Szpital…Szpital…

Tak mija trochę czasu…

 

Chociaż matce nie podobał się pomysł na wyjście syna, który dopiero co opuścił szpital, w końcu uległa jego usilnym prośbom. Chłopiec poszedł na spotkanie przyjaciela. Wiedział, że jeśli nie będzie Karola w domu, musiał być w „bazie”. Bazą młodych były porzucone kręgi kanalizacyjne, obok których znajdowała się usypana góra, przeznaczona na przyszłą podsypkę. Wszystko zostało przygotowane do skanalizowania okolicy i albo zarządzający zmienili zdanie, albo zwyczajnie zapomniano o pozostawionych od kilku lat materiałach.

– Skąd masz śliwę? – Bolek z dalek widział, bawiącego się w ich tajnym miejscu, Karola i od razu zauważył, że z twarzą kolegi jest coś nie tak.

– Wypuścili cię, a nie miałeś byczyć się jeszcze tydzień?

– Lekarze się zgodzili. Niedługo wakacje, muszę napisać parę klasówek i dyktand. Nauczycielka powiedziała mamie, że inaczej będę siedział.

– Aaaa. – Karol grzebał patykiem w porzuconej pryzmie żwiru.

– Oko?

– Barany. Musiałem bronić bazy. – Chłopcy chodzili do drugiej „A”, „wrogów” z drugiej „B” nazywali „baranami”. – Gdybyś się nie wylegiwał w szpitalu, to by mnie nie zaskoczyli.

– Sam ich pokonałeś?

– Przecież ciebie nie było.

– No tak… Czego szukasz?

– Wczoraj była burza. – Młodzi wierzyli, że jeśli błyskawica uderzy w górę piasku, zostanie tam uwięziona i zmieniona w szkliste o bursztynowym kolorze, owale.

– Szukasz piorunów?

– Dwa znalazłem. – Karol wskazał dwa podłużne, przypominające pociski karabinowe, kryształy.

– Ale git! Dasz mi jeden?

– Wybierz sobie.

Młodzi siedli na rozgrzanym piachu i bez zbędnych słów podziwiali pod słońce swoje krzemienne klejnoty.

– Myślisz, że one mają moc?

– Na pewno.

– Myślisz, że uda nam się ją przejąć?

– No jacha. – Karol był pewny swego. – Tylko musimy to rozgryźć jak w „Załodze G” (ulubiona kreskówka).

– Gdzie zrobimy laboratorium?

– Nie wiem, u ojca w garażu już nie możemy, bo jak ostatnio omal mu go nie spaliliśmy, to powiedział, że mi nogi z dupy powyrywa, jak wpadniemy na jakiś nowy, głupi pomysł.

– Zlał cię?

– Nie, ale się darł. A twój?

– Co, mój?

– Przez niego byłeś w szpitalu?

– Nie.

– Nie?! – Karol nie dowierzał.

– Już mnie nie bije.

– Nie?

– Mama mnie broni.

– Ją teraz leje?

– No.

Siedzieli, chwilę w milczeniu i dalej badali swoje kryształy.

– Myślisz, że taki piorun, jak posiądziemy jego moc, pomoże pokonać dużego człowieka?

– Na pewno… – Karol spojrzał na kolegę. – Takiego jak twój stary?

– Tak.

– Nie będzie miał szans.

– A Tola? – Anatola Jastrzębska, była koleżanką z klasy i niespełnioną miłością obydwu chłopców. – Kto z nią teraz siedzi w ławce?

– Lilka, a co?

– Myślisz, że będę znowu musiał z nią siedzieć?

– Na pewno. Tolka jest kujonką a my głąbami. Ja dalej na polskim muszę z Beatą siedzieć.

Wychowawczyni dwójki przyjaciół, pani Wiesława doszła do wniosku, że pozostawienie chłopców razem w jednej ławce nie jest dobrym pomysłem. Koledzy siedząc razem zajmowali się wszystkim innym, tylko nie nauką. Doświadczona nauczycielka postanowiła ich rozdzielić i posadzić z najlepszymi uczennicami.

– Beata dalej cię trzaska w łeb zeszytem – zezwolenie wychowawczyni – jak robisz byki?

– No, ale nie mocno.

– Tola, też nie bije mocno.

– Myślisz, że zdasz? – Karol próbował zmienić temat.

– Oddasz mi ją?

– Chcesz drugą błyskawicę?

– Nie, Tolę.

Młodzi po wielu kłótniach i bójkach o koleżankę z klasy, w końcu ustalili, że będzie ich wspólną narzeczoną. Oczywiście Anatola nie miała pojęcia o uczuciach przyjaciół, a ci nie zamierzali jej uświadamiać o swoim pakcie.

– Chcesz Tolkę tylko dla siebie?

– Tak.

– Na zawsze?

– Tak.

– Ale dlaczego? Przecież mieliśmy umowę?

– Bo… bo…

– No?!

– Bo… Ja się z nią ożenię!

– Czyś ty zgłupiał?! Żonie trzeba dawać kwiaty na dzień kobiet!

– No to dam.

– Ale wy nigdy nie macie kasy, twój stary wszystko przepija, to jak kupisz?!

– Ja… ja…

– No właśnie jak nie wiesz…

– Ukradnę dla niej kwiaty z ogródka! – wypalił w końcu Bolek.

– Ale jak się jest mężem to trzeba pić piwo i się całować, nie pomyślałeś o tym? A przecież chłopaki się nie całują! Łeee! A ty też nie lubisz piwa, głąbie!

– Będę wlewał oranżadę do butelki po piwie i…

– I?!

– I… Skąd wiesz, że ona będzie chciała się całować? A może nie?! – Niepewność w głosie chłopca nie pozostawiała złudzeń, że dziesięciolatek sam nie wierzy we własne słowa.

– No nie wiem – Karol głośno się zastanawiał – przecież my już mamy umowę, taką na zawsze.

– No weź Lolek, nie bądź taki.

– Hmm, no dobra, ale musisz mi coś za to dać.

– Co chcesz?

– Pięć gum balonówek.

– Ale ja przecież nie mam! – z desperacją w głosie, niemal zawył Bolek.

– Hm, to zrobimy tak, zostawię ci Tolkę, a ty mi oddasz gumy z gwiazdkowej paczki.

– Ale to przecież dopiero w grudniu?

– Musimy sobie ufać, przecież jesteśmy przyjaciółmi. Zaczekam.

– Dobra, ale trzy!

– Zgoda. – Karol napluł w dłoń i wyciągnął w kierunku przyjaciela, aby dobić targu.

Po sfinalizowaniu transakcji obydwaj młodzieńcy, przez jakiś czas ponownie przyglądali się swoim piorunom.

– Ona jest najładniejsza z klasy.

– Co? – Lolek nie wiedział o czym mówi przyjaciel.

– Tola, ona jest najładniejsza w klasie.

– No.

– I w szkole.

– No.

– I na świecie.

– Hm, – tym razem Karol musiał się zastanowić, zanim przyznał ponownie rację – no, jest.

– To skąd wiadomo, że będzie mnie chciała, jak jest najładniejsza na świecie i do tego jeszcze jest też najmądrzejszą kujonką?

– No i co? Nie kapuję o co ci chodzi?

– Nie kapujesz? Ja jestem tylko głąbem.

– O kurde… to fakt.

Zapanowało głuche milczenie i pomimo ciepłych promieni słońca, zrobiło się nieprzyjemnie zimno.

– Już wiem! – wykrzyczał w końcu uradowany Karolek – Przecież, jak już posiądziemy moc piorunów, wtedy Tolka będzie musiała się z tobą ożenić…

Na drugi dzień, gdy chłopcy poszli do szkoły, Bolek ponownie został „zmuszony” przez nauczycielkę, aby usiadł z Anatolą. Następnie wychowawczyni zakomunikowała wszystkim radosną nowinę, a mianowicie, że w mieście kończono budowę nowej szkoły i część uczniów, w ramach rejonizacji, nowy rok szkolny rozpocznie w „podstawówce” nr 5. W wyczytanych nazwiskach padło jedno, które złamało serce Bolka…

 

– Panie Bolesławie, jeśli Pan nie odpisze, – ocknąłem się po kolejnym kliknięciu powiadomienia masanger – uznam, że się nie znamy i Pana zablokuję.

– Przepraszam…

Czy miałem napisać, że kupiłem ją czterdzieści lat temu od przyjaciele za trzy balonówki, i że chciałem kraść dla niej kwiaty, i pić oranżadę z butelki po piwie, oszukując, że jestem prawdziwym mężczyzną, i jeszcze, że nigdy nie udało mi się posiąść mocy pioruna? I właściwie to, że jest moją niedoszłą żoną?

– Faktycznie się pomyliłem. – Niech blokuje, przecież znajomość sprzed czterdziestu lat jest więcej niż przeterminowana. – Przepraszam głupia pomyłka.

Minęła godzina, druga, trzecia, aż w końcu masanger kliknął ponownie.

– Bolesław? Jesteś ten Bolek z drugiej „A”, Kolega Karolka? Kiedyś…

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (16)

  • Kavita rok temu
    Przyjemne opowiadanie. Rozczulił mnie fragment jak przehandlowali dziewczynę za gumy, było to takie dziecięco-naiwne. Te pierwsze miłostki mają swój urok po latach, ciekawa jestem co by wydarzyło się dalej... Miłego wieczoru :)
  • Pierwsze miłości najbardziej burzą krew w żyłach i czasem popychają młode osoby do naprawdę nieobliczalnego zachowania.
    Bardzo dziękuję za zerknięcie i tak pozytywny odbiór.
    A co by było dalej…? Przecież to tylko takie sobie opowiadanie, chociaż faktycznie, to pytanie samo się nasuwa.
    Pozdrawiam serdecznie :)
  • MartynaM rok temu
    Maurycy, jak fajnie że jesteś... i tekst taki rozczulający na maksa.
    Z przyjemnością zostawiam 5

    Popraw tylko literówki. kraść i coś jeszcze obok mi mignęło.
    Pozdrawiam.
  • MartynaM mi też jest miło. Tamtą literówkę co wyłapałaś poprawiłem, jak ktoś jeszcze coś wskaże, albo sam na coś trafię to jeszcze poprawię. Jak widać jestem jak ten głąb z opowiadania, zawsze jakieś byki :)
    Dzięki za fajny komentarz i pozdrawiam również!!!
  • Pasja rok temu
    Jak miło cię widzieć Maurycy!
    Już na samym początku zostajemy zabrani od mamy i czasem na zawsze. A straty wpisane są w nasze życie i zawsze będą pustką po... Dostajemy codziennie garść informacji jak mamy żyć, co jeść i jak być. Takie lizaki są świetnym porównaniem do walki o przetrwanie. Trzeba szybko jeść życie, żeby ci nikt nie odebrał. Bolek jest tutaj przykładem zagubienia się w sobie. Może jest pechowcem, a może nie potrafi się odnaleźć w świecie innym od jego. Miejsce urodzenia pewnie ma duże znaczenie dla człowieka i rodzina. Godził się na swój los i nie wymagał zbyt wiele, to co dał mu, to odebrał. Marzył i czekał? Dokończenie tej historii ma wiele twarzy i wiele rozwiązań - czy skorzysta?

    Pozdrawiam serdecznie
  • Witaj Pasjo
    Mnie też miło widzieć Cię tutaj!
    Jak zwykle z wielką wprawą rozebrałaś mój tekst na części i odkryłaś karty, których sądziłem nikt nie dostrzeże.
    Czy Bolek skorzysta? To pytanie zawisło w powietrzu. Ja porównuję czasem ludzi do konstelacji, które czasem się o siebie ocierają, a czasem nawet przenikają i mieszają tworząc jedną większą. Jednak wiedząc, że wszechświat się ciągle rozszerza, konstelacje, które już się minęły wciąż się od siebie oddalają i czasem cudem jest, aby jedna mogła dostrzec gdzieś na niebie światła tej drugiej. Moim zdaniem, bo to przecież tylko opowiadanie i każdy może dopowiedzieć zakończenie jakie chce, moim zdaniem Bolek już skorzystał, zobaczył światła z dzieciństwa o których nie mógł zapomnieć.
    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz :)
  • 00.00 rok temu
    Wyrwany jakby żywcem ze wspomnień.
    I takie odświeżenie po tylu latach, mały wehikuł czasu. Ja uznam, że na podstawie prawdziwych wydarzeń, bo nie może być inaczej - świetne!
  • „Ja uznam, że na podstawie prawdziwych wydarzeń, bo nie może być inaczej…” No, no detektyw w akcji :) Nie wiem jak wydedukowałaś, ja nie potwierdzę i nie zaprzeczę.
    Bardzo dziękuję za komentarz!
    Kłaniam się :)
  • 00.00 rok temu
    Maurycy Czytam właśnie takie autentyczne wspomnienia, też dzieci i z podobnego okresu czasu i tak sobie podpięłam. :)
    Wiadomo, że może to być fikcja literacka, nie miej jednak kunszt przekazu jest silny i wiarygodny, a przecież o to głównie chodzi, żeby żyło!
    I jak już jestem poraz drugi, to się upominam wiesz o co, kiedy będzie coś z dalszych części?
  • 00.00 ale ja nie powiedziałem, że nie masz racji w swoich dociekaniach… Także ten
    A tamto, no coś będzie:)
  • Tjeri rok temu
    Zastanawiam się dlaczego smutno po tej miniaturze. Czy to naprawdę smutny utwór? Czy finał nie powinien jednak zostawić czytelnika z ciepłymi myślami?
    Udało Ci się sporo tu zawrzeć. Kształtowanie, ewolucję, dopasowywanie, oswajanie z bólem i stratą, pamięć — która wie kiedy coś zamglić, a kiedy odtworzyć i rozbłysnąć.
    Dlaczego przeważa smutek, naprawdę nie wiem. Może chodzi o tą nieuchronność czasu? O świadomość, że wszystko przeminie — i dobro i złe chwile i my.
    A może to mój nastrój po prostu. Jeszcze pomyślę.

    Z innej beczki — podoba mi się jak oddałeś psychikę dzieci, ich sposób patrzenia na świat, wartości, to jak rozmawiają. Jak przyjmują za oczywisty i naturalny otaczający ich świat, który na jakiś czas będzie wyznaczał im normy, a ślady zostawi pewnie do końca życia.

    Tekst niewątpliwie na mnie zadziałał.
  • Hej Tjeri :)
    Coś jest na rzeczy w tym co napisałaś w komentarzu… „Spotkali” się praktycznie już po najlepszych latach, ona ma swoje życie, on swoje.Oboje na pewno przeżyli dobre i gorsze chwile tyle, że osobno. Na pewno nie rzucą się sobie w ramiona i nie polecą przed ołtarz, czy gdzie tam indziej. Cud, że Tola jakoś Bolka zapamiętała, ja gdybym miał wymienić osoby z pierwszych lat podstawówki najwyżej kilka by mi się udało. Ten fragment Twojego komentarza jest kluczem do wszystkich odpowiedzi: „ pamięć — która wie kiedy coś zamglić, a kiedy odtworzyć i rozbłysnąć…”

    Bardzo mi miło, że zajrzałaś i podzieliłaś się przemyśleniami.
  • Margerita rok temu
    Witam tajny tekst
  • Tak Marg, jest bardzo tajny ?

    Dzięki za przeczytanie i komentarz:)
  • Atylda rok temu
    Bardzo mi się podoba. Opowieść pisana z perspektywy dziecka ma swój urok :))
  • Atylda jak ktoś wsłucha się w rozmowy młodych, to ma materiału na kilka opowiadań. No chyba, że zachowali się własne wspomnienia, to nie trzeba podsłuchiwać:)
    Dzięki za zerknięcie i komentarz!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania