Nocą przez park

Pociąg się spóźnił i zaczęło już zmierzchać. Mimo jesieni pogoda była ładna, więc postanowiłem pójść do domu piechotą. Droga wiodła przez opustoszały o tej porze park. Było cicho, przy alejkach zapaliły się już latarnie, a pod nogami szeleściły świeżo opadłe liście. Przy parkowej bramie stała jakaś kobieta i jakby się wahała, wejść, czy nie wejść. Omijając ją, odruchowo powiedziałem: „Dobry wieczór”.

– Dobry wieczór – odpowiedziała i zaraz dodała: – Przepraszam, że pana zaczepiam, ale mam do pana prośbę.

Jestem trochę uczulony na różnych proszących, bo przeważnie trafiają mi się pijaczkowie szukający pieniędzy na alkohol, więc w pierwszej chwili chciałem iść dalej. Zatrzymałem się jednak i spojrzałem na nieznajomą. Przede mną stała bardzo zadbana starsza pani, ubrana w porządny jasny płaszcz i taki sam beret. Zmieniłem więc zdanie i odpowiedziałem:

– Słucham, jak mogę pani pomóc?

– Czy mogłabym pójść z panem, bo samotnej kobiecie nocą w parku to tak jakoś nijak.

Zaskoczyło mnie to, ale jednocześnie połechtało moją męskość, więc odpowiedziałem:

– Ależ oczywiście. Będzie mi miło.

Ruszyłem, a nieznajoma podreptała obok.

– Czy może pan iść trochę wolniej, bo nie bardzo nadążam – powiedziała po kilku krokach.

– Przepraszam. Ja zawsze tak zasuwam – usprawiedliwiłem się i zwolniłem.

– A może ja wezmę pana pod rękę? – zapytała i zaraz to zrobiła. – Tak będzie nam łatwiej iść równo – dodała.

Ten niespodziewany chwyt spowodował, że poczułem się dziwnie. Wyobraziłem sobie bowiem, że zaraz zza krzaków wyskoczy jakiś typ, chwyci mnie za drugą rękę i razem z babcią mnie obrabują. Nieznajoma jednak trzymała moją rękę bardzo delikatnie, więc znowu obudził się we mnie dżentelmen.

– Bardzo proszę – odpowiedziałem. – Cała przyjemność po mojej stronie.

Pani poprawiła uchwyt, przytuliła się lekko i tak jakoś sprytnie zwolniła kroku, że zaczęliśmy iść powoli jak dwoje spacerowiczów.

Wypadało mi coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co. Zaległo niezręczne milczenie, zakłócane tylko szelestem liści pod naszymi stopami. Przerwała je nieznajoma mówiąc:

– Znam ten park od dzieciństwa. Dawniej było tu zupełnie inaczej. Na pewno pan pamięta.

– Niestety nie, bo mieszkam tu od niedawna – odpowiedziałem.

– Dawniej to był bardziej lasek niż park. Nocą hukały tu sowy, a nawet czasem lisek przebiegł. Alejki nie były wybrukowane, tylko żwirowane i z kałużami po deszczu. Trawniki rzadko koszono i krzaków było więcej. Teraz wszędzie ponasadzano jakieś jałowce czy tuje, a kiedyś były tu leszczyny i głogi.

Weszliśmy właśnie w krąg światła latarni i nieznajoma powiedziała:

– Chodziłam tędy do szkoły przy dworcu, a potem do pracy - też do dworca, bo pracowałam na kolei. Jak wypadła druga albo trzecia zmiana, to i nocami chodziłam. A latarni nie było, tylko jak była pełnia, to księżyc świecił.

– I nie bała się pani tak sama chodzić po nocach? – zapytałem.

– Nie. Młoda byłam to i głupio odważna. A poza tym znałam tu prawie wszystkich. To kiedyś było małe, bezpieczne miasto. Nie to co teraz. To był zupełnie inny park, ale milszy. Tu przychodziłam na randki i mojego, świętej pamięci, męża też tu poznałam.

Zapewne wspomnienie zmarłego małżonka spowodowało, że nieznajoma umilkła. Nie trwało to jednak długo i po chwili znowu się odezwała:

– A wie pan co? Jedno się nie zmieniło. Gdy naspadało tyle liści jak teraz, to można było tak samo szurać w nich nogami – powiedziała weselej.

Potem puściła moją rękę i podbiegła kilka kroków, rozkopując liście. Wróciła zaraz i, biorąc mnie znowu pod rękę, powiedziała trochę ze smutkiem:

– Jutro te liście pozbierają, a dawniej leżały aż do zimy. Można było w nich brodzić po kostki i bardzo to lubiłam.

Zrobiło się jakoś melancholijnie, a my szliśmy w milczeniu, powoli wchodząc i wychodząc ze światła kolejnych latarń.

Tak wyszliśmy z parku na jasno oświetloną, lecz pustą już o tej porze ulicę. Tu nieznajoma podała mi rękę i powiedziała:

– Dziękuję panu, że zgodził się pan mi towarzyszyć. I jeszcze się panu do czegoś przyznam – dodała z filuternym uśmiechem. – Gdy przed kilkoma dniami zaczęły w parku opadać liście, to wróciły wspomnienia z dawnych lat. Zamarzyłam sobie wtedy, żeby tak choć jeszcze raz w życiu pospacerować wieczorem po tych liściach pod rękę z mężczyzną. Ot, takie głupie marzenie starej kobiety. Okłamałam pana, mówiąc, że boję się sama chodzić po parku i dzięki temu mogłam spełnić to marzenie. Pan - choć nieświadomie - pomógł mi w tym i bardzo jestem panu za to wdzięczna.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, ale wyręczyła mnie nieznajoma, mówiąc:

– Mam nadzieję, że wybaczy mi pan to maleńkie kłamstewko. Dobrej nocy.

Powiedziawszy to, odwróciła się na pięcie i odeszła, raźnie stukając obcasami po chodniku. Po chwili zniknęła za rogiem, a ze mną pozostał jedynie słabiutki zapach jej perfum.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (24)

  • kigja dwa lata temu
    Myślałam, że pani starsza okaże się duchem, a okazała się starszą panią z marzeniami, bo w każdym z nas drzemie dziecko skore do harców :)
    Sympatyczne opowiadanie. Pozdrawiam!
  • Marian dwa lata temu
    Dziękuję Ci za odwiedziny i miły komentarz.
  • Anonim dwa lata temu
    Bardzo, ale to bardzo mi się spodobało! Jedno z Twoich najlepszych opowiadań. Super!
    Kurde, jak ja lubię takie klimaty!
    Nawet przez dobroć tego tekstu nie chce mi się czepiać drobiazgów.

    Pozdrość.
  • Marian dwa lata temu
    Dziękuję Ci za odwiedziny i miło mi, że aż tak bardzo Ci się to podobało.
    A drobiazgów możesz się czepiać. Zawsze jest to dla mnie pomocne.
  • befana_di_campi dwa lata temu
    Takie "przytulankowe" :)))
  • Marian dwa lata temu
    Dzięki Befano, że wpadłaś.
  • Bożena Joanna dwa lata temu
    Trzeba iść za marzeniami w każdym wieku. Podoba mi się.
    Pozdrowienia!
  • Marian dwa lata temu
    Dziękuję Bożeno za odwiedziny i miły komentarz.
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Marianie↔Bardzo sympatyczny tekst. A ponadto taki specyficzny, zwyczajny, ciepły klimat. Poza tym, jakby obopólna korzyść.
    Ona spełniła marzenie, a on miał radość, że to umożliwił.
    ''Powiedziawszy to, odwróciła się na pięcie i odeszła." Słyszałem za sobą, cichnące kroki. Odwróciłem się. Nikogo nie było.
    Widocznie spojrzałem za późno.
    Alternatywne zakończenie mnie napadło:)↔Tak czasami mam:))
    Pozdrawiam:)↔%?
  • Trzy Cztery dwa lata temu
    Sympatyczna opowiastka i niezwykła przygoda. A też jeszcze jeden dowód na to, że ludzie są fajni - przyjacielscy, troszkę pozytywnie zwariowani. Ja to wiem od dawna.
  • Marian dwa lata temu
    Dziękuję Ci za odwiedziny i komentarz.
    To alternatywne zakończenie pewnie kiedyś wykorzystam.
  • Marian dwa lata temu
    Trzy Cztery, dziękuję za odwiedziny i miły komentarz.
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Smakowicie napisane i bardzo nastrojowe opowiadanie. Wszystko płynie! Pozdrawiam 5
  • Marian dwa lata temu
    Marku, dzięki za dobre słowo.
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Marian wejdź na konkurencję. Tam też jest dobre słowo.
  • Marian dwa lata temu
    Byłem, dziękuję i pozdrawiam.
  • Narrator dwa lata temu
    Taka historia każdemu mogłaby się przytrafić, dlatego warta jest przeczytania. ?
  • Marian dwa lata temu
    Dziękuję Ci za przeczytanie i komentarz.
  • nerwinka dwa lata temu
    Marian Dziękuję za nastrojową podróż wstecz
    Marek J.
  • Marian dwa lata temu
    Nerwinka, a ja dziękuję za wizytę.
  • Niezły psychol dwa lata temu
    Albo ktoś siedzi cicho, albo rozmawia niewiadomo o czym do końca, mocno zaawansowana wiekiem twórczość dogasajacej gwiazdy człowieka
  • Marian dwa lata temu
    Niezły psycholu, dziękuję za wizytę.
  • Tjeri dwa lata temu
    Przeurocze opowiadanie. Nie dzieje się nic szczególnego a ile tu ciepła! Ile życzliwości. Brodząca w liściach starsza pani – cudna.
    Z przyjemnością przeczytałam. :)
  • Marian dwa lata temu
    Tjeri, dzięki za odwiedziny i miły komentarz.
    Tak mi czasami wyjdzie coś romantycznego.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania