Nikt tak pięknie nie mówił...

Jakaś część wody,

tysięczna naskórka być może,

właśnie spotkała plastik.

I w fontannie samej siebie,

rozbryzguje się na wszystkie strony.

Nigdy już nie wróci.

Pod światło lampionu wygląda to niemal

jak dym, jak mgiełka.

 

Jestem posągiem.

 

A może to niebo jest już tak nisko,

że gubi chmury.

Te z najniższych partii poszły na wagary,

żebym mógł dać ci dziś słońce.

I zimno mu teraz, bo zgubiło kołdrę,

więc do nas należy podgrzanie go w garnku,

przypalenie aż zmieni się w ciało stałe.

 

To ja nim jestem.

 

Zaprzeczasz, choć przecież wciąż masz

wilgotne włosy.

Jakbyś dopiero co wyszła z kąpieli,

a skóra wciąż jeszcze była ciepła i barwiła się

na każdy możliwy odcień brązu.

Owijasz się w ręcznik i przysiadasz na skraju łóżka.

Dotykasz poduszki za sobą, bez patrzenia.

Oddajesz ciepło, choć wcale cię o to nie proszę.

 

A mnie nie ma.

Jestem posągiem.

 

Bryłą złożoną z równych i trwałych linii,

widzianych od frontu jak prostopadłościan

narysowany na kartce.

 

Z cyklu: Karma.

Obym nigdy nie czuł potrzeby, żeby przestać pisać o tobie.

 

Wciąż Wrzesień.

Tytuł zapożyczony od Pidżamy Porno.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania