Noc

Przyszedł, gdy niewypowiedziane słowa leżały pod stołem,

I tylko kurz, ledwo już, tańczył w świetle lampy.

Niósł za sobą woń deszczu i popiołu,

A ja głupia otworzyłam mu drzwi, lecz usta zatrzasnęłam ciszą.

 

Usiadł przy oknie, bez cienia dźwięku,

Potem szeptał o rzekach, które teraz płyną wstecz.

W jego dłoniach gasły moje myśli,

Jak gasnąca świeczka postawiona przy oknie.

 

Zostawił po sobie jedynie milczenie i dotyk,

Którego już nigdy nie było mi dane poczuć.

Lecz tuż przed tym powiedział mi, że wspomnienia nie znikają,

Tylko wracają, gdy sądzimy, że już nie ma w nas bólu.

 

Jako odpowiedź wyszeptałam jego imię, które jako jedyne utkwiło mi głowie,

Później z okna spłynął tylko jego cień,

I jak rozlana woda – przesiąkł wszystko, nawet moje myśli.

I już nikt nikogo nie pytał, kto o kim śnił.

 

A na końcu została tylko ciemność nocy,

I jego czarne, odbijające blask księżyca, oczy

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Sokrates 2 miesiące temu
    Ma przyjemny, tajemniczy i ciekawy klimat

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania