Nocna zmiana

Marcin pracował jako ochroniarz w starym szpitalu psychiatrycznym, który miał być niedługo wyburzony. Jego zadaniem było pilnować, żeby nikt nie włamał się na teren i nie zrobił sobie żartów z porzuconych sprzętów i akcesoriów medycznych. Nie lubił tej pracy, ale potrzebował pieniędzy, a nocna zmiana była najlepiej płatna.

 

Pewnej nocy, gdy patrolował korytarze, usłyszał dziwne dźwięki dochodzące z jednej z sal. Były to jakieś jęki, szepty i stukania. Marcin poczuł dreszcz na plecach, ale postanowił sprawdzić, co się dzieje. Wziął latarkę i klucze i podszedł do drzwi. Na tabliczce widniał napis: "Oddział zamknięty".

 

Marcin odkręcił zamek i otworzył drzwi. Zapalił latarkę i oświetlił wnętrze sali. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Na łóżkach leżały ciała pacjentów, którzy byli podłączeni do różnych urządzeń i rurek. Niektórzy mieli na sobie kaftany bezpieczeństwa, inni byli przywiązani pasami do ramion i nóg. Wszyscy byli bladzi i wyglądali na martwych.

 

Marcin poczuł mdłości i chciał wybiec z sali, ale wtedy usłyszał głos zza pleców:

 

- Nie bój się, to tylko eksperyment.

 

Odwrócił się i zobaczył postać w białym fartuchu i maskie chirurgicznej. Był to doktor Kowalski, dyrektor szpitala, który zniknął kilka lat temu po oskarżeniach o nieetyczne praktyki medyczne.

 

- Co ty tu robisz? - zapytał Marcin z przerażeniem.

 

- Kontynuuję moje badania nad ludzkim umysłem - odpowiedział doktor Kowalski. - Te ciała to nie są zwyczajni pacjenci. To są moje ofiary. Zabierałem im życie, ale zostawiałem im świadomość. Teraz obserwuję, jak reagują na bodźce i cierpienie.

 

- To jest chore! - krzyknął Marcin. - Muszę to zgłosić policji!

 

- Nie zdążysz - powiedział doktor Kowalski i nacisnął guzik na pilocie. W sali zapaliło się światło i wszystkie urządzenia zaczęły pracować na pełnych obrotach. Ciała pacjentów zaczęły się drgać i wydawać przeraźliwe krzyki.

 

- Co ty robisz?! - krzyknął Marcin.

 

- To jest część eksperymentu - powiedział doktor Kowalski. - Chcę zobaczyć, jak reagujesz na strach i ból.

 

- Puść mnie stąd! - krzyknął Marcin i próbował uciec, ale drzwi były zamknięte na klucz.

 

- Nie ma ucieczki - powiedział doktor Kowalski. - Jesteś moim nowym pacjentem.

 

I tak Marcin został kolejną ofiarą szalonego naukowca, który torturował ludzi w imię swojej chorej pasji.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Poncki 9 miesięcy temu
    Kurde, jest to kawał pomysłu na świetne opowiadanie, ale mam wrażenie, że (bez urazy) zupełnie zmarnowane.
  • Akwadar 9 miesięcy temu
    Niestety dla autora, Poncki ma rację.
  • vanderPoltergeist 9 miesięcy temu
    Zajęło mi to nieco ponad pół godziny, ale napisałem przerobioną wersję Twojego opowiadania (w celach, powiedzmy, porównawczych). Oto ona:

    To miała być krótka i łatwa robota – taka w sam raz na kilka miesięcy, żeby coś dorobić i w międzyczasie znaleźć coś porządnego. Budynek miał zostać za niedługo całkowicie zburzony, ale jak to często w takich wypadkach bywa, po okolicy kręcili się żądni szabrownicy. Dlatego był potrzebny stróż.
    Marcin objął nocną zmianę. Za nocki płacono kilka groszy ekstra, co mu odpowiadało, chociaż po prawdzie to nie znosił tej pracy. Niektórzy bali się tego miejsca, bo to przecież szpital psychiatryczny, ale nie w tym rzecz. Budynek nie był wcale duży, sęk jednak w tym, że układ korytarzy był kompletnie nieracjonalny. Czasem, żeby przejść do pomieszczenia za ściną, należało najpierw udać się piętro wyżej i zejść drugimi schodami. Zapewne miało to kiedyś jakieś logiczne wyjaśnienie, w każdym razie Marcin go nie znał. W końcu był tylko zwykłym stróżem.
    Kolejny zwykły obchód, jak co noc. Zegarek wskazywał drugą w nocy. Przez pochmurne niebo przedzierało się światło pełnego księżyca. Szedł wolnym krokiem szpitalnym korytarzem. Skręcił w węższy korytarz i wtedy usłyszał to po raz pierwszy.
    Przystanął i nasłuchiwał. Może jakiś złomiarz chciał się dobrać do rur i kabli? Nie, to nie to. Odgłos przypominał bardziej zwierzęcy jęk. Dziki kot? Dźwięk powtórzył się i Marcin poszedł w jego kierunku. Rzadko zapuszczał się w tę część budynku. Drzwi, na których widniała kartka z napisem „Wstęp tylko dla personelu”, były uchylone. Czy tak być powinno?
    Pchnął je lekko i przekroczył próg. Cienie okiennych krat trochę go wystraszyły. Nie, żeby był strachliwym człowiekiem, to mimowolna reakcja jego organizmu. Oddech trochę przyspieszył, a dłonie lekko zadrżały. Dla pewności sprawdził, czy paralizator dalej spoczywa przy pasku. Wszystko było, jak należy, żadnej aberracji.
    Z jednym wyjątkiem. Znów usłyszał ten niepokojący dźwięk. Dochodził z głębi ciemnego korytarza. Wyraźniej zaczął przypominać ludzki jęk. Marcin wyciągnął latarkę. Wiedział, że w części sal dało się jeszcze włączyć światło, ale nie miał pojęcia, gdzie szukać włączników światło, bo projektant poumieszczał je w nieintuicyjnych miejscach.
    Przemierzył całą salę. Na końcu trafił na kilka schodków w dół. Pewnie krocząc przed siebie, zszedł na dół i zamarł.
    Wiadomo, że gdzieś jeszcze magazynowano sprzęt medyczny, żeby wywieźć go na dniach, ale żeby był włączony? Tymczasem ekrany aparatur migotały rytmicznie. Odchodziło z nich pełno rurek i kabli. Obok, na łóżkach, pod sterylnie białymi kocami, coś się poruszało.
    – Jest tu ktoś? – zawołał. Odpowiedziały mu jęki, takie same jak te, które słyszał wcześniej. Dochodziły wyraźnie spod koców. Zbliżył do pierwszego łóżka i uniósł pościel.
    Przerażony odskoczył. W pierwszym odruchu pomyślał, że mu się przewidziało. Co robiłby pacjent w nieczynnym szpitalu? To przecież niemożliwe! Żeby w budynku przeznaczonym do zburzenia jeszcze dokonywano zabiegów? Przetarł zmęczone oczy. Przejechał światłem po całej sali i naliczył osiem łóżek. A potem znów wyciągnął rękę, żeby sprawdzić, czy się nie myli.
    – Nie bój się, to tylko eksperyment.
    Odruchowo podskoczył przestraszony. Głos dochodził zza jego pleców. Kiedy się odwrócił, zobaczył postać lekarza w maseczce chirurgicznej.
    – Co ty tu robisz? – zapytał Marcin z przerażeniem.
    – Prowadzę badania nad ludzkim umysłem – odpowiedział spokojnie lekarz. – To już nie są zwyczajni pacjenci. Oni tak naprawdę już nie żyją.
    Marcin poczuł mdłości i chciał już uciec z sali, ale nogi trochę odmawiały mu posłuszeństwa. Doktor spojrzał na niego z odrobiną współczucia.
    – Zostawiałem im świadomość. Teraz obserwuję, jak reagują na bodźce. Nasze umysły wcale nie potrzebują ciała, by czuć. To staram się udowodnić.
    – Muszę to zgłosić policji! – krzyknął Marcin. Starał się przybrać groźny wyraz twarzy i opanować nerwy.
    Lekarz westchnął z politowaniem.
    – Nie zdążysz – powiedział i nacisnął guzik na pilocie, który ukradkiem dzierżył w dłoniach. W sali zapaliło się światło i wszystkie urządzenia zaczęły pracować na pełnych obrotach. Ciała pacjentów zaczęły się drgać i wydawać przeraźliwe krzyki.
    – Co ty robisz?! – krzyknął stróż i wyciągnąwszy szybkim ruchem paralizator, skierował go w stronę doktora.
    – To tylko część eksperymentu – odparł chłodno. – Chcę zobaczyć, jak reagujesz na strach i ból. Pokaż mi to.
    Tego już było zdecydowanie za wiele. Marcin błyskawicznie rzucił się do ucieczki. Nawet nie zauważył, jak wpadł na drzwi. To tu były drzwi? I dlaczego teraz nie da się ich otworzyć?
    – Wypuść mnie natychmiast! – wrzasnął desperacko, a głos zadrżał, zdradzając strach.
    – Gratuluję, zostałeś moim nowym pacjentem.
    Marcin nigdy sobie nie wyobrażał, jak wielki ból może odczuwać jego umysł, nawet kiedy nie ma już połączenia z własnym ciałem.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania