Nowa fryzura
Siedziała przed dużym lustrem, patrzyła na swoją twarz i próbowała uwierzyć, że pasuje do tego miejsca tak jak wszystkie inne klientki, i ma takie samo prawo tu być. Przykryta dużą czarną peleryną, nie różniła się przecież od nich, fryzjer uwijał się wokół niej tak samo gorliwie. Na początku nie wiedziała, co powinna zrobić z dłońmi, ale pod peleryną po prostu splotła je razem. I tak nikt ich nie widział.
Salon był ogromny, znacznie większy od tego w Skierniewicach, onieśmielająco jasny, z efektownymi żyrandolami i ogromnymi oknami, przez które przechodnie mogli zaglądać do środka. Grała cicha muzyka, a fryzjerzy rozmawiali z klientkami półgłosem, zachęcając do powierzenia sobie największych sekretów, w rodzaju takich, jakich Ania na pewno nie miała, bo jej życie było wstydliwie zwyczajne. Przemo (tak przedstawił się fryzjer) umył jej włosy, nałożył odżywkę i milcząco dotykał ich w sposób sugerujący, że na całym świecie nie ma teraz niczego ważniejszego.
– Spróbujemy asymetrii – odezwał się wreszcie. – Co pani na to?
– Nie wiem – zachichotała. Ach, dlaczego zachichotała? Czy nie może po prostu utrzymać poważnej miny? – To znaczy, że z jednej strony będą dłuższe?
Fryzjer nie odpowiedział, zobaczyła w lustrze, jak kiwa głową, czekając na jej decyzję.
– Nigdy tak nie miałam…
– Rozumiem. Ale taka fryzura pasuje do pani urody. Ma pani lekko asymetryczną twarz, widzi pani? Lewy kącik ust jest nieco niżej niż prawy. Proszę się nie martwić, nikt nie jest symetryczny. Ja też nie: mam jedno oko większe, o, proszę zobaczyć. I taka fryzura, jak pani ma teraz, z przedziałkiem pośrodku, niepotrzebnie to eksponuje. Zrobimy przedziałek… – Przesunął część włosów grzebieniem na drugą stronę – O, tu. Lewą stronę zostawimy nieco dłuższą, tu skrócimy do ucha.
Ponieważ milczała, dodał jeszcze.
– To bardzo modna fryzura ostatnio. Będzie pani zadawać szyku…. Gdzie pani pracuje?
– W przedszkolu. Jestem wychowawczynią.
– No to w przedszkolu. Żadna koleżanka na pewno takiej nie ma.
Pokręciła głową z uśmiechem. Nie, żadna koleżanka takiej nie miała. Wszystkie chodziły do niewielkiego, nieco obskurnego zakładu w pobliżu przedszkola, gdzie za dwadzieścia pięć złotych co dwa miesiące wracały do fryzury identycznej jak poprzednio.
Spojrzała na cierpliwą i pełną szacunku twarz fryzjera. On wie, co robi. Potrafi uczynić z niej kogoś trochę innego. Kogoś modnego. Czy nie dlatego właśnie przyjechała do Warszawy? Czy nie po to oszczędzała na tę wyprawę?
– To co: zaczynamy? – uśmiechnął się do niej i teraz tylko skinęła głową. Niech się dzieje, co chce. Odda mu swoje włosy i swój los.
W Warszawie było głośno i panował pośpiech, ale tutaj w salonie odpoczywała. Dłonie fryzjera były uważne i precyzyjne, jej twarz powoli zmieniała się w taką, której wcześniej nie znała. Postanowiła być zadowolona, ale kiedy fryzjer suszył i układał jej nową fryzurę, uśmiech tej nowej osoby w lustrze pojawił się trochę na wyrost. Czy w pracy spodoba się w tym nowym wcieleniu? Och, chyba się spodoba? Wyobraziła sobie, że wchodzi i pierwsza zauważa ją Asia:
– O matko, Anka! Ale czad! Monia, Kamila, patrzcie, kto przyszedł! – Wszystkie pakują się do szatni i wpatrują w jej nową fryzurę. – U kogo ty byłaś, dziewczyno?! Wyglądasz mega! Jak nie ty. To znaczy, ty, pewnie że ty, nie obraź się, ale twoje lepsze wcielenie. Nie, dziewczyny? – Wszystkie potakują. – Ile dałaś?
– Trzy stówki. Ponad – odpowiada Ania i wzrusza ramionami, jakby nie robiło to na niej wrażenia. Normalne, że za taką fryzurę trzeba zapłacić.
– No wow, nie dziwię się – mówi któraś. Kama. Kama to mówi, ona się trochę zna. – Pewnie w Warszawie byłaś, co?
Skaczą koło niej przejęte, wszystkie trzy. Podziwiają nowe włosy. Same by poszły, ale trochę szkoda im kasy. No i to niezła wyprawa, nie mają aż tyle samozaparcia. Ale Anka wygląda super, naprawdę jakby nie pracowała w przedszkolu tylko w salonie porsche. Cały dzień jest wyjątkowy, nawet niektórzy rodzice ją komplementują:
- Piękna fryzura, pani Aniu.
Tego jeszcze nie było. Rodzice przeważnie chcą rozmawiać tylko o swoich pociechach.
Ania spojrzała w lustro i złapała się na mimowolnym uśmiechu. Tak, jutro na pewno tak będzie. Chyba niemożliwe, żeby dziewczyny nie doceniły takiej fryzury. Chociaż… kto wie? A może właśnie nie docenią? Żadna z nich nie miała przecież nigdy niczego podobnego na głowie.
– O Boże, Anka! Co ty zrobiłaś z włosami? Kto cię tak skrzywdził? Ile ścięłaś, chyba z dziesięć centymetrów, nie żal ci? – Kama patrzy krytycznie i oświadcza – I pewnie jeszcze grubą kasę za to dałaś, przyznaj się.
Ania się przyznaje, ale to im nie wystarcza. Nadal gadają:
– Jezu, z tej strony masz dłużej. Fryzjer nie ma linijki, czy jak?
Śmieją się, a ona próbuje się bronić:
– W Warszawie tak się nosi – mówi i słyszy, jak słabo to brzmi, jak nieprzekonująco. Ta, jasne, nosi się. Albo cię ten twój nowy fryzjer zrobił. No trudno, włosy odrosną. Nie martw się. Trudno. Może idź do naszej to chociaż ci to wyrówna jakoś.
Czy w takiej sytuacji będzie chciała iść do starej fryzjerki? Nie jest zbyt chętna mieć takie krótkie włosy z obu stron, ta jedna dłuższa strona robi jednak miłe wrażenie. No ale jeśli będzie zmuszona… Nie ma zamiaru wstydzić się każdego dnia i codziennie wysłuchiwać durnych uwag.
– Gotowe. I jak?
Z lustra spojrzała na nią modna, młoda kobieta.
– Moim zdaniem wygląda pani pięknie – mówi fryzjer. Wyglądasz mega, mówią koleżanki z pracy w głowie Ani.
Musiała się na coś zdecydować. Albo powiedzą tak, albo inaczej. Obie wersje przekonywały ją równie mocno, ale fryzjer mówił, że jest pięknie, a to chyba przechylało szalę w stronę "szok, jak super wyglądasz". Ostatecznie zdecydowała, że tak właśnie jest, spojrzała w oczy odbiciu fryzjera i kiwnęła głową.
– Jest naprawdę super. Bardzo dziękuję.
Wstała, zapłaciła i na nieco miękkich nogach wyszła z salonu. Przed wyjściem zajrzała jeszcze przez okno, chcąc posłać fryzjerowi ostatni porozumiewawczy uśmiech, bo teraz to jest ktoś, komu oddała swój los, ale on już zagadywał kolejną klientkę, nie patrzył na zewnątrz, więc niechętnie weszła w warszawski pośpiech.
Na dworcu ludzie zmierzali we wszystkich kierunkach. Trzymali za ręce dzieci, psy na smyczy, kawy w rękach, walizki. Patrzyła na kobiety i dzieliła je na dwie grupy: w pierwszej były nowe, zadbane fryzury, osoby modne i interesujące. Takie jak ona. W drugiej były włosy niedbale spięte w kitkę, a także bezbarwnie wiszące, szare i matowe. Taka już nigdy nie będzie. Kupiła bilet, ale do odjazdu jej pociągu zostało pół godziny. Co zrobić z takim czasem?
Weszła do Starbucksa. Powietrze było tu inne, ciepłe. Pachniało kawą. Przed nią stała grupka obcokrajowców, sądząc po urodzie chyba Japończyków. Teraz pasowała do takich miejsc. Mogła wejść i kupić kawę, tak jakby robiła to codziennie. To zupełnie co innego niż kawka parzona w dziewczynami w przedszkolnej kuchni, kiedy dzieci mają leżakowanie. Ciekawe, co dziewczyny jutro powiedzą. Oba obrazy znowu jej przed oczami. Na pierwszym koleżanki zachwycają się fryzurą, na drugim wyrażają dezaprobatę. I znowu nie potrafiła zdecydować, który jest prawdziwszy.
– Czego się napijesz?
Ach, więc to już była jej kolej. I miły chłopak w kolorowej koszuli mówił do niej na ty. Naprawdę tu pasuje. Nieco spanikowana spojrzała na tablicę z menu. Nie miała czasu do namysłu, więc powiedziała tylko:
– Cappuccino poproszę.
– Jaki rozmiar?
– Taki… średni.
– Cappuccino Grande, jasne. Mogę cię zapytać o imię?
– Anika.
Słowo wyskoczyło z niej i nagle stało się prawdą. Sympatyczny chłopak ze Starbucksa przygotowywał kawę dla Aniki. Imię było eleganckie jak jej fryzura. Pasowało. Może być kim chce. Może być Aniką. Dlaczego nie?
Po chwili odebrała swoje Cappuccino Grande i ruszyła na peron. Nadal czuła zapach kosmetyków z salonu. Pod palcami miękkość włosów. Nowy początek.
Pociąg sunął nadspodziewanie cicho. Cieszyła się, że już wraca. Dzień ją zmęczył i chciała się już położyć w łóżku, sama, żeby nie było obok żadnych oczu, które mogą na nią patrzeć.
Kiedy dotarła do domu, był już wieczór. Ojciec nie zauważył jej nowej fryzury. Przez chwilę patrzył na nią, jakby coś mu się nie zgadzało, jednak wreszcie mruknął "dobranoc" i zaszył się w swoim pokoju.
Następnego dnia ręce jej drżały, gdy nakładała tusz na rzęsy. Za chwilę pokaże się dziewczynom. Teraz, rano, fryzura wydawała się jeszcze bardziej ekstrawagancka, asymetria jeszcze bardziej widoczna. Zamknęła oczy, żeby przypomnieć sobie fryzjera, jego pewność, której zaufała. Anikę, którą była na dworcu. Otworzyła oczy. Pociągnęła usta błyszczykiem. Włożyła jeansy boyfriend i białą koszulkę z obrazkiem. Widziała taką stylizację w jakimś kobiecym czasopiśmie i wiedziała, że to coś dla niej: proste i nikt nie powie, że wysilone albo niemodne. I wygodne do pracy z dziećmi.
Była gotowa.
Przez całą drogę wydawało się jej, że ludzie na nią patrzą. Szła sprężystym krokiem, wyprostowana. Dłoń, którą otwierała drzwi przedszkola, drżała lekko. Już w szatni słyszała głosy i śmiechy koleżanek. Powoli zdejmowała kurtkę. Te głosy… dlaczego takie głośne. Coś było inaczej.
Weszła do pokoju, gdzie szykowały się przed rozpoczęciem zajęć.
– O, Anka, święto mamy dzisiaj!
– Monia się zaręczyła!
Wszystkie roześmiały się na widok jej miny, Monia z dumą zademonstrowała pierścionek.
– Wczoraj wieczorem – oznajmiła.
– A teraz najlepsze! Nie uwierzysz. Będzie ślub, a potem od razu dziecko w pakiecie!
– Co tak stoisz, Anka, tort mamy, częstuj się! Fajna fryzura. Dziewczyny, wieczorem musimy to uczcić. Monia, stawiasz kolację!
Usiadła i wzięła kawałek tortu. Parzyła na rozpromienioną Monikę, duży pierścionek zaręczynowy ruszał się tam i z powrotem, kiedy koleżanka gładziła brzuch.
Komentarze (7)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania