Niosący światło - Rozdział 4
Uf, znalazłam je! Po dziesięciu minutach, ale to nieistotny szczegół. Teraz trzeba działać. Problem w tym, że zupełnie nie wiem, jak. Ale ja nie dam rady? Błagam.
Swoje kroki skierowalam do sypialni. Nie spodziewając się, co zobaczę za nimi, spokojnie otworzyłam drzwi. Później nie widziałam już nic.
*****
Lucyfer krążył po utrzymanym w czarno-czerwonych barwach pokoju, niczym uwięzione w klatce zwierzę. Intensywnie nad czymś rozmyślał i nie było to nic przyjemnego. Miał poważny problem i coraz mniej czasu na jego rozwiązanie.
Musiał go znaleźć.
A później sprawić, by cierpiał niewyobrażalne katusze. Gorsze niż on musi znosić każdego dnia, zawsze o tej samej porze.
Tik-tak. Tik-tak.
Ta pora niedługo nadejdzie, a on nadal nie miał sensownego pomysłu. Wszystko przez tą bandę idiotów! Gdyby nie oni, Nathaniel stałby teraz przed nim ledwo żywy, zdany na jego łaskę.
A teraz musi go szukać gdzieś w ludzkim świecie!
*****
Co się stało?! Dlaczego nie mogę się ruszyć?! Tak w ogóle, to czemu ktoś na mnie siedzi?!
- Nie ruszaj się, ludzka istoto, a może cię oszczędze - czyjś głos odezwał się tuż za moim uchem. Jako, że moja głowa została przeciśnięta do dywanu, mogłam jedynie wydać z siebie kilka pełnych oburzenia pomruków.
- Mówiłem ojcu, że te jego pupilki są groźne. Ale nie, nie słuchał. A teraz jeden z nich na mnie warczy! - czy on naprawdę chce kontynuować swój wywód, gdy mi się kończy tlen?! - puszczę cię, ale jeśli spróbujesz zrobić mi krzywdę, to bardzo szybko tego pożałujesz.
W jednej sekundzie cały ciężar, który czułam na plecach, znalazł się gdzie indziej.
Mogę oddychać!
*****
Odziana w czerwień postać klęczała na środku dużego pomieszczenia, które można by wziąć za salon. W całym ogromnym budynku słychać było wrzaski pełne niewyobrażalnego bólu. W tym pokoju nie było inaczej. Lucyfer odrzucił bujne, czarne włosy do tyłu, czując, że każda komórka jego doskonałego ciała płonie, odrywa się od reszty i z powrotem wraca na swoje miejsce.
Starał się do tego przyzwyczaić. Przez całe swoje życie próbował pogodzić się z tym uczuciem. Bez skutku.
*****
- Człowieku?
Powoli odwróciłam głowę w stronę, z której dobiegał głos.
To on.
To ten anioł. I mówił do mnie! Ale chwila... kiedy wychodziłam, był ranny, nieprzytomny i wyglądał jak jedno wielkie nieszczęście. Teraz stał przede mną, śledząc każdy mój ruch swoimi złotymi oczami. Wszystkie jego rany nagle zniknęły. Nie został po nich żaden ślad. Może i jest jakiś wyjątkowy, ale jakim cudem?!
- To ty mnie porwałaś?
- Słucham? - no nie wierzę. Ja tu z sercem, a on oskarża mnie o porwanie.
- Dlaczego to zrobiłaś? Gdzie jestem? Odpowiadaj, człowieku- powiedział to z taką powagą, że sama zaczęłam się zastanawiać, czy to przypadkiem nie moja sprawka.
- Mogłabym wstać? - zacznijmy od tego, że nadal leżę przed nim. To nieco niewygodne.
- Ale nawet nie próbuj żadnych ludzkich sztuczek. - jasne, jasne, nie jestem głupia.
Zaczęłam powoli podnosić się, nadal czując na sobie spojrzenie anioła.
- Mów.
Postanowiłam zaryzykować:
- Kim jesteś? - to pytanie dręczyło mnie już w sadzie. Chyba mam prawo wiedzieć?
Jego mina mówiła sama za siebie:
Nie mam prawa wiedzieć.
Tak więc zaczęłam opowiadać o naszym "spotkaniu" sprzed niecałej godziny.
Komentarze (2)
Zostawiam 4,5 :)
- To ty mnie porwałaś?
- Słucham? - no nie wierzę. Ja tu z sercem, a on oskarża mnie o porwanie." - ten moment mnie ubawił :D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania