Nocna Zmiana (2022) Adam Kaczorowski

Prolog; W miejscu na linii czasu

 

Czasami budzimy się w gorszym nastroju. Jedni powiedzą, że takie samopoczucie to sprawka nadprzyrodzonych mocy lub czakrów, a drudzy, że jest to spowodowane niewyspaniem. Niezależnie od powodu, chyba każdy na świecie doświadczył w życiu gorszego dnia. Brak skupienia i rozkojarzenie to przecież codzienność naszego świata. Pytanie tylko jak zareagujemy, gdy w trakcie takiego dnia, spotka nas coś zaskakującego?

 

USA; Stan Oklahoma, 9:30 a.m.

 

Poranna kawa nie dała Jamesowi zamierzonego efektu. Odkąd tylko postawił stopę na dywanie, zmęczenie wisiało w powietrzu. Krążąc po domu, zbierał instynktownie rozrzucone po pokoju ubrania, odhaczając w głowie wirtualną listę tego co już na siebie włożył. Zjadł ostatniego tosta z dużego talerza i włożył go do zmywarki. Zawsze przed wyjściem, przeglądał się w lustrze w holu. Tamtym razem, także spojrzał kilkukrotnie i potwierdził swoją gotowość do wyjścia, mechanicznym skinieniem głowy. Bardzo często decydował się na założenie ciemnych dżinsów, czarnej koszulki polo i skórzanej kurtki, zupełnie nie pasującej do zawodu, który wykonywał. Nie chodziło bynajmniej o wygodę, jednak o to w jaki sposób patrzą na niego inni ludzie. Przyjęło się już w nomenklaturze, że ubrania skórzane z połyskującym wykończeniem oraz opatrzone ćwiekami, zarezerwowane są dla muzyków światowej estrady albo typów z pod ciemnej gwiazdy. Na upartego można by jeszcze dołożyć motocyklistę, ale nim James również nie był. W oczach zwykłego człowieka najprościej było, przypasować go to tej drugiej grupy, a dla swojego dobra w pracy, powinien budzić powszechne zaufanie.

 

Taksówkarz. Z początku wydaje się, że to przecież nie policjant czy strażak, więc o zaufaniu publicznym mowy być nie może, a jednak, gdy wspomnieć szlachetne zachowania niektórych z przedstawicieli tego zawodu po zamachach terrorystycznych w Wielkiej Brytanii, można by było, bardzo szybko zmienić na ten temat zdanie.

 

Wychodząc przez bramę swojej kamienicy, gdy od samochodu dzieliły go już tylko trzy, może cztery kroki, spotkał sąsiada mieszkającego piętro wyżej. Był to jeden z tych typów, któremu można by z grzeczności poświęcić dzień, dwa lub tydzień, a on i tak na bieżąco znajdowałby nowe tematy (o wszystkim i o niczym) do rozmowy. Nie przeszkadzał mu ani trzaskający mróz, ani pulsujący, słoneczny żar topiący asfalt. Zwarty i gotowy, by przeprowadzać rozmowy i dowiadywać się faktów z życia najbliższych współmieszkańców.

 

— Do pracy?! — krzyknął z dystansu sąsiad.

 

— Niezmiennie od lat — burknął James.

 

Gdy tylko minął sąsiada, sam nie wierzył, że udało mu się przejść, niemal niezauważonym. Na plecach czuł jego wzrok, aż do chwili w której zajął miejsce w samochodzie. Będąc już za kierownicą i za zamkniętymi drzwiami, szanse, że ktoś będzie zadawał niepotrzebne pytania zmalały niemalże do zera. Pytania od pasażerów się nie liczyły, z resztą i tak zazwyczaj milczeli, prawdopodobnie przez tę skórzaną kurtkę.

 

Ten sam dzień; stan Oklahoma; 7:33 p.m.

 

Przeszło dziesięć godzin pracy a aura dnia, wdała się we znaki pasażerom i samemu Jamesowi.

 

— Nadęty buc! — wyryczała pasażerka w średnim wieku — Trzymaj tutaj swoje zasrane drobne za kurs! Obym Cię więcej nie zobaczyła! Gdyby tylko spotkał Cię mój mąż!

 

— Gdybym powiedział coś na twój temat twojemu mężusiowi...

 

Urwał. Gdy tylko przez myśl przechodziły mu najgorsze wyzwiska kierowane w stronę kobiety i już miał je obrócić w rzeczywistość, usłyszał trzaśnięcie tylnymi drzwiami. Wraz z tym w głowie Jamesa, na stałe rozgościł się ból, towarzyszący mu od wczesnego popołudnia. Nie pamiętał nawet, od czego zaczęła się przepychanka słowna z kobietą. Nie miało to wtedy już żadnego znaczenia. Zatrzymał się na stacji benzynowej, przy jednym ze zjazdów z trasy ekspresowej. Szybko uświadomił sobie, że to pierwsza przerwa tamtego dnia i pierwsza od jakiegoś czasu. Poprzednie dni pracował od świtu do nocy i nie przypominał sobie, by zrobił wtedy chociaż jedną. Było to spowodowane mordęgą codzienności i próbą przetrwania.

 

Internet opanował tą sferę życia. Powszechne aplikacje w telefonach, ułatwiały zamawianie kursów, jednak nie wszyscy chcieli na to pójść. Grupa kierowców wykonujących ten zawód w klasyczny sposób, nieuchronnie z roku na rok się kurczyła. Po pięćdziesiątce, James i jego znajomi po fachu, nie przekonali się do nowych możliwości. Nierzadko spędzali w samochodach każdy dzień tygodnia, by tylko mieć za co przeżyć kolejny miesiąc.

 

Stacja benzynowa na której się zatrzymał, sprawiała wrażenie zupełnie ominiętej przez czas. Nieremontowany od lat budynek z odchodzącą farbą, migające przy suficie jarzeniówki sprawiające wrażenie, jakby miały wybuchnąć przy każdym mrugnięciu i kraciaste ceraty na stolikach, niejednemu przypomniały by lata młodości. Pomiędzy regałami, gdzie się przechadzał, co chwilę odnajdywał kolejny relikt przeszłości. Gdy obejrzał gabloty z jedzeniem i napojami stanął przy ladzie, do której po drugiej stronie podeszła sprzedawczyni, w zmechaconym t-shirt'cie i natapirowanych włosach.

 

— Poproszę dużą kawę i tamtą kanapkę z bekonem.

 

— Mmm.

 

Gdy stawiała przed nim kubek, zauważył na rękach liczne tatuaże i proste, cienkie blizny na nadgarstku.

 

— Zapłacę gotówką.

 

Cisza.

 

— Ile płacę? — spytał głośniej James, próbując wybudzić kobietę z letargu.

 

W odpowiedzi, stuknęła jedynie palcem w mały monitor skierowany do niego. Gdy wychodził, pożegnał się i odniósł wrażenie, że znów mruknęła pod nosem.

 

Na dworze zapadał mrok. W lecie, na ogół stawało się to później niż wtedy, lecz tamtego dnia, od rana było pochmurno i co chwila lał deszcz. Odpakowując kanapkę, usłyszał grzmoty i nawet wydawało mu się, że widzi w oddali pioruny. Burza była już blisko.

 

Ten sam dzień; stan Oklahoma; Na drodze; 8:47 p.m.

 

Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widział taką ulewę. Na zakrętach koła wpadały w poślizg a widoczność przez szybę była bardzo słaba, pomimo pracujących w szyku wycieraczek.Nad głową biły pioruny, rozświetlające na ułamek sekundy okolicę, by potem znów równie szybko, przywrócić ją do mroku. Wokół panowała już zupełna ciemność, a jedynie światła ulicznych latarń, torowały prostą drogę.

 

Ten sam dzień; stan Oklahoma; Postój taksówek; 10:17 p.m.

 

Gdy burza powoli odpuszczała, przystanął na opustoszałym postoju dla taksówek, przy jednym z centrów handlowych. Otworzył okno, zza którego, wilgotna bryza uderzyła go w twarz. Spojrzał na migający na desce rozdzielczej zegarek i usłyszał otwieranie drzwi przy tylnej kanapie.

 

— Właściwie to miałem już kończyć — rozpoczął — proszę znaleźć innego kierowcę — powiedział automatycznie James, patrząc przez przednią szybę.

 

Do samochodu wsiadł wysoki mężczyzna w długim płaszczu. Pomimo deszczu i burzy, nie było zimno, a na pewno nie aż tak, by chodzić tak ciepło ubranym. Od pierwszej chwili przywołało to dziwne uczucie, które wypełniło cały samochód.

 

— Słyszał Pan?! Na dzisiaj koniec! Proszę wysiąść! Kursu nie będzie! — wykrzyknął James.

 

— Dobry wieczór — zabrzmiał głęboki głos z tylnej kanapy. — Zdezorientowany James spojrzał w tylne lusterko, lecz nie dostrzegł twarzy, gdyż znajdowała się w cieniu narzuconego na głowę kaptura.

 

— Czy moglibyśmy jechać? — głęboki głos znów wybrzmiał.

 

— Przecież mówię, że... — James odwrócił się przez ramię, lecz nawet wtedy nie dostrzegł wyraźnych konturów twarzy. Wewnętrznie poczuł, że musi wykonać ostatni kurs tamtego dnia.

 

— Jedźmy — podkreślił mężczyzna na tylnej kanapie.

 

Ten sam dzień; stan Oklahoma; Obrzeża małego miasta; 10:17 p.m.

 

Kilkanaście minut wcześniej, gdy tylko James nacisnął pedał gazu, ostatni pasażer powiedział dokąd chce się udać.

 

— W tamtym miejscu jest jedynie opuszczony dworzec kolejowy. Donikąd stamtąd Pan nie odjedzie. Z tego co wiem, pociągi pasażerskie, przestały jeździć kilkanaście lat temu. Jedyne co można tam teraz spotkać, to długie pociągi towarowe i kilka osób zamieszkujących stary budynek dworca— powiedział James, odczuwając coraz większą presję.

 

— Nie zawsze to co dosłowne, jest prawdą — odpowiedział mężczyzna — czasami, potrzebne nam są inne zmysły by jej dociec. Fakt, że oczy nie widzą rozkładu odjazdów, nie oznacza, że go tam wcale nie ma.

 

— Tak — wychrypiał James, coraz bardziej przytłoczony.

 

Rozmowa z nieznajomym toczyła się, lekko patrząc, od kilkunastu minut. Przejechali razem kawałek trasy, a nie sposób było zobaczyć nawet twarzy mężczyzny który siedział z tyłu. Tym bardziej niekomfortowo, było próbować robić to w lusterku, nie było przecież wiadomo, czy ta tajemnicza osoba nie patrzy właśnie w tym samym momencie na Jamesa.

 

— Czym dla człowieka jest śmierć? Jak Pan myśli? — głęboki głos, po chwili ciszy, ponownie odezwał się z tylnej kanapy powodując całkowite sparaliżowanie u Jamesa.

 

— Ym.. co .. dokładnie .. ma .. Pan .. na .. myśli? — zdobył się jedynie na wydukanie tych kilku słów James, choć żałował, że były one pytaniem do nieznajomego. Ostatnie czego chciał, to dalszej rozmowy. Pomyślał, że dworzec już blisko, że zaraz ten dziwak wysiądzie, nawet nie będzie musiał płacić, a on uda się bezpiecznie do domu, jak najszybciej. Jak najszybciej.

 

— Zapytałem czym dla człowieka jest śmierć — kontynuował pasażer — nowym początkiem, czy starym końcem. Odnoszę wrażenie, że dla zwykłych ludzi, raczej to drugie. Cóż... — zawiesił — dla mnie, zupełnie odwrotnie. Nie zawsze to co uznajemy za dobre, takie właśnie jest i dokładnie odwrotnie jest ze złem. Świat nie ma jednej twarzy a prawda miesza się z kłamstwem. W życiu mamy do podjęcia wiele decyzji — wydudnił.

 

Na przedostatnim zakręcie przed docelowym miejscem, zaczęło rozlegać się postukiwanie, ze strony lewego koła taksówki. James zaskoczony, lekko podskoczył na fotelu i odruchowo spojrzał w lusterko wsteczne, lecz zobaczył tam znajomą już, czarną odchłań zamiast twarzy. Zatrzymał samochód na poboczu i włączył światła awaryjne. Osoba jadąca razem z nimi tym kursem, słysząc słowa jakie padły za kilka sekund, uznałaby je za najbardziej niedopasowane i absurdalne. James jednak je wypowiedział.

 

— Mógłby.. Pan.. spojrzeć.. z.. zewnątrz..co.. się.. stało? Po.. mojej..lewej.. stronie.. jest.. dużo błota — wyjąkał James, sparaliżowany strachem, kurczowo trzymając się kierownicy.

 

W samochodzie zapanowała cisza. Po chyba najdłuższych sekundach w życiu Jamesa, wyznaczanych biciem serca, uderzającego do gardła, usłyszał głęboki głos.

 

— Ależ oczywiście. Proszę Pana.

 

Gdy mężczyzna dwiema nogami stanął obok samochodu, James nie czekając, wrzucił bieg i nie myśląc o tym, czy samochód jest w stanie dalej sprawnie jechać, rozerwał głuchą ciszę nocy, rezonansem silnika. Pędził najszybciej jak tylko mógł, skupiając wzrok na odległym punkcie przed sobą. Nie odważył się spojrzeć ani za siebie, ani też w lusterko.

 

Ten sam dzień; Dom Jamesa; Gdy serce przestanie silnie uderzać

 

James niepewny tego co się wydarzyło, a już na pewno nieprzekonany czy wydarzyło się to naprawdę, czy tylko w jego głowie, opłukał szybko twarz zimną wodą. Nie spojrzał w swoje odbicie w lustrze. Rzucił się do łóżka i zasnął ze zmęczenia.

 

Dom Jamesa; Poza światem realnym

 

W głowie, jawiły mu się sny. Nad ranem, nie był w stanie oddzielić ich od jawy. W jednym z nich, widział postać. Postać bez twarzy. Mówiła.

 

„Jutro nie jest nasze. Jeszcze się spotkamy".

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Dominik Wald dwa lata temu
    Cieszę się, że powstała wersja pisana tej opowieści. Fajny klimat :) 5/5
  • AdamKaczorowski dwa lata temu
    Dobrze znana historia w nowej odsłonie ? Dziękuję

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania