Nowa transformacja
Czy nadszedł czas na zmiany, zapytałem się retorycznie. Pro forma spytałem, ponieważ odpowiedź jest twierdząca. Tu oblazł mnie sceptycyzm i zawarczało mi w duszy: zmiany, tak, lecz gdzie i przez kogo czynione? Więc, by nie wypaść z roli buntownika dodałem, iż są konieczne WSZĘDZIE, a robione powinny być przez ludzi pozbawionych niekompetencji. Otrzaskanych z analitycznym myśleniem.
Konkluzja: jeżeli aktualny Sejm i dzisiejszy rząd mają zajmować się naprawą tego, co spieprzyli, to już wiem, jak będą wyglądać zapowiadane reformy: tak samo fatalnie. Jeżeli następny, naprawy udadzą się tylko wtedy, gdy rząd zacznie pracować w jednym kierunku i podejmować decyzje podyktowane dobrem państwa, a nie dobrem jego członków.
*
Jednym z najważniejszych zadań naprawczych oczekujących na radykalne rozwiązanie jest odchudzenie administracji. Zgodnie z prawem Cyrila Northcote Parkinsona, brytyjskiego pisarza i historyka, jej rozrost jest nieuchronny. Co nie oznacza, że nie można go ograniczyć. Można i należy. A zmniejszanie liczby zatrudnionych urzędników powinno odbywać się podobnie, jak wycinka zbędnych gałęzi. Wiadomo, że za jakiś czas odrosną i całą zabawę z przerzedzaniem trzeba powtórzyć, ale zanim to nastąpi, drzewa będą miały więcej tlenu. Przekładając z ogrodniczego na język administracyjny, tlen potrzebny do rozwoju roślin, zamieniamy na sprawne funkcjonowanie urzędu: im mniejsza administracja, tym lepsza produkcyjna wydajność.
Parkinson, prześmiewca ekonomicznych absurdów pokusił się o sformułowanie następującej tezy: rozrost aparatu administracyjnego powoduje dematerializację produkcji. Produkcja schodzi na nieważny plan, a na pierwszym pojawia się sprawozdawczy obrót papierami. W jednym ze swoich pism posunął się do konstatacji, że wytwarzanie czegokolwiek mija się z celem urzędniczego istnienia.
Hałas fabrycznych taśm zastąpiła krzątanina referentów, dyrektorów i kierowników zajętych nieróbstwem, pobieraniem wysokich premii i pensji, wyjazdami na urlopy i bankiety, a w przerwach od odpoczynku - wydawaniem sprzecznych zarządzeń lub poronionych decyzji.
Blankiety z wnioskami o przyznanie np. „dotacji na przedsięwzięcie” czy wypełnianie podań o udzielenie stypendium, kierowane do odpowiednich instytucji, pisane są ezopowym jęzorkiem po to, by szary petent mógł się w nich pogubić bez trudu. Funkcjonariusz zasiadający w organie przydzielającym zapomogę, okazuje się bezcenny, bo tylko on, jako autor podania, potrafi rozplątać to, co sam zamotał; w ten sposób udowadnia, że jest nieodzowny na stanowisku własnych idiotyzmów. Z czego wypływa morał: osobnik przyuczony do rozumienia głupot nie byłby potrzebny, gdyby sformułować prostszy druczek.
Komentarze (10)
A poważnie, tego chyba bez wojny nie da się zlikwidować. Biurokracja jest jak złośliwy nieuleczalny nowotwór, która swoim balastem nie do udźwignięcia niszczy państwa, narody i poszczególnych obywateli. Najgorsze w tym wszystkim, że oni są święcie przekonani, że są ludziom do czegoś, czegokolwiek potrzebni i przekonanie o własnym przepracowaniu. A tymczasem jest zupełnie na odwrót. Tak jak napisałeś.
Pozdr
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania