Niosący światło - Rozdział 7
Moim oczom ukazał się przerażający widok. Nie wiem, czy gorszy był stan samego pokoju, czy może położenie Dyzia - mojego zawsze spokojnego kota. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, w jakich okolicznościach zwierzę, zawinięte w koc, znalazło się w szufladzie. Wystawała mu tylko ruda głowa. Za to pomieszczenie usłane było piórami, pochodzącymi ze zniszczonych poduszek. Krzesło, które przed moim wyjściem z pokoju znajdowało się obok biurka, teraz leżało na łóżku. W dodatku nie całe. Jednej z nóżek nie mogłam się nigdzie dopatrzeć. Rozpaczliwe miauczenie kota zmusiło mnie do przerwania oględzin pokoju. Nie patrząc na Anioła, podeszłam do szafki, a następnie z jeden z szuflad wyciągnęłam rozwścieczone zwierzę. Szamotało się, próbując uciec z krepującego go materiału. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Nie zmienia to jednak faktu, że musiałam mu pomóc. Szybko rozwinęłam koc, a w następnej sekundzie z pola widzenia straciłam Dyzia.
- Zabierz to! - Przerażony wrzask rozległ się tuż za moimi plecami. Kiedy spojrzałam w tamtą stronę, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Anioł, istota nie z tego świata, postać znacznie wspanialsza od człowieka, wymachiwała rękami, próbując pozbyć się, siedzącego mu na głowie, krwiożerczego kotka. Okrutna bestia syczała, drapiąc go po twarzy i uparcie trzymając się białej czupryny. Tego było za wiele. Nie przejmując się sprawianiem wrażenia przyjętej, wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Sytuacja wydała mi się na tyle komiczna, że nie myślałam już o tym, co się stanie, kiedy mama tu przyjdzie. A wiedziałam że przyjdzie. Niemożliwym byłoby, gdyby nie usłyszała, co dzieje się na piętrze. Zwłaszcza, że w przerwach między chichotaniem, a ocieraniem łez, udało mi się wyłapać kilka głośnych krzyków blondyna. Ciężko było złożyć to w spójną całość, jednak po czasie dotarło do mnie, że rozkazuje mi, abym pozbyła się tego "stwora", a także żebym zabrała "paskudną bestię, która próbuje go uśmiercić". Dość ciekawe określenia dla niegroźnego, domowego kota.
Kiedy wreszcie udało mi się powstrzymać śmiech, Anioł leżał na ziemi, natomiast jego przeciwnik stał nieopodal, pusząc ogon i wydając niezbyt przyjazne dźwięki. Skupiając uwagę na zwierzęciu, podeszłam do niego i szybko podniosłam z podłogi. Momentalnie ucichł, tak jak i mężczyzna.
- Żyjesz? - Pytanie może i nie było oryginalne, jednak w tamtej chwili wydawało się jedyne.
- To mnie prawie zabiło! Powinno zostać wysłane na wieczne potępienie w czeluściach piekła! - Nie uspokoił się, a wydawał się jeszcze bardziej pobudzony.
- To nie sięga ci do kolan. Nie wiem, co mu zrobiłeś, ale nigdy taki nie był. - Szczera prawda. Dyzia można głaskać, ciągnąć za ogon, nosić, a on nawet nie wysunie pazurków. A teraz zdemolował mi pokój.
- Rzucił się na mnie! Gdyby coś mi się stało, oboje byście za to odpowiedzieli. Ale może okażę wam łaskę. Musisz jednak wypuścić mnie stąd i pokazać drogę powrotną. Podczas rozmowy z ojcem uwzględnie to, a wtedy może nie spotka was kara.
Nie wiem, jaki miałam wyraz twarzy, jednak sądząc po tempie, w jakim zrzedła mu mina, raczej nieciekawy. Po części, dlatego że dotarło do mnie coś niepokojącego. Minęła dobra chwila, odkąd się uspokoiliśmy, a mamy nadal nie było. Powinna zaniepokoić się dźwiękami i przybiec. A jej tu nie ma. Z tego miejsca mogłam śmiało powiedzieć, że nic nie wskazuje na to, żeby była w domu. Warto to jednak sprawdzić. Dziś wydarzyło się już zbyt wiele dziwnych rzeczy, by nie martwić się nieobecnością mamy.
Zupełnie ignorując jasną postać Anioła, wybiegłam z pomieszczenia z kotem na rękach. Wychylając się przez barierkę nie zauważyłam, żeby ktoś kręcił się na dole.
- Stój! Nie możesz tak po prostu wychodzić! - Nie oglądając się za siebie, wiedziałam, że biegnie za mną, lecz nie miałam zamiaru się zatrzymać. Dopiero, gdy stanęłam przed drzwiami wyjściowym, mogłam zwolnić. Na nich zawieszona była karteczka.
"Zadzwoniła Pani B. Musiałam szybko do niej pobiec. Wiesz gdzie mnie szukać. Buziaki.
Mama"
Kamień spadł mi z serca. W głowie układałam najgorsze scenariusze, które nie powinny nigdy się wydarzyć, a okazało się, że mama jest bezpieczna.
- Jak śmiesz mnie ignorować?! Za kogo sie uważasz?! Jesteś nikim! Nie masz prawa tak uciekać! - Kiedy skrzydlaty już mnie dogonił, byłam zbyt szczęśliwa, żeby się kłócić. Jak na razie, był jedyną istotą nie z tego świata, z którą miałam styczność. Żadne latające stworzenie nie porwało mojej mamy. Sąsiadka z bloku obok jest zupełnie niegroźna, więc nie mam powodów do zmartwień. No może jeden. Stojący przede mną. Ale nawet na niego musi znaleźć się sposób. I ja go znajdę.
Komentarze (3)
Ode mnie to tyle, zostawiam tę czwórkę i pozdrawiam ;) Idę czytać drugą serię.
Bardzo pomocne byłoby zauważenie błędów typowo stylistycznych - je łatwiej zapamiętać, a później ich nie popełniać i, moim zdaniem, są znacznie wazniejsze. Doceniam to, że chcesz pomóc, jednak ze względu na tak irytujący telefon i krótką pamięć do detali, dużo lepsze byłoby zwracanie uwagi na sam styl. :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania