Noc

Drzewa owionął mglisty mrok.

Tchną żółcią, wilgotne,

Jakby wygnite, powyginane wraz

Z całym oblegającym błotem.

 

Z całym tym kolorytem.

 

I latarnie, złociste,

To złoto, złoto granatowego nieba.

I białe, przeszywające, a więc,

Więc gwiazdy ze swą milczącą tajemnicą.

 

Resztę zwabił mrok, co było prawdziwe,

Okrył, i nie widać ich było więcej.

 

Nieraz przebił go gmach budowli.

Poprzecinany symetryczną stalą.

Ta spaja wnętrza, spoiwa molocha,

A tego obsiada mgła, jak nocne,

Białe duchy. Przypatrujące się ptactwo.

Nieraz przebił je gmach budowli.

A może to one odsłoniły go spod swych skrzydeł.

...

 

I byli ludzie, lecz byli zbyt krótko.

Gdzieś poszli, wtopili się w noc,

A widać ich tylko dlatego,

Że niebo było granatowe.

 

I oświetlały ich własne gwiazdy,

Czasem złocisty blask.

A nieraz ustąpiła im mgła.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Aisak 04.11.2018
    Za dużo więc.
    Poza tym autor nieźle pisze, choć czasami miewa spadki formy.
    Co widać.
  • Wrotycz 04.11.2018
    Próba oddania obrazu, miejscami niezła.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania