Nikt tak pięknie nie mówił...
Jakaś część wody,
tysięczna naskórka być może,
właśnie spotkała plastik.
I w fontannie samej siebie,
rozbryzguje się na wszystkie strony.
Nigdy już nie wróci.
Pod światło lampionu wygląda to niemal
jak dym, jak mgiełka.
Jestem posągiem.
A może to niebo jest już tak nisko,
że gubi chmury.
Te z najniższych partii poszły na wagary,
żebym mógł dać ci dziś słońce.
I zimno mu teraz, bo zgubiło kołdrę,
więc do nas należy podgrzanie go w garnku,
przypalenie aż zmieni się w ciało stałe.
To ja nim jestem.
Zaprzeczasz, choć przecież wciąż masz
wilgotne włosy.
Jakbyś dopiero co wyszła z kąpieli,
a skóra wciąż jeszcze była ciepła i barwiła się
na każdy możliwy odcień brązu.
Owijasz się w ręcznik i przysiadasz na skraju łóżka.
Dotykasz poduszki za sobą, bez patrzenia.
Oddajesz ciepło, choć wcale cię o to nie proszę.
A mnie nie ma.
Jestem posągiem.
Bryłą złożoną z równych i trwałych linii,
widzianych od frontu jak prostopadłościan
narysowany na kartce.
Z cyklu: Karma.
Obym nigdy nie czuł potrzeby, żeby przestać pisać o tobie.
Wciąż Wrzesień.
Tytuł zapożyczony od Pidżamy Porno.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania