Poprzednie częściNigdy nie będziesz nikim - Wstęp

Nigdy nie będziesz nikim - Rozdział 1 - Coraz lepiej

"Ja chcę, ja muszę znów siebie zaakceptować, muszę udowodnić sobie, że jestem w stanie sama podejmować decyzje, które mnie dotyczą. Nie pozwolę, by mnie popychano w kierunku, którego nie wybrałam."

- Paulo Coelho, "Weronika postanawia umrzeć"

 

 

Wyglądałam naprawdę dobrze. Nigdy nie brakowało mi pewności siebie i potrafiłam obiektywnie ocenić sytuację. Miałam na sobie małą czarną oraz biały płaszcz, który okrywał moje ramiona, natomiast na stopach dyskretne koturny, które wcale nie wyglądały na wyzywające. Weszłam do jednego z moich ulubionych, nowojorskich klubów i podeszłam do baru.

- Ric, to co zawsze - odparłam do wytatuowanego barmana. Znał na pamięć, że zawsze brałam Desperadosa. Był zapatrzony we mnie już od dłuższego czasu. Nie cierpiał Jasona z wiadomych powodów. Ja natomiast nic w nim nie widziałam. Facet, co prawda dobrze zbudowany, ale trochę niski, tak samo jak jego wykształcenie - równie niskie jak on. Nie leciałam co prawda na kasę, bo odziedziczyłam niezły spadek po rodzicach, ale raziła mnie ta jego prostota. Zawsze wlepiał wzrok w przypadkowe panienki, próbując je uwieść. Ugh, cóż za brzydka maniera.

- Gdzie masz Jasona? Może chcesz mi powiedzieć, że znudził Ci się po tych całych czterech latach? - zapytał mnie Alaric, bo tak właśnie brzmiało jego pełne imię. Na samą myśl o zaistniałej sytuacji, przełknęłam głośno ślinę.

- Nie interesuje mnie on - warknęłam, zabierając kufel i ruszyłam od baru w stronę stolika, rzucając mu tylko groźne spojrzenie. Mój humor w jednej chwili upadł. Kochałam Jasona jako jedynego faceta w moim życiu, w sumie można powiedzieć, że nawet nadal go kocham. Razem z nim studiowałam aktorstwo i przez to się w sobie zadurzyliśmy. Czasem mam wrażenie jakby to był kiepsko zakończony film. Ale cóż, teraz nie miałam się tym przejmować. Zdjęłam biały płaszcz i położyłam go na kanapie, otaczającej stolik, po czym usiadłam. Zdążyłam popić zaledwie kilka łyków piwa, a już poszedł do mnie jakiś nieznajomy mężczyzna.

- Zatańczysz? - zapytał wystawiając swoją dłoń w moim kierunku i uśmiechając się lekko. Zerknęłam na niego od niechcenia, po czym przytaknęłam i ruszyłam na parkiet. Po chwili rozluźniłam się i po paru tańcach już nie myślałam o Jasonie. Muzyka pozwalała mi na odlot, a na dodatek mój obecny partner od tańca, nie narzucał się zbytnio, co mi pasowało. Po kilku piosenkach wróciłam do stolika razem z nowo poznanym mężczyzną. Rozejrzałam się za płaszczem, który nagle znikł z kanapy. Nie zdążyłam się dokładnie rozejrzeć, a w wyjściowych drzwiach ujrzałam pospiesznie wychodzącą kobietę w moim wdzianku. Śnieżnobiały kolor i czarne guziki były bardzo charakterystyczne. Wstałam na równe nogi i pobiegłam za nią. W oddali dostrzegłam ją i to co zobaczyłam, wstrząsnęło mną w jednej chwili...

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • mariolka 02.10.2014
    http://i1.kwejk.pl/k/obrazki/2011/11/4fc3e10e1ba29a55359b5da63c2dfbc5.png
    głębia cytatów coehlo jest taka jak na tym obrazku, oczywista oczywistość ubrana w ładne słówka, jeśli chciałeś go naśladować to nawet to ci nie wyszło
    ja tu widzę tylko jakiś niezrozumiały bełkot, rozmyślania dziwacznego człowieczka
  • NataliaO 02.10.2014
    4 dobre opowiadanie , nie którzy po prostu nie wiedzą jak czytać

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania