Noc
Przyszedł, gdy niewypowiedziane słowa leżały pod stołem,
I tylko kurz, ledwo już, tańczył w świetle lampy.
Niósł za sobą woń deszczu i popiołu,
A ja głupia otworzyłam mu drzwi, lecz usta zatrzasnęłam ciszą.
Usiadł przy oknie, bez cienia dźwięku,
Potem szeptał o rzekach, które teraz płyną wstecz.
W jego dłoniach gasły moje myśli,
Jak gasnąca świeczka postawiona przy oknie.
Zostawił po sobie jedynie milczenie i dotyk,
Którego już nigdy nie było mi dane poczuć.
Lecz tuż przed tym powiedział mi, że wspomnienia nie znikają,
Tylko wracają, gdy sądzimy, że już nie ma w nas bólu.
Jako odpowiedź wyszeptałam jego imię, które jako jedyne utkwiło mi głowie,
Później z okna spłynął tylko jego cień,
I jak rozlana woda – przesiąkł wszystko, nawet moje myśli.
I już nikt nikogo nie pytał, kto o kim śnił.
A na końcu została tylko ciemność nocy,
I jego czarne, odbijające blask księżyca, oczy
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania