Poprzednie częściNiosący światło- Rozdział 1

Niosący światło - Rozdział 3

Szczęśliwy to on nie był. Nawaliliście.

 

Intensywnie zielone spojrzenie śledziło reakcję zebranych. Jedni wręcz drżeli ze strachu, przed tym co miało ich spotkać, drudzy natomiast nie wykazywali większego zainteresowania słowami Samuela. Nie wiedzieli, jaka kara ich czeka, bo nie znali możliwości swojego Pana.

 

-Nie wiem co wymyśli, ale radzę przygotować się na najgorsze.

 

Nie chciał przekazywać im tak strasznych słów. Czuł się z tym źle. Ale co mógł zrobić? Nie sprzeciwi się samemu Lucyferowi. Nawet on nie miał odwagi.

 

Kiedyś był inny.

 

Ale zmienił się. I to bardzo. Nie traktuje go jak przyjaciela, a raczej jak sługę.

 

Z tłumu wyłoniła się piękna, czarnowłosa kobieta.

Zresztą, tu wszyscy wyglądają doskonale. Grzech kusi, bo jest lepszy niż rzeczywistość.

-To nie była nasza wina. Nie mieliśmy z nim szans. Jest potężniejszy od nas!

-Był nieprzytomny i wyczerpany.- Samuel sam wydawał się być przygnębiony tą sytuacją - słuchajcie, to nie była moja decyzja.

-Ale jesteś z nim blisko! Przekonasz go! - na sali rozległy się krzyki, szepty.

Nadal mieli nadzieję...

 

*****

Wlokłam go całą drogę do domu, a teraz nie mogę znaleźć kluczy! Zaraz wróci mama, a ja stoję przed drzwiami z aniołem w ramionach!

Są!

Teraz jeszcze schody. 1...2... cholera, ile on waży?! Dobra, spokój. 3...4...5... oo nie. Pierdziele, zostawiam go.

Ale czy to nie odgłos silnika? Mamo! Brawa za wyczucie! Ostatnie schodki przebiegłam sprintem, prawie ciągnąc go za sobą. Chwytałam za klamkę, gdy na dole rozległ się trzask zamykanych drzwi.

 

-Alice? Jesteś już?

 

Jeszcze chwila... delikatnie ułożyłam go na łóżku. Przecież mógłby coś sobie zrobić, nie?

Bredzę. On już może nie żyć, a  ty stoisz i przyglądasz mu się! Idiotka. Ale te jasnoniebieskie oczy... lekko kręcone, białe włosy... skrzypienie... czekaj, co?!

 

-Alice?

-Idę! - gdyby go zobaczyła, padłaby na zawał.

 

Wybiegłam z pokoju, trzaskając drzwiami.

-Hej, mamo - uśmiech! Nie może zobaczyć, jaka jestem przejęta. Jeszcze się czegoś domyśli.

-Wołałam cię - oho, robi się podejrzliwa. Widzę te zmrużone oczy.

-Naprawdę? Dopiero wróciłam i nie usłyszałam - tylko co ma jedno do drugiego?

-No dobrze - odpuściła, ale nie zmieniła wyrazu twarzy. Jest postęp! - zrobię naleśniki, co ty na to?

-Mniam! - tym razem uśmiech  nie był wymuszony. Uwielbiam jeść!

-Zawołam cię, jak będą gotowe.- odwróciła się by odejść - Rose dziś nie przyszła?

-Musi pilnować Isabelle - błagam, idź już! On tam umiera!

-Hm, no dobrze.

Uff... poszła, ale co teraz? Cicho weszłam do pokoju. Nadal tam leżał. Wypadałoby podejść... sprawdzić, w jakim jest stanie... może zatamować krwawienie...

To jest to!

Bandaże!

 

*****

Niewysoka, szczupła postać stała przed czarnymi,  masywnymi drzwiami. Dłoń miała podniesioną, jak gdyby chciała zapukac, lecz coś ja powstrzymywało.

Strach.

Tak, to był strach. Samuel bał  się. Widział, że nie tak powinno to wyglądać. Kiedyś byli ze sobą bardzo blisko, więc dlaczego to się zmieniło? Nienawiść  i pragnienie zemsty sprawiło, że ktoś dla niego ważny przestał  być sobą. Ale przecież musi być w nim choć odrobina dobra.

Musi...

Nagłe szarpnięcie drzwiami sprawiło, że zielonooki cofnął się wystraszony. Ujrzał przed sobą bezdenne, czarne spojrzenie.

- Jakiś problem? - sam głos Lucyfera kojarzył się z mrokiem i przyprawiał o dreszcze. Był niezwykle głęboki, nie odbijaly się w nim żadne uczucia, czy emocje. Odbierał resztki odwagi- mowę Ci odebrało?

-Och, nie. To znaczy... eeem...przekazałem im, to co kazałeś.

-Cieszę się. Jeszcze coś? - wpatrywał się w Samuela z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

-Nadal go nie namierzyliśmy... - nie chciał tego mówić, ale przecież dowiedziałby się prędzej czy później - próbujemy. Cały czas staramy się go odszu...

 

Słowa zagłuszyły ciężkie drzwi, które zamknęły się tuż przed jego nosem. Westchnął i odszedł zrezygnowany.

 

Po drugiej stronie Lucyfer wpatrywał się w jeden punkt. Po chwili na jego usta wypłynął szatański uśmieszek.

 

-Znajdę cię, braciszku. Będziesz  cierpiał, tak jak ja.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • comboometga 22.11.2015
    Znalazło się jeszcze kilka błędów, ale głównie chodzi o spacje po myślnikach i interpunkcję ;) Postaraj się chociaż raz prześledzić tekst, a na pewno coś wpadnie Ci w oko :) Dużo się dzieje, oj dużo. Podoba mi się :D Leci piąteczka ;>
  • Madzikuś 23.11.2015
    Staram się dbać o interpunkcje, ale nie zawsze zauważe jej brak.
    Cieszę się, że się podoba! ^^ I dziękuję za komentarze, oceny. Dużo znaczą.
  • Rasia 23.11.2015
    Nie martw się, w takim razie wypiszę Ci to, co przeoczyłaś, a czego comboometga nie nadmieniła :)
    "Jedni wręcz drżeli ze strachu, przed tym co" - ten przecinek przenieś przed "co"
    Liczby słownie ;)
    " Pierdziele" - pierdzielę* + pozbyłabym się jak zwykle tego przekleństwa xD Dziewczyna nie pochodzi raczej ze środowisko, które na wszystko nauczyło ją reagować przeklinaniem.
    "Ostatnie schodki przebiegłam sprintem, prawie ciągnąc go za sobą." - Opowiadanie jest jak łańcuszek. Wszystko się ze sobą łączy i jeśli pociągniesz za jedną część, druga ruszy zaraz za nią. Tak więc jest i w tym zdaniu. Brzmi trochę tak, jakby ciągnęła sprint po schodach ;)
    "-Hej, mamo - uśmiech!" - Uśmiech*, wspominałam Ci już o tej zasadzie.
    "-Wołałam cię - oho, robi się podejrzliwa" - Oho* itd. Przeanalizuj sobie jeszcze raz te końcówki ;)
    " zrobię naleśniki" - Zrobię*
    "czarnymi, masywnymi" - bez jednej spacji pod koniec porobiło Ci się ich strasznie dużo, też sobie zobacz ;)
    "zapukac" - zapukać*
    "żadne uczucia, czy emocje" - bez przecinka
    Uff, no tym razem nieco się tego nazbierało. Porobiłaś znowu parę podobnych błędów, ale widzę poprawę, chociażby z tymi ogonkami :) Ta część wypadła trochę słabiej, dlatego 3,5 czyli 4. Ale nie martw się, trzymam za Ciebie kciuki. I tak dobrze Ci idzie, najważniejszy jest postęp, a u Ciebie powolutku go widać. W drobnostkach, ale jednak :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania