Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Niezrównoważony morderca
Miałem znowu wizję. Otoczyły mnie hordy mrocznego Szatana. Demony z najstraszniejszych koszmarów. Jednak to nie był zły sen. Nie rozróżniałem świata realnego od omamów. Upadłe anioły stały się częścią objawów mojej choroby. Widziałem w halucynacjach martwych ludzi i musiałem zabić członków rodziny. Byłem jak w transie. Wszystko działo się tak szybko.
Pamiętam moment, gdy złapałem za nóż kuchenny. Pierwsza dostała cios w podbrzusze matka, ponieważ właśnie zobaczyła mnie w pomieszczeniu. Nie zdążyła krzyknąć. Kolejny cios trafił w klatkę piersiową. Następnie trzeci, czwarty i znowu kilka następnych. Umierająca matka widziała w moich oczach zło i mrok. Zachowywałem się jakby opętały mnie wspomniane diabły.
Słyszałem głosy w głowie każące mi zabijać dalej członków rodziny. Tak naprawdę to nie były autentyczne głosy, ale ja wszystko odczuwałem jakby było to w realu. Za dużo tabletek, alkoholu i następny tydzień bez psychotropów. Na dodatek mocne narkotyki. Taki mix sprawił, że kompletnie „odjechałem” od rzeczywistości.
Znowu widziałem demony, które musiały zginąć. Jednak trucizna sprawiła, że członkowie rodziny przypominały potwory. Jako drugą ofiarę wybrałem zapracowanego ojca, który spał po męczącej pracy w łóżku. Tata nie czuł nic, gdy ostrze noża utknęło w oku i przebiło ofierze mózg przez oczodół. Teraz głosy kazały zabić mi niewinną babcię. Jej śmierć była drastyczna, bo drastyczna jest rana zadana nożem, którym poderżnąłem starszej kobiecie gardło.
Krew z rany pobudziła myśli zdominowane przez narkotyki i psychozę. Purpurowa posoka przypominała lawę wypływającą z wulkanu. Poczułem żar. Co czuje zwyrodnialec mordujący osobę, którą kocha? Nie wiem, bo nie kochałem mojej rodziny. Byli dla mnie jak śmieci, bo nie odwiedzali mnie w szpitalu psychiatrycznym. Traktowali mnie jak trędowatego. Postanowiłem nie brać psychotropów i narkotyzować się.
Nie mogłem powstrzymać omamów. Natrętne halucynacje sprawiły, że postanowiłem uśmiercić całą rodzinę, którą bardzo gardziłem. Następnie zadźgałem dziadka zadając mu kilkanaście ran kłutych twarzy, ramion, klatki piersiowej i brzucha. Znowu zrobiło mi się ciepło. Było mi przyjemnie. Podobnie odczułem przyjemność, gdy postanowiłem zabić siostrę. Była najmłodsza z rodziny, ale miałem to w dupie. Zatkałem jej nos i usta poduszką i zacząłem wbijać nóż w poduszkę. Po kilku ciosach ciężko ranna siostra przestała się poruszać w agonii. Zginęła w męczarniach.
Po dokonanej zbrodni na rodzinie uciekłem z domu. Obecnie zmieniłem wygląd i ukrywam się przed policją. Podrobiłem dokument tożsamości i dalej ćpam. Znowu słyszę głosy i nadużywam wódki oraz skrętów. Dalej widzę demony i diabły samego Lucyfera. Każą mi mordować innych ludzi. Wiem, że jestem chory, ale schizofrenia paranoidalna jest nieuleczalna. Do końca życia będę chory, ale nie mam zamiaru leczyć się.
Psychoza podoba mi się. Czuję się wolny i mam misję. Polega na tym, że muszę oczyścić miasto z demonicznych gnid. Jest to wszystko silniejsze ode mnie. Nikt mnie nie powstrzyma przed mordowaniem ludzi. Zabicie rodziny to początek mojej misji. Nie dam się aresztować ani zamknąć w szpitalu dla czubków.
Będę walczył do końca, dopóki nie oczyszczę świata od demonów i diabłów. Wolę zginąć, niż się poddać. Tym razem nie będę zabijał nożem. Kupiłem pistolet, strzelbę oraz karabin maszynowy. Mam też materiały wybuchowe domowej roboty. Moim celem będą „demony” w dyskotece.
Trzeba ich zabić. Zabić ich wszystkich…
Komentarze (2)
Czy na faktach?
Dałem pięć, te "demony" w dyskotece...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania